W związku ze zbliżającymi się wyborami publikujemy rozdział książki ks. Tischnera „Wędrówki w krainę filozofów” pt. „Targowisko”. „Na targowisku liczni przekupnie wystawiają swoje towary. Jedni obiecują szczęście, inni grożą nieuniknionym nieszczęściem. Targowiska mają swoją siłę przyciągania.”, pisze filozof. Jego tekst jest zachętą do myślenia i… do wyzwolenia się z przemocy współczesnych targowisk.

Czy nasze wycieczki w krainę filozofów nie stwarzają wrażenia jakichś ucieczek? Wśród tematów, jakie podejmujemy, brakuje spraw najbardziej aktualnych, bliskich każdemu, bolesnych. Nie mówię tutaj o polityce, o drogach naprawy polskiej gospodarki, o sporach w ruchu Solidarności. Zachowuję się tak, jakby to wszystko dla nas nie istniało. Czy to przypadek? Czy kryje się w tym jakiś głębszy zamiar?
Nie jest to przypadek. Jest to raczej próba innego, nieco głębszego spojrzenia na naszą codzienność. To bardzo ważne, by człowiek umiał zmieniać od czasu do czasu punkty swego widzenia świata. Nie wolno przywiązywać się do jednego okna. Zmieniać punkty widzenia, to wznieść się ponad siebie, ponad własne uczucia, własne interesy, to patrzeć na siebie tak, jakby się było kimś innym. Jakiś stopień wolności jest warunkiem myślenia. Wolność przypina człowiekowi skrzydła. Dzięki tym skrzydłom człowiek może unieść się ponad swój mały świat. Może popatrzeć na siebie z zewnątrz. Dopiero porównując zewnętrzny i wewnętrzny obraz samego siebie, może człowiek przybliżyć się do prawdy.
Wycieczki w krainę filozofów są próbą zmiany punktu widzenia na świat – na ten świat, w którym na co dzień toniemy. Żyjemy na świecie, jak na ogromnym targowisku. Targowisku rzeczy, przedmiotów, pomysłów, idei, nawet ludzi. Jesteśmy dziś świadkami przemijania jakiegoś świata. W bólach rodzi się inny świat. Na targowisku liczni przekupnie wystawiają swoje towary. Jedni obiecują szczęście, inni grożą nieuniknionym nieszczęściem. Targowiska mają swoją siłę przyciągania. Zniewalają nasze oczy, zmuszają do patrzenia na to, co jest wystawione. Zniewalają nasze uszy, zmuszają do słuchania tego, co jest wykrzyczane. Targowisko nie pozwala przekroczyć swej przestrzeni. Wciąż zmusza do powrotu. Do oglądania wiele razy tego samego. Przede wszystkim jednak targowisko narzuca nam swój język. Kto przebywał czas jakiś na targowisku, nie umie mówić inaczej jak językiem targowiska. Nie potrafi również myśleć inaczej – staje się częścią targowiska.
Myśli filozofów mają nas wyzwolić z przemocy targowisk. Filozofowie, cokolwiek by o nich dobrego i złego powiedzieć, byli tymi, którzy wprawdzie żyli na targowiskach, ale nie byli ich częścią. Odsłaniali przed ludźmi drogę wewnętrznej wolności. Bez tej wolności nie można marzyć o znalezieniu prawdy. Przed paroma miesiącami podjęliśmy trudne zadanie. Zadanie zrozumienia natury zła. Mówiliśmy o rozmaitych koncepcjach zła. Szczególnie tych, które są obecne w wielkiej mitologii ludzkości. Zatrzymaliśmy się u progu chrześcijaństwa. Zanim przekroczymy ten próg, spójrzmy raz jeszcze we wnętrze problemu.
Chrześcijaństwo niesie w sobie szczególną odpowiedź na pytanie o dobro i zło. Z jednej strony nawiązuje ono do judaizmu, do biblijnych tekstów o raju, o pierwszym upadku Adama i Ewy, do wygnania z raju, zazdrości Kaina, niewoli narodu wybranego. Z drugie przynosi ono własne uzupełnienia i wyjaśnienia. Mówi o objawieniu dokonanym prze Jezusa Chrystusa, o odkupieniu i zmartwychwstaniu. Ale chrześcijaństwo to także ogromny nurt tradycji. Nurt, do którego jak do rzeki spływają strumienie myśli greckiej, rzymskiej, antycznej, pogańskiej. Trzeba w tym nurcie odróżnić to, co podstawowe, od tego, co wtórne. Trzeba wyłowić sedno sprawy, pozostawiając na boku wtórny komentarz.
Co należy do sedna sprawy? Jest w Ewangelii opis dobre pasterza, który porzuca dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, aby szukać jednej, zgubionej. Owca odłączyła się od stada, zgubiła drogę, zaplatała się gdzieś między ciernie. Owca jest bezsilna, nie może się ruszyć. Jedyne, co może, to wołać o pomoc. Dobry pasterz słyszy wołanie owcy i biegnie jej na ratunek. Rozgarnia gałęzie, odsuwa ciernie przywraca owcy wolność. Wyzwoloną z niewoli owcę prowadzi na zielone pastwisko.
W obrazie tym jest ukryta swoista koncepcja zła. Zło jawi się człowiekowi jako przemoc. Jest jakaś siła, która uciska człowieka i nie pozwala się ruszyć. Zarazem jednak w sile tej jest obecny jakiś błąd. To w końcu sam człowiek oderwał się od stada, sam zgubił drogę, sam wszedł w gąszcz i w ciernie. Człowiek ma świadomość, że w jakimś miejscu swej życiowej drogi mógł się zatrzymać. Niestety, brnął dalej. Gdy się spostrzegł, było za późno. Przemoc i błąd mieszają się ze sobą. Człowiek jest w prawdzie ofiarą zła, ale nie stałby się ofiarą, gdyby sam nie wszedł w targowisko.
I teraz rodzi się pytanie. Czy człowiek sam bez pomocy innego może wyzwolić się od zła? Odpowiedź chrześcijaństwa jest w jakimś stopniu pesymistyczna i w jakimś optymistyczna. Człowiek może się w zasadzie od zła wyzwolić, ale nie jest w stanie uczynić tego sam, bez pomocy z zewnątrz. Musi obok człowieka pojawić się jakiś dobry pasterz, który rozplącze ciernie, usunie ciemności i wskaże drogę na pastwisko. Dlatego chrześcijaństwo, które mówi o walce ze złem nigdy (lub prawie nigdy) nie opisuje tej walki za pomocą słowa „przezwyciężenie”, lecz mówi o zbawieniu, zbawieniu od zła. Przezwyciężyć znaczy bowiem: skupić się wewnętrznie, zebrać siły i samemu wejść na wolną przestrzeń. Zbawić, znaczy poprosić kogoś o pomoc. Wesprzeć się na ramieniu drugiego, zespolić własne siły z siłami innymi.
Człowiek żyjący na targowisku ma przed sobą dwie drogi. Jedna to droga po płaszczyźnie: człowiek może wędrować od straganu do straganu, o rzeczy do rzeczy, od idei do idei. Człowiekowi wydaje się, że jest wolny. Jest wolny, bo może wybierać między ofertami. Ale taka wolność jest wolnością na targowisku, nie jest natomiast wolnością od targowiska. Wolnością od targowiska jest wolność wzwyż. Do tej wolności człowiek dojrzewa stopniowo. A chrześcijaństwo uczy, że nie można jej osiągnąć bez pomocy tych, którzy już są wolni.