7 października rozpoczynają się pierwsze gdańskie Dni Tischnerowskie, których organizatorem jest Polska Filharmonia Bałtycka im. F. Chopina. Do udziału w tej kilkudniowej imprezie zaproszono m.in. siostrę Annę Bałchan, laureatkę Nagrody Znaku i Hestii im ks. J. Tischnera w 2008 roku. 9 października siostra Anna weźmie udział w dyskusji w gronie innych laureatów i… wystąpi na scenie z gitarą.
Siostra Anna Bałchan ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej została nagrodzona w kategorii inicjatyw duszpasterskich i społecznych współtworzących „polski kształt dialogu Kościoła i świata”. Wyróżniono ją za pracę w Stowarzyszeniu im. Maryi Niepokalanej na rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom, które chcą porzucić prostytucję. „Siostra Bałchan pokazuje”, napisało jury nagrody, „że Kościół nie ma murów, i przypomina, że świat nie jest stworzony dla sprawiedliwości, ale dla miłości”.
Z wykształcenia jest mechanikiem obróbki skrawaniem. Nigdy jednak nie pracowała w zawodzie. Skończyła teologię, szkoliła się w Instytucie Ericksonowskim i zaliczyła kilka innych kursów, które teraz pomagają jej w pracy z ludźmi. Świetnie gra na gitarze i pięknie śpiewa. Przez dziesięć lat pracowała z dziećmi – prowadziła grupy teatralne, muzyczne i turystyczne. Kilka lat temu prezydent Katowic Henryk Dziewior poprosił matkę generalną Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, aby wskazała siostrę, która zajęłaby się pomocą osobom zmuszanym do prostytucji. Oddelegowano do tego zadania siostrę Annę Bałchan. Tak powstało Stowarzyszenie im. Maryi Niepokalanej na rzecz Pomocy Dziewczętom i Kobietom. Działa ono w Katowicach. Jego celem jest udzielanie pomocy kobietom, które chcą porzucić prostytucję i rozpocząć normalne życie oraz tym, które mogą być prostytucją zagrożone.
„Jestem daleka od oceniania człowieka, choćby stał na ulicy”, mówi siostra Anna w książce „Kobieta nie jest grzechem” (obszernej rozmowie przeprowadzonej przez Katarzynę Wiśniewską; Znak 2007). „Nie wiem, co się w nim dzieje, dlatego moim zadaniem jest tworzenie alternatyw. One, jeśli pracują na ulicy, nie robią tego dla własnego widzimisię, ale po przeprowadzeniu jakiegoś bilansu zysków i strat. Gdyby nie było klientów, nie byłoby tego. A skąd to idzie? Od źródła, czyli od modelu rodziny, życia na próbę, zamiast na serio. Coraz mniej ludzi ma dziś odwagę wziąć odpowiedzialność za drugiego człowieka i założyć rodzinę”.