Za „Tygodnikiem Powszechnym” publikujemy fragmenty artykułu ks. Michała Hellera o abp. Życińskim opublikowanego na łamach pisma w 2005 roku, gdy metropolita lubelski otrzymał Medal Świętego Jerzego. Cały tekst można przeczytać w najnowszym „Tygodniku” (nr 8/2011) lub na stronach internetowych pisma. Abp Życiński zmarł nagle 10 lutego, w sobotę 19 lutego odbędzie się jego pogrzeb.

Pierwszy raz spotkałem go w księgarni na Podwalu w Krakowie. Byłem już wówczas autorem kilku książek, a on dopiero klerykiem. Podszedł do mnie nieśmiało. Nie pamiętam, czy właśnie wtedy zapytał, czy nie zechciałbym zostać recenzentem jego pracy licencjackiej, jaką pisał pod kierunkiem ks. prof. Kazimierza Kłósaka. Tak czy inaczej, ta praca wkrótce trafiła w moje ręce. Przywiózł mi ją do Tarnowa (gdzie mieszkam do dziś) sam zainteresowany. To była jego pierwsza wizyta w mieście, które potem miało odegrać w jego życiu tak wielką rolę. Wizyta dosyć formalna i szybko bym o niej zapomniał, gdyby nie praca, którą wkrótce zacząłem czytać. Dotyczyła ona filozoficznej analizy osobliwości początkowej w kosmologii relatywistycznej, czyli tego, co popularnie nazywa się Wielkim Wybuchem. Natychmiast zorientowałem się, że mam do czynienia z bardzo uzdolnionym człowiekiem o dużym talencie literackim. Trzeba na niego zwrócić uwagę – postanowiłem. I tak to się zaczęło. Najpierw rozmowy i konsultacje, wkrótce potem współpraca i coraz większa zażyłość.
W 1972 r., po ukończeniu studiów teologicznych w Wyższym Częstochowskim Seminarium Duchownym (które wówczas mieściło się w Krakowie w budynku przy Bernardyńskiej 3), przyjął święcenia kapłańskie, został skierowany na parafię i na jakiś czas zniknął mi z horyzontu. Wkrótce jednak znowu się pojawił, by w 1976 r. uzyskać stopień doktora teologii na ówczesnym Papieskim Wydziale Teologicznym w Krakowie. To wtedy zaczęliśmy systematyczną współpracę. Dwa lata potem uzyskał drugi doktorat, tym razem z filozofii na ówczesnej Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Kolokwium habilitacyjne odbyło się w Krakowie w 1980 r.
Rozpoczął się bardzo twórczy krakowski okres. Talent naukowy i literacki Józefa Życińskiego rozwijał się bardzo szybko. Jego zainteresowania coraz wyraźniej przesuwały się od kosmologii do szerzej rozumianej filozofii nauki. Był to czas, kiedy tę dyscyplinę nazywano ogólną metodologią nauk. W wydaniu Życińskiego była to jednak prawdziwa filozofia. Interesowały go nie tyle techniczne szczegóły, ile raczej bardziej w głąb sięgające zagadnienia. Jego popularne i filozoficzne artykuły, publikowane wówczas głównie w “Tygodniku Powszechnym” i “Znaku”, a wkrótce także pierwsze książki, zjednywały mu coraz większe grono wiernych czytelników. Okazał się przy tym ciętym publicystą, a o jego przygodach z cenzurą można by napisać niezły tomik.
Młody profesor Życiński odznaczał się przy tym wybitnym talentem organizatorskim. Jego wykłady na Papieskim Wydziale Teologicznym, który potem przekształcił się w Papieską Akademię Teologiczną, przyciągały rzesze słuchaczy z różnych uczelni i różnych zawodów, a prowadzone przez niego seminarium przekształciło się w rodzaj niemal publicznego spotkania, nie tracąc jednak nic ze swojej naukowości.
Wtedy też zorganizowaliśmy Interdyscyplinarne Konwersatoria, które odbywały się w piątki po piętnastym każdego miesiąca, najpierw w rezydencji arcybiskupów krakowskich przy ul. Franciszkańskiej 3, a potem w poaugustiańskim klasztorze przy kościele św. Katarzyny. Dzięki jego talentowi organizacyjnemu Konwersatoria stały się wydarzeniem, na które ściągali ludzie z wielu miast Polski, m.in. z Wrocławia, Warszawy, Torunia, nawet Gdańska. Pamiętam, jak zdobywał gdzieś kawę spod lady i trochę cukru, by nieco ogrzać atmosferę w zimnych salach przy ul. Augustiańskiej (tylko kilka sal było wyremontowanych; aby zdobyć wodę na kawę lub herbatę, trzeba było pokonać dwa długie korytarze, pełne gruzu poodsuwanego na boki).
W stanie wojennym nasze Konwersatorium przeżywało okres szczytowy. Ludzie traktowali je jako enklawę w brutalnym świecie i przybywali tłumnie. Prof. Życiński, podówczas prodziekan Wydziału Teologicznego PAT, zorganizował i prowadził drugie konwersatorium specjalnie dla artystów, którzy pozbawieni swoich organizacji też chcieli mieć swoją enklawę.
Działalność naukowa, publicystyczna, organizacyjna, a później także zaangażowanie w pracę solidarnościową ks. Życińskiego nie mogły nie zwrócić na niego uwagi ówczesnych władz. Nic dziwnego, że miał swojego “anioła stróża”, którego już potem łatwo rozpoznawał. Istniała wówczas dość powszechna praktyka, że taki “opiekun” zamieszkiwał w pobliżu (często w najbliższym sąsiedztwie) inwigilowanego. Tak było i w przypadku ks. Życińskiego. Któregoś dnia spieszył się on wcześnie rano na pociąg do Warszawy (który odchodził o szóstej z minutami). Na dole, przed bramą wejściową, spotkał swojego opiekuna z psem.
– Tak wcześnie, a pan już na służbie? – zagadnął.
– Nie, dziś tylko z psem na spacer.
Ukazywały się kolejne jego książki: niektóre w legalnym obiegu (nadal z przygodami z cenzurą), inne jako samizdaty. Były kłopoty ze znalezieniem papieru na druk, ale nie było kłopotów ze zbytem – książki rozchodziły się w ciągu kilku dni. Zarówno w tekstach bardziej popularnych, jak i ściśle naukowych artykułach ustalał się charakterystyczny dla Życińskiego styl filozofowania; było to filozofowanie “w kontekście nauki”. Tak właśnie brzmiał tytuł jednej z naszych wspólnych książek wydanych w tym okresie staraniem ks. Życińskiego. Dzięki jego umiejętnościom organizacyjnym zaczął wówczas wychodzić (półlegalnie, jako pismo Kurii Krakowskiej “do wewnętrznego użytku”) biuletyn naszego Konwersatorium, zatytułowany “Zagadnienia Filozoficzne w Nauce”. Wychodzi on do dziś jako regularne czasopismo filozoficzne.

*

Dochodziła dwunasta. Siedząc przy stole w profesorskiej jadalni w Seminarium Duchownym w Tarnowie, czekaliśmy na podanie obiadu. Rozmowa, jak zwykle w ostatnich dniach, toczyła się na temat, kto zostanie nowym biskupem ordynariuszem tarnowskim. Interregnum przeciągało się i należało się spodziewać, że nominacja zostanie ogłoszona wkrótce. Ktoś oświadczył, że słyszał plotkę, jakoby biskupem tarnowskim miał zostać Życiński. Na to jeden z profesorów oświadczył, że to jest wykluczone, że on się po prostu nie nadaje. W tym momencie wszedł do jadalni wykładowca, pracujący równocześnie w Kurii, i oznajmił:
– Przed chwilą ogłoszono nominację. Biskupem tarnowskim jest (tu zawiesił głos)… ks. Józef Życiński.
Rozpoczął się nowy okres w jego życiu i działalności. Przy ogromie nowych obowiązków zachował swoje zaangażowanie w naukę. M.in. w diecezji tarnowskiej założył Instytut Teologiczny, w którym, oprócz kleryków, studiowało filozofię i teologię ponad 300 osób świeckich; założył wydawnictwo Biblos, które wydało wiele książek teologicznych, filozoficznych, ogólnohumanistycznych i naukowych wysyłał także regularnie corocznie dużą liczbę księży na studia w kraju i za granicą. Ktoś powiedział kiedyś w jego obecności, że pewien biskup oświadczył, iż w tym roku nie wysyła księży na studia, bo religia wróciła do szkół i księża są tam potrzebni. Biskup Życiński odparł: “Właśnie dlatego w tym roku wysyłam więcej księży na studia”. Z początku wydawało się, że jego osobista praca naukowa i literacka ulegnie zahamowaniu, ale wkrótce biskup Życiński “złapał rytm” i, przy coraz liczniejszych obowiązkach, nie odkładał pióra. A obowiązki stawały się coraz liczniejsze, ponieważ był coraz częściej angażowany do rozmaitych prac zarówno w Episkopacie Polskim, jak i w Rzymie.
W roku 1997 został mianowany arcybiskupem lubelskim. Jego działalność zyskała szerszy zakres; z urzędu został teraz Wielkim Kanclerzem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Już wcześniej stał się w Polsce postacią medialną. Jego głos, zabierany w różnych sprawach: społecznych, politycznych (o ile łączyły się z etyką), kulturalnych, liczył się coraz bardziej, a niekiedy był także słyszany za granicą. Oto przykład: będąc kiedyś w Waszyngtonie, spotkałem młodego księdza studiującego na Katolickim Uniwersytecie, który był uprzednio misjonarzem w Papui-Nowej Gwinei. Któregoś dnia ksiądz ten pokazał mi gazetę, jaką właśnie stamtąd otrzymał. Był tam krótki artykulik o liście pasterskim biskupa Życińskiego, w którym piętnował on różne pokomunistyczne nadużycia.
W dzisiejszym świecie, także w naszej Ojczyźnie, obserwujemy dramatyczny wzrost irracjonalizmu. Jest nim zagrożona zarówno autentyczna religijność, jak i ogólne życie kulturalne i społeczne. Ksiądz arcybiskup Życiński jest niestrudzonym rzecznikiem ratio we wszystkich dziedzinach. Piórem, słowem, swoją działalnością naukową i duszpasterską piętnuje wszelkie przejawy fanatyzmu i głupoty, a także ukazuje zgodność podstawowych wartości z właściwie rozumianą racjonalnością. Wysoka pozycja w kościelnej hierarchii i przede wszystkim osobisty autorytet zapewniają jego głosowi duże oddziaływanie. 30 września na Uniwersytecie Jagiellońskim odbyła się uroczystość nadania mu godności doktora honoris causa. W uchwale Senatu, wśród powodów uzasadniających tę decyzję, zapisano, że laureat “niezłomnie reprezentuje w działalności naukowej, jak i w życiu publicznym postawę myślową antyirracjonalizmu, nawiązując tym samym do dorobku i tradycji największych filozofów polskich XX w.”. Warto przypomnieć sobie, że dewizą UJ jest „Magis ratio quam vis” (Rozum znaczy więcej niż siła).
Ta postawa Arcybiskupa wynika z głębokich przemyśleń. Jednym z jego najoryginalniejszych pomysłów filozoficznych jest idea pola racjonalności. Stanowi ono jakby matrycę wszechświata, coś w rodzaju superprogramu, według którego cała rzeczywistość funkcjonuje. Prawa przyrody, reguły rozumowania, ale i zasady etycznego postępowania są elementami – lub lepiej: odwzorowaniami – tego pola. Racjonalność myślenia i działania nie jest tylko sprawą prywatną, ani nawet tylko społeczną, lecz jest wewnętrznie wpisana w racjonalność całej rzeczywistości.
Koncepcja ta wcale nie oznacza “mechanicznego” rozumienia racjonalności: naciskam guzik, poruszają się przekładnie i już wiadomo, co trzeba zrobić. Istnieje wiele typów racjonalności i wiele ich ograniczeń. Ale rzecz w tym, że sporo z tych ograniczeń udało się ustalić właśnie przy pomocy racjonalnych metod. Historia matematyki i fizyki XX w. jest tego wymownym przykładem. W zakończeniu książki Józefa Życińskiego “Granice racjonalności” (Wydawnictwo Naukowe PWN, 1993) czytamy: “Świadomość granic obecnych w naszym poznaniu nie oznacza klęski racjonalności, lecz umożliwia użytkowanie rozumu we właściwej dziedzinie. Przez długi okres symbolem granic dla cywilizacji europejskiej były monumentalne Słupy Herkulesa z Cieśniny Gibraltarskiej. Do czasu wypraw Kolumba uważano je za kres przytulnego świata intelektualnych spadkobierców Platona i Euklidesa. Kiedy w 1620 r. ukazało się w druku »Novum Organum« Francisa Bacona, na stronie tytułowej widniała rycina przedstawiająca karawele wypływające poza Słupy Herkulesa. W przyjętej symbolice spienione fale morza z okolic Gibraltaru przypominały zarówno o istnieniu obiektywnych ograniczeń, jak i o ludzkiej pasji poznawczej prowadzącej ku nowym lądom”.

To nie tylko barwnie przedstawiony wniosek z naukowej epistemologii. To także wielka życiowa prawda. Świadomość własnych ograniczeń, własnych Słupów Herkulesa – to ważny element indywidualnej i społecznej racjonalności. “Odkrycie ich roli w naszym poszukiwaniu prawdy nie prowadzi wcale do sceptycyzmu ani nie usprawiedliwia ucieczek w irracjonalność. Ukazuje natomiast ekspandujący horyzont przygody intelektualnej, w której powinny współistnieć szacunek dla rozumu i otwarcie na tajemnicę”.