Pisarz Tahar Ben Jelloun, teolog muzułmański Tariq Ramadan oraz zaprzyjaźniony z papieżem Franciszkiem rabin Abraham Skórka, publicystka Józefa Hennelowa, a także filozofowie Roberto Esposito, Paul Ricoeur, Karol Tarnowski i Charles Taylor – oto niektórzy autorzy jubileuszowego numeru miesięcznika „Znak” (nr 734-735). Pismo, z którym przez całe lata związany był ks. Jozef Tischner, obchodzi swoje 70-lecie.

Główny temat numeru sformułowany został jako pytanie: „Czy religia ma przyszłość?”. Pytanie to – pisze obecna redaktor naczelna miesięcznika Dominika Kozłowska – jest w istocie pytaniem o przyszłość człowieka. „Co to oznacza? Wydarzenia, których doświadczyliśmy od chwili zakończenia II wojny światowej, kiedy założono miesięcznik, wyposażyły nas w narzędzia pozwalające lepiej widzieć złożone i niejednoznaczne role, jakie w historii ludzkości odegrały i wciąż odgrywają religie. Mamy jednakże świadomość, że lepsze rozumienie historii nie zawsze skutkuje jasną wizją przyszłości, w której dawne błędy nie są powielane. Jeden z najważniejszych pierwiastków, jakie zawiera w sobie wiara religijna (obecnym właściwie w każdej tradycji i kulturze), stanowi nadzieja, że zawsze możliwy jest nowy początek, że przed nami jest przyszłość, która daje szansę na przezwyciężenie pomyłek i podjęcie nowych kierunków rozwoju”.
Zasadniczy blok tematyczny złożony jest z wywiadów z Taharem Ben Jellounem („Ignorancja rujnuje islam”), Tariqiem Ramadanem („Okres przejściowego załamania”), Charlesem Taylorem („Wiara po śmierci Boga”; jest to fragment ksiązki Richarda Kearneya „Reimaging the Sacred”) i rabinem Abrahamem Skórką („Naprawianie świata”), a także eseju Karola Tarnowskiego „Jaka przyszłośc religii?”.
„Dialog ekumeniczny wewnątrz i na zewnątrz chrześcijaństwa sprawia wrażenie zastygającego, m.in. dlatego że pojawił się terroryzm muzułmański”, pisze Karol Tarnowski. „Świat został skonfrontowany z niezwykle agresywną postacią islamu, która wydaje się zdążać do opanowania Zachodu i zniszczenia zarówno judaizmu, jak chrześcijaństwa jako fałszywych, a więc bluźnierczych, religii. Lecz w tej agresji ujawniła się potencjalnie niebezpieczna strona każdej religii o pretensjach uniwersalistycznych, która może się w odpowiednich warunkach przekształcić w swoisty totalizm. Tak się składa, że właśnie teraz, w tym momencie, dały o sobie znać również wewnętrzne związki religii instytucjonalnej jako takiej z przemocą. Gdyż przemoc to nie tylko – choć przede wszystkim – terroryzm i wojna, ale także nadużycia przełożonych wobec podwładnych (np. biskupów wobec szeregowych księży), duchowieństwa wobec świeckich, wreszcie, last but not least, molestowanie nieletnich przez księży. Wszystkie te odmiany przemocy istnieją oczywiście także poza religią, ale w jej obrębie rażą i gorszą szczególnie mocno.
W religiach przemoc płynie bowiem nie tylko z poczucia władzy, ale także z wrażenia bezkarności płynącej z religijnej wyższości, z bycia uczestnikiem sacrum. Niewątpliwie najbardziej uderzającą stroną tego oblicza religii jest jej bratanie się z władzą polityczną, pokusa teokracji albo przynajmniej pozaformalnego oddziaływania na prawo i rzeczywistość społeczną. Polityka jest w niektórych religiach w pewien sposób „idolatryzowana” lub nawet – jak w niektórych nurtach islamu, w jego najbardziej odrażającej postaci gwałtu i mordowania – z nią utożsamiana. Dlatego nie można się dziwić, że wielu ludzi odchodzi albo chciałoby odejść od instytucjonalnej religii w kierunku grup nieformalnych, pozakonfesyjnych albo samotnej medytacji zanurzonej w przyrodzie. Są jednak także inni, których reżim instytucjonalny właśnie fascynuje i którzy skłonni są go używać przeciwko innym religiom albo ludziom nieskłonnym do społecznej czy obyczajowej dyscypliny. Albowiem przemoc zadaje gwałt wolności i jak każde zło bywa zaraźliwa. To wolność – wartość tak ceniona przez europejską cywilizację – jest dziś zagrożona także przez religie, których doktrynalny kształt nie jest wystarczająco pogłębiony, albo takie ich odłamy, do których duch wolności i szacunku wobec drugich nie dotarł jeszcze wystarczająco albo w ogóle”.
Ponadto w numerze znalazła się m.in. obszerna rozmowa z Józefą Hennelową („Nie jesteśmy właścicielami prawdy”), a także blok poświęcony filozofii personalistycznej, która była inspiracją dla ojców założycieli „Znaku”. W bloku tym można przeczytać szkice Paula Ricoeura („Umiera personalizm, powraca osoba”) i Roberta Esposito („Dyspozytyw osoby”), a także rozmowę z Piotrem Augustyniakiem i Tadeuszem Gadaczem („Pojęcia niedoskonałe”).
„Personalizm Mounierowski to nie była tylko doktryna filozoficzna, która miała na celu odpowiedzieć na pytanie, kim jest człowiek w relacjach społecznych”, zwraca uwagę Gadacz, nawiązując zresztą do tekstu Ricoeura. „Ambicją było doprowadzenie do zmiany, a przynajmniej wskazanie pewnej drogi do jej dokonania, w sytuacji historycznej, w której z jednej strony był marksizm, negujący osoby na korzyść kolektywu, a z drugiej – rodzący się kapitalistyczny indywidualizm. Personalizm miał być tą trzecią drogą. To niezmiernie ważne. (…) Tym, co charakteryzowało wielu myślicieli XX w., a czego, jak mi się wydaje, obecnie fundamentalnie brakuje, była ich reakcja na zjawiska społeczne – szczególnie negatywne. Coś się stało, że wielkie nazwiska, poza tymi, którzy już odeszli – myślę tu w kontekście polskim przede wszystkim o Barbarze Skardze i Józefie Tischnerze – zamilkły. I jeżeli widzę dziś jakąś aktualność personalizmu, jest to wołanie o odpowiedzialność intelektualistów, szczególnie filozofów, za pewne zmiany społeczne, cywilizacyjne, które niejednokrotnie, mimo dostrzeganego w nich zła, są pozostawiane same sobie”.

Jubileuszowy „Znak” można zamówić tutaj.