„Już po kilku pierwszych wystąpieniach, szczególnie po pierwszych encyklikach powtarzano: Papież mówi innym językiem. Na czym polegała inność? (…) Papież mówił własnym językiem. Zdradzał inną wrażliwość, inne otwarcie, inny świat. Proponował jakiś rodzaj medytacji pochylonego nad światem świadka wartości ponadświatowych”. Przypominamy, co o Janie Pawle II pisał ks. Józef Tischner.
Oto trzy wybrane fragmenty, które podsuwamy do przemyślenia:
Już po kilku pierwszych wystąpieniach, szczególnie po pierwszych encyklikach powtarzano: Papież mówi innym językiem. Na czym polegała inność? Nie był to język scholastyki. Nie był to jednak również język „racjonalizmu”, jakim posługiwały się i wciąż jeszcze posługują intelektualne, a zwłaszcza polityczne elity Zachodu. Papież mówił własnym językiem. Zdradzał inną wrażliwość, inne otwarcie, inny świat. Proponował jakiś rodzaj medytacji pochylonego nad światem świadka wartości ponadświatowych.
Był to jednak przede wszystkim język wspólnoty – jakiegoś szczególnego międzyludzkiego „my”. Nikt nie pisze i nie mówi w samotności. Pisze się nie tylko dla kogoś, pisze się również z kimś. Wiadomo, dla kogo pisze Jan Paweł II: dla ludzi dobrej woli. Z kim pisze? Z kim rozmawia? Mam nieodparte wrażenie, że pisze i rozmawia z ludźmi bliskimi: może z przyjaciółmi z teatru, może z profesorami z uniwersytetu, może z towarzyszami fizycznej pracy, może z penitentami, może z bohaterami dawnych utworów literackich i dziesiątkami innych, niemożliwych do rozszyfrowania a mieszkających w pamięci osób. Zapewne także z tymi, których spotyka podczas pielgrzymek. Mówi z nimi i dla nich, a często także zamiast nich. Mówiące „Ja” Jana Pawła II stało się mówiącym „My”. Wszyscy są w końcu uczestnikami tej samej sprawy.
Był to jednak przede wszystkim język wspólnoty – jakiegoś szczególnego międzyludzkiego „my”. Nikt nie pisze i nie mówi w samotności. Pisze się nie tylko dla kogoś, pisze się również z kimś. Wiadomo, dla kogo pisze Jan Paweł II: dla ludzi dobrej woli. Z kim pisze? Z kim rozmawia? Mam nieodparte wrażenie, że pisze i rozmawia z ludźmi bliskimi: może z przyjaciółmi z teatru, może z profesorami z uniwersytetu, może z towarzyszami fizycznej pracy, może z penitentami, może z bohaterami dawnych utworów literackich i dziesiątkami innych, niemożliwych do rozszyfrowania a mieszkających w pamięci osób. Zapewne także z tymi, których spotyka podczas pielgrzymek. Mówi z nimi i dla nich, a często także zamiast nich. Mówiące „Ja” Jana Pawła II stało się mówiącym „My”. Wszyscy są w końcu uczestnikami tej samej sprawy.
Pozostanie tajemnicą, jakie miejsce w tym „My” zajmuje Ten, który powiedział: „Będę z wami aż do skończenia świata”.
Sobór Watykański II podjął dzieło reformy Kościoła. Reformy tej jednak nie zakończył. Dalsze jej prowadzenie spadło na barki papieży. Wyłonił się podstawowy problem: jak w procesie zmian ocalić tożsamość Kościoła? Żywym znakiem tożsamości jest sama postać Papieża. Ale papiestwu, które trwa w czasie, grożą dwa niebezpieczeństwa: skostnienie w świecie bez historii i zmienność gubiąca wszelki związek z historią. Aby uniknąć obu tych skrajności, trzeba było głębiej zrozumieć sens tradycji.
Zbliżymy się do rozumienia istoty tradycji, gdy określimy ją jako „wybór przeszłości, dokonywany wedle nadziei przysz¬łości”.
Tradycja jest przede wszystkim wyborem. Nie jest to dzieło konieczności, lecz owoc wyborów: „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”. Wybór jest umieszczony w czasie: ma za sobą jakieś wspomnienia, a przed sobą jakieś nadzieje. Nadzieja jest ważniejsza od wspomnień, ona ożywia pamięć. Dzięki niej możemy odkrywać coraz to głębsze skarby przeszłości. Dobrym przykładem jest dokonany przez Sobór wybór języka narodowego w miejsce łaciny. Ewangelia to Dobra Nowina. Od jej przyjęcia zależy zbawienie człowieka. Czy można głosić Nowinę w języku, który dla słuchacza jest niezrozumiały? Gdy łacina była językiem powszechnie zrozumiałym, mogła służyć Objawieniu – gdy nim być przestała, zamieniła się w barierę. Zmiana języka okazuje się potwierdzeniem, a nie zaprzeczeniem tradycji.
Papież jest uosobieniem takiego „sięgania w głąb” – uosobieniem wolności wedle nadziei. Swą własną osobą dopełnia on wyboru Chrystusa wedle nadziei na spotkanie z Chrystusem. W tożsamości tego wyboru znajduje zakorzenienie „My” Papieża – „My” tego, kto mówi, z kim mówi, dla kogo mówi i zamiast kogo mówi.
Tożsamość buduje się wśród sprzeczności świata. Budowaniu temu towarzyszą dwa przeżycia z drogi do Emaus: „…a myśmy się spodziewali” i „Czyż serca nasze nie pałały, gdy oczy nam otwierał?” Obecność obu tych przeżyć w (…) pontyfikacie Jana Pawła II dowodzi także – wbrew pozorom – tożsamości pierwotnego wyboru.
Jan Paweł II nazywany jest „Papieżem praw człowieka”. Wiąże się to ze zjawiskiem bardziej podstawowym: poczynając od Soboru, na pierwszy plan w życiu Kościoła wysuwają się wartości etyczne, wypierając na dalsze pozycje wartości prawne, a nawet metafizyczne. Sobór miał wyraźnie duszpasterski charakter; podobny charakter mają późniejsze encykliki papieskie. Kościół powstrzymuje się z ogłaszaniem nowych dogmatów, stara się natomiast pogłębiać świadomość etyczną wiernych oraz wszystkich ludzi dobrej woli. Ten ostatni moment jest szczególnie znamienny: Kościół adresuje swoje przesłanie do wszystkich, a nie tylko do katolików. Pragnie ożywić wspólne wszystkim odczucia i przeświadczenia etyczne. Mówi o „prawie natury”, które Bóg wypisał w sercu wszystkich ludzi. W ten sposób rości sobie pretensję do duszpasterzowania całemu światu.
To musi budzić niepokój.
Czy Kościół nie szuka nowych metod rządzenia światem? Czy wyrzucony drzwiami nie chce powrócić oknem? Czy nie mogąc narzucić własnych kategorii religijnych zlaicyzowanemu światu, nie narzuca mu kategorii etycznych? Te i tym podobne pytania są wyrazem stanu podejrzliwości, w jakim wciąż znajdują się społeczeństwa po doświadczeniach wojen religijnych. Państwa bronią swej władzy. Chcą być samodzielne na dobre i na złe. A z drugiej strony dokonują się procesy przeciwne. Demokracje wchodzą w stan etycznego kryzysu. Kryzys dotyczy samych podstaw systemu. Walka o prawa człowieka pozostawiła na dalszym planie świadomość obowiązków. Jak znaleźć dziś te obowiązki? Jak je nazwać? Jak usprawiedliwić? Czy sama ideologia państwowa może sobie poradzić z takim zadaniem?
Podobne niepokoje płyną z innych stron. Kościół zgłasza swój sprzeciw wobec aborcji, eutanazji, antykoncepcji, przypomina o obowiązku wierności małżeńskiej, stara się określić granice eksperymentu naukowego, natomiast zabierając głos na temat życia społecznego, mówi o „opcji na rzecz ubogich”, humanizacji pracy, wolności, która nie jest swawolą, lecz służbą. Także te słowa kieruje do wszystkich ludzi dobrej woli, a nie tylko katolików. Gdyby je kierował do samych katolików, nie byłoby problemu. Niech sobie Kościół porządkuje życie wewnętrzne swoich członków, jak chce, ale co go obchodzą inni! Jakim prawem „wtrąca się” w życie wolnych społeczeństw?
Kościół podejmuje pytania, które są realnymi pytaniami współczesnego świata; on nie wymyśla sztucznych problemów. Kościół trwa w historii. Przeżył niejedno, widział niejedno i dzieli się swymi doświadczeniami. Gdy kieruje swój głos do niekatolików, nie oczekuje niczego więcej jak wsłuchania się w argumenty, które przedstawia. Katolik może przyjmować naukę Kościoła na zasadzie wiary w Kościół, niekatolik – na zasadzie podanych argumentów. Kościół jest dla jednych „drogą Prawdy”, ale dla innych jest tym, kto „daje do myślenia”. Można wejść w spór, można przyjąć lub odrzucić, ale nie można nie uwzględnić proponowanego punktu widzenia.
U źródeł takiej postawy Kościoła tkwi niewątpliwie jakaś etyka. Etyka jest nie tylko treścią konkretnych propozycji, ale również ich założeniem. Jaka etyka? Nazywamy ja dziś „etyką dialogu”. Kościół wchodzi w dialog ze światem, który go otacza. I rzecz znamienna: o ile konkretne propozycje Kościoła mogą być krytykowane, a nawet odrzucane, o tyle sama zasada dialogu wchodzi w społeczną świadomość świata jako podstawowy sposób rozwiązywania konfliktów społecznych. „Dialog” i „prawa człowieka” to dwa kamienie węgielne obecności Kościoła w dzisiejszym i jutrzejszym świecie.
Powyższe fragmenty pochodzą ze szkiców „Na drodze do Emaus, czyli Papież i jego krytycy” oraz „Wiara szuka zrozumienia”. Książkę ks. Tischnera o Janie Pawle II „Idąc przez puste Błonia” można zamówić tutaj.