„Współczesny relatywizm nie tylko zachowuje zdolność do oburzania się, która przeczy jego analizom, ale też skrywa w cieniu swojej świadomości fakt, że narzuca normy, które odnoszą się po prostu do starych intuicji moralnych. Człowiek nie może się wyzbyć świadomości normy ani pewności, że dobro jednoczy, podczas gdy zło rozbija”, pisze Chantal Delsol w swojej najnowszej książce „Czym jest człowiek?” (przekład Małgorzaty Kowalskiej). Publikujemy kolejny fragment rozdziału „Etyka, czyli powszechna intuicja normy”.
Cztery przypadki zniszczenia pewności moralnej
Intuicja etyczna może zanikać na wiele sposobów, zawsze kiedy zostaje zakwestionowana jej prawomocność, nawet jeśli do takiego zakwestionowania dochodzi w sposób niezupełnie świadomy. Jej prawomocność może się zatrzeć pod wpływem innych kryteriów uznanych za istotne i – jak zobaczymy – zawsze będzie chodzić o życiowe, jednostkowe albo zbiorowe przetrwanie. Ale może zatrzeć się również z powodu jej odrzucenia i w takich przypadkach upadek jest bardziej zawrotny, ponieważ w grę wchodzi powrót do niezróżnicowanego chaosu.
Przytoczę cztery przypadki zniszczenia intuicji moralnej.
Pierwszy wiąże się z perwersyjną dominacją zasady oddzielenia, uzasadnianej tu jako dobro. Chodzi o nie tak dawną śmiertelną walkę wypowiedzianą innym rasom w ideologii nazistowskiej. Punktem znaczącym nie jest tu śmiertelna walka jako taka, tak częsta w dziejach świata, lecz sposób jej uzasadniania nie jako mniejszego zła, lecz jako dobra. W ten sposób doszło do odwrócenia podstawowej etyki, do istnej przewrotności. Natura etyczna zostaje zmiażdżona w imię bałwochwalczego kultu czegoś innego, co poza nią wykracza. A wykracza poza nią potrzeba zbiorowego przetrwania, przetrwania cywilizacji, która uważa się za śmiertelnie zagrożoną. Wspólna etyka staje się zagrożeniem, ponieważ uzasadnia przeżycie mniej zdolnych, chorych albo „niższych ras”, dlatego stworzy się najpierw cały nieszczęsny i żenujący język, aby tę moralność pozbawić racji bytu w imię przyszłego życia. Jak mówiłam wcześniej, ten argument pojawia się już u Darwina, choć z odwrotnym znakiem: moralność każe nam zostawiać przy życiu osobniki, które na dłuższą metę poważnie szkodzą społeczeństwom, a ponieważ nie mamy innego wyjścia, niż słuchać moralności (która została wpisana w ludzką naturę), popadniemy w stan rozkładu. To rozumowanie jest w istocie zasadniczym podważeniem moralności i można sobie wyobrażać, że od tej pory długo już ona się nie ostoi. Dyskurs nazizmu przejmuje ten argument, tym razem nadając mu pozytywną treść: obowiązek wymaga, aby zapomnieć o moralności w imię zbiorowego przetrwania, niezależnie od kosztów, jasne jest bowiem, że pierwotny instynkt (uznany za przesąd kulturowy wywodzący się z chrześcijaństwa) nakazuje szanowanie stworzeń słabych lub zagrożonych. Ten normatywny instynkt jest tu stale opisywany jako słabość, jako godzenie się ze śmiercią i porzucenie cnót męskich. Konieczność przedłużenia życia jest tak potężna i tak oczywiście zasadna, że dla jego ochrony może dopuszczać się środków najbardziej sprzecznych ze zwyczajową etyką.
Drugi przypadek wiąże się z dewaloryzacją dobra w obliczu konieczności życiowej. Przywodzi to na myśl nowszy przykład. W latach sześćdziesiątych XX wieku w Ugandzie górzyste terytorium Kidepo obok jeziora Wiktoria zostało przekształcone w park narodowy, a plemiona, które żyły tam z polowania, zostały przepędzone. Jedno z tych plemion, plemię Iks, pozbawione od tej pory środków do życia, zaczęło błąkać się po obrzeżach parku. Pewien etnolog (C. Turnbull) mógł przez lata badać jego ewolucję. Historia Iks jest straszna (plemię skazuje się na głód, aby mogły przeżyć zwierzęta), ale konsekwencje są jeszcze bardziej przerażające. Iks zatracili wszelki zmysł moralny. Stanowią grupę współplemieńców bez więzi społecznych, nawet między najbliższymi, bo podstawową zasadą jest nie lubić nikogo. Rodzice nie zajmują się dziećmi, a starcy są zostawiani na pastwę losu. Dlaczego? Ponieważ Iks umierają z głodu i potrzeba pożywienia wyparła u nich wszelkie wartości i uczucia. Matki porzucają swoje dzieci, te usiłują przeżyć, tworząc bandy, w których okrucieństwo jest regułą. Słowo „dawać” i słowo „marnotrawić” mają taki sam sens. Małżeństwa przestały istnieć, podobnie jak pochówki z towarzyszącymi im rytuałami. Iks nie mają już ani praw, ani moralności. Ostatecznym wyznacznikiem ich zachowania jest śmiech: śmieją się, kiedy jedzą otwarcie przed wygłodniałym bratem, śmieją się, kiedy biją starców i widzą, jak tamci padają, i w ogóle śmieszy ich nieszczęście innych. Ta długa analiza etnograficzna wydobywa w konkretny sposób dwa kapitalne punkty: po pierwsze, zanik etyki wiąże się z izolacją jednostek i doprowadzony do pewnego poziomu indywidualizm pociąga za sobą odrzucenie etyki; po drugie, rozbicie więzi łączy się z przyznaniem najwyższej wartości materii. W tym przypadku to znaczenie, którego nabrało trudno dostępne jedzenie, spowodowało izolację, ale w naszych społeczeństwach dzieje się odwrotnie: to indywidualizm skłania do wyłącznego przywiązywania się do rzeczy.
Historia nazistów i historia Iks są do siebie podobne, bo w obu przypadkach chodzi o przetrwanie (zbiorowe i wyobrażone u nazistów, jednostkowe i rzeczywiste u Iks), które pozbawia wartości moralność i czyni z niej kategorię bez znaczenia. Nawet jeżeli, naturalnie, Iks są w całości ofiarami swojej sytuacji.
Inny przypadek niszczenia świadomości moralnej stanowią ideologie egalitarne. Tutaj tym, co wypiera moralność, nie jest już instynkt przetrwania i można powiedzieć, że chodzi o przypadek najbardziej zintelektualizowany i najmniej instynktowny ze wszystkich. Wola całkowitego urzeczywistnienia „jedności” jako podstawy Dobra skłania do tropienia separacji w jej najdrobniejszych przejawach. Inaczej mówiąc, tak bardzo chce się zjednoczenia bytów, że będzie się niszczyć różnice, aby powrócić ostatecznie do rodzaju pierwotnego chaosu. Odrzucanie zła, jakim jest oddzielenie, prowadzi tu do odrzucania rozróżnień i do dekonstrukcji ukształtowanych bytów. Proces totalitarny polega właśnie na powracaniu do stanu nierozróżnialności w celu usunięcia rozdzielenia. Jak wiemy od tysiącleci, wyrugowanie zła równałoby się likwidacji bytu. Przeciwieństwem zła, jakie stanowi oddzielenie, nie jest zjednoczenie, lecz zgoda między odróżnionymi i uporządkowanymi elementami. Dobro nie jest stopieniem się w jedno poniżej poziomu różnic, lecz harmonią ponad nimi, jest porywem porozumienia między ukształtowanymi bytami.
Ostatni przypadek niszczenia świadomości moralnej, tym razem aktualny, wiąże się z odrzuceniem samej normatywności, to znaczy z pogardą dla hierarchii wartości: wszystko jest tyle samo warte. To dobrowolne podważenie normy jest pewną odpowiedzią na pytanie: W imię czego raczej to niż tamto? Na przykład: W imię czego mam zajmować się innymi raczej niż samym sobą? W ten sposób relatywizm obiecuje wolność, ponieważ posłuszeństwo wobec norm moralnych przypomina rodzaj dobrowolnego poddaństwa. Ale myśląc, na przykład w stylu Sartre’a, że „wszystko, co robię, tym samym jest dobre”, raczej unicestwiamy wolność, która polega na dokonywaniu niekiedy Corneille’owskich wyborów niezależnie od swojej zwykłej chęci. Jako że intuicja moralna jest czymś, co samo stanowi podstawę, a nie czymś, co na jakiejś podstawie się opiera, pytanie o jej prawomocność oznacza jej destrukcję. Nie trzeba jej uzasadniać, ponieważ to ona dostarcza nam uzasadnień. Dlatego też nigdy nie może naprawdę zaniknąć. Zostaje więc pozbawiona prawomocności w dyskursie, który za pomocą argumentów odrzuca pojęcie doskonałości. Ale pozostaje oburzenie, prosty instynkt moralny, nawet oddzielony od świadomości normy. Albo też, jak u Rorty’ego, dyskurs wykazuje, że wszystko jest tyle samo warte, a jednak wartość równości i solidarności wypływa na wierzch jak bąbelki piany, nie wiadomo dlaczego, i zostaje narzucona nie tylko bez wykazanej prawomocności, ale w ramach triumfalnego wywodu wykazującego bezzasadność wszelkich wartości. Dowodzi to, a contrario, naturalnego i podstawowego charakteru etyki.
Współczesny relatywizm odpowiada woli zniesienia różnic i ostatecznie pragnieniu nieokreśloności bytów, poza nieokreślonością norm. Wszystkie przekonania i wszystkie zachowania są siebie warte. Znów znajdujemy się w atmosferze ideologicznej, w której Dobra poszukuje się jako negacji wszelkiej różnicy i w której za sprawą „słabego myślenia”, to znaczy myślenia pozbawionego pewnych kryteriów, powstają byty bez ikry, które tracą swoje cechy wraz z poczuciem hierarchii. Relatywizm, zwany też pragmatyzmem, jest dobrodusznym i obłudnym dążeniem do całkowitego zrównania.
Te cztery przypadki rozpadu moralności pokazują bez wyjątku, via absurdum, podstawowy charakter intuicji moralnej u istot ludzkich. We wszystkich przypadkach rozpad okazuje się dziełem takiej czy innej przewrotności i perwersji. Nazizm spowodował niekończące się wyrzuty sumienia u następnych pokoleń. Historia Iksów przeraża każdy umysł i budzi w nas tylko chęć działania w taki sposób, aby ludzkie społeczeństwa nie przeżywały więcej podobnego doświadczenia. Egalitarne niezróżnicowanie, poza tym, że sieje terror, nie znajduje żadnego uznania u następnych pokoleń, które zrozumiały jego naturę i konsekwencje. Co do współczesnego relatywizmu, nie tylko zachowuje on zdolność do oburzania się, która przeczy jego analizom, ale też skrywa w cieniu swojej świadomości fakt, że narzuca normy, które odnoszą się po prostu do starych intuicji moralnych.
Człowiek nie może się wyzbyć świadomości normy ani pewności, że dobro jednoczy, podczas gdy zło rozbija.