W naszym cyklu prezentujemy wybór fragmentów z książek, artykułów i wywiadów ks. Tischnera dotyczących różnych ważnych pojęć i zagadnień, pojawiających się w jego dziele. Nie jest to ściąga z Tischnera, nie jest to Tischner w pigułce. To raczej kolejna zachęta do spotkania z jego myślą, wydobyte z Tischnera „pigułki” na różne dolegliwości naszego czasu. Dziś – górale.

Górale popełniają takie same grzechy jak wszyscy inni. Powiedziałbym: może nawet robią to z większą wprawą. Ale jest tam jeszcze trochę wartości, których gdzie indziej nie ma. Oprócz tych grzechów jest jeszcze jakiś ogromny kawał prawdy o człowieku: o jego losie, o jego dramacie i o tym, że honor to jest ważna rzecz. (w audycji „Rozmowy z Alicją”)

Nie twierdzę, że wszystkie prawdy na tym Bożym świecie muszą być pisane po góralsku, ale jeśli czegoś nie dało się przełożyć, to jest wysoce prawdopodobne, że nie była to prawda. Język, w ostatecznym rozrachunku, jest pewnym sposobem widzenia świata i widzenia ludzi. W słowach, w układzie zdań są zmagazynowane doświadczenia. Użycie języka jest jednocześnie uruchomieniem tych doświadczeń. (wywiad dla „Rzeczpospolitej”)

Życie w mieście przygotowuje człowiekowi mnóstwo szpilek, żeby mógł zapomnieć o wielkim gwoździu, jakim jest śmierć, która nieuchronnie nadchodzi. A na wsi nikt się małymi szpilkami nie przejmuje. Natomiast gdy przychodzi tragedia, to bywa bezbrzeżna. Niczym w dramacie greckim. Z takich doświadczeń wyrasta pewien typ wiary, poważniejszy niż wiara łatwych pocieszeń. Jest to wiara nierozłącznie związana z tragizmem ludzkiego losu. (Spotkanie)

Wiara w bliskość Boga jest tu bardzo silna. I jest to wiara zakorzeniona w dosłownym rozumieniu Biblii. Gniew Boga nie jest metaforą. Tego gniewu trzeba się bać. Z drugiej strony włos z głowy nie spada bez woli Bożej, dlatego zbójnicy, gdy uciekali z łupem, a pościg się zbliżał, śpiewali: „Boze nas, Boze nas, nie opuscaj nas, bo jak nas opuścisz, to juz będzie po nas”… W tej pieśni jest jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla religijności podhalańskiej: poczucie godności, świadomość jakiejś wyjątkowości: no, jesteśmy dranie, ale świat bez nas by się zastoł… (Przekonać Pana Boga).

Przypomina mi się góralski dowcip, jak spowiednik pyta się grzesznika, ile razy. I słyszy: „Jo się tu przyszed spowiadać, a nie chwolić”. A mówiąc serio: spowiedź jest traktowana jako upokorzenie w środowiskach inteligenckich, gdzie tak ważna jest troska o zachowanie dobrego imienia, nawet wobec samego siebie. Dla prostych ludzi nie ma natomiast sprawy: jakżem się nie wstydził grzeszyć, to się nie będę wstydził pokutować… Pamiętam bardzo wiele takich prostych spowiedzi. Wyróżniają się one tym, że się nie mówi o uczuciach, o nastrojach, o motywach, ale się rąbie faktami. Ukradł, to ukradł. Kłusował, to kłusował. Robił bimber, to robił. Mówienie o tym nie naruszało istotnego poczucia godności osobistej penitenta. „Zabijać to zabijałem, ale bez potrzeby to nie”. Tam, gdzie fakty nie podlegają dyskusji, spowiedź jest dialogiem o pokucie: jak naprawić. (Przekonać Pana Boga)

Z Podhalem łączy mnie przede wszystkim kultura. To jest jakiś paradoks, bo stosunkowo biedna wieś podhalańska zdołała wytworzyć w ciągu ostatnich wieków kulturę, która z ogromnym powodzeniem opiera się dzisiaj jeszcze zalewowi kultury wielkomiejskiej, kultury masowej. (audycja radiowa)

Specyfiką Podhala jest mieszanina wielu wpływów, obecność rozmaitych grup osadników. To, co może łączyć tych wszystkich ludzi, to nie rasa, lecz kultura, która powstała w wynika połączenia tych różnych elementów. Kultura góralska tworzyła się w dialogu, w otwarciu na różne wpływy, oparta była na uznaniu różnic. I to jest o wiele ważniejsze niż przebrzmiałe elementy rasizmu. Paradoksalnie, to właśnie pozwala tej kulturze odróżnić się od pozostałych. (Spotkanie)

Jeśli idzie o górali, to ja nie znam rozmowy, która by nie miała wydźwięku dowcipnego. Najbardziej nawet poważne rozmowy mają w sobie motyw dowcipu, przekory. Dowcip wyzwala naszą codzienność od presji – a dzisiaj jest taka presja, że jak się nie będziemy dożynać, to nie będziemy istnieć. A tam się ludzie nie dożynają. (wywiad dla „Rzeczpospolitej”)

Oto jak jeden z góralskich poetów wyobraża sobie Sąd Ostateczny. A jest to fajny chłop, poczciwy. Tylko że jak by się tak żenił – to nie, ale jak by się tak zupełnie nie żenił – to też nie. Uczył się, czyta mnóstwo książek, ale żeby go gdzieś w jakieś urzędy ciągnęło, to też nie. Pisze poezje, cieszy się życiem, a pracuje gdzieś jako palacz. Ma bardzo dużo urlopu, i nawet jak chajcuje w piecu, to również ma czas. Żeby był tak całkiem szczęśliwy, to nie powiem. Ale żeby był tak całkiem nieszczęśliwy – to też nie. Jednym słowem, wygląda tak, jak gdyby zarówno diabeł, jak i anioł o nim zapomnieli. I wyobraża sobie ten Maciek Sąd Ostateczny: staje przed Panem Jezusem, a Pan Jezus klepie go po ramieniu i mówi: „Przepraszam cię, Maciek”. To jest wymiar religii człowieka, który zna swoją wartość, swoją godność”. (wywiad dla „Rzeczpospolitej”)

Jest taka opowieść o skokach narciarskich, będąca metaforą współczesnej historii Polski. Opowiada zakopiańczyk, który był na skokach narciarskich: „Skoce Niemiec. Odbicie mo dynamicne, sprzęt mo niemiecki. Leci pięćdziesiąt metrów. Osiemdziesiąt. Sto. Spodł. Drugi skoce Austriak. Odbicie mo dynamicne, sprzęt mo austriacki. Leci pięćdziesiąt metrów, sto, sto dwadzieścia. Spodł. Trzeci skocem jo. Odbicie mom dynamicne, sprzęt mom własny, prywatny. Lecę se sto metrów, sto pięćdziesiąt, dwieście. Jezus Maria, kiej nie trafie na halny wiater; kiej mnie nie cofnie na piętnoście metrów. Te piętnaście metrów to właśnie tragizm historii Polski” (wywiad dla „Rzeczpospolitej”).