„Radio znajduje się na najlepszej drodze, by stworzyć wspólnotę uczestnictwa w jakimś dobru. Pod jednym wszakże warunkiem: że nie pozwoli mowie upaść lub, gdy upadła, podniesie ją z upadku”. W związku z przypadającym w tych dniach jubileuszem 95-lecia Radia Kraków przypominamy wystąpienie ks. Józefa Tischnera zatytułowane „Siła słowa”.

W lutym 1997 roku ks. Tischner był gościem konferencji zorganizowanej z okazji 70. urodzin Radia Kraków. Ponieważ był bardzo zaprzyjaźniony z rozgłośnią, często w niej bywał, przez wiele lat miał tam nawet stałą audycję, zgodził się bez wahania na wygłoszenie filozoficznej interpretacji fenomenu radia. Tekst ten został potem opublikowany w broszurze pokonferencyjnej, a po latach przedrukowany w książce „Nadzieja mimo wszystko” (2020). Oto jego treść.

Pragnę wysunąć tezę, która zaprzeczy tezom, jakie padały tutaj dotychczas: radio było, jest i będzie.

Przede wszystkim radio było. Pierwszymi odkrywcami radia byli pitagorejczycy, którzy natychmiast podnieśli problem radia do poziomu filozoficznego. Odkryli oni, że świat gra; istnieje coś takiego jak „muzyka wszechświata”. Niestety, ludzie są głusi i gry tej nie słyszą. Potrzeba odpowiedniej radiostacji, która by wyłapywała dźwięki wszechświata i tłumaczyła biednym, głuchym ludziom, „co jest grane”. Tak się narodziła matematyka. Matematyka to nic innego, jak przełożenie muzycznej harmonii świata na potrzeby głuchych ludzi.

Natychmiast wyłoniły się też problemy teologiczne i filozoficzne. Skoro bowiem świat jest „grany”, powstaje pytanie, kto jest „grajkiem”. Ludzie duchowni odkryli, że „grajkiem” jest sam Bóg, w związku z czym potrzebna jest instytucja, która by wychwytywała dźwięki wszechświata i tłumaczyła je grzesznikom. Tak powstały rozmaite kościoły. Z tych też powodów narodziły się pierwsze radiostacje, krakowska i inne. Powstała też zaraz ostra konkurencja między Kościołem a radiem. Konkurencja powołała do istnienia zagłuszanie. Zagłuszanie jednej radiostacji przez inne radiostacje oraz zagłuszanie kościołów przez radiostacje i radiostacji przez kościoły stało się kwestią „być albo nie być” radia i religii. Kościołom przyszła z pomocą teologia, która ogłosiła, że jeśli ze wszechświata płyną jakieś takie dźwięki, których Kościół nie rozumie, to nie są to dźwięki boskie. Mogą zatem być zagłuszane. Podobną doktrynę posiada również radiostacja krakowska: jeśli ze wszechświata płyną jakieś takie dźwięki, które nie są nadawane przez Radio Kraków, to naprawdę nie są to dobre dźwięki, i jeśli nie mogą być eliminowane, to nie powinny być słuchane.

Niedługo potem wyłoniła się sprawa stosunku radia do telewizji: co jest ważniejsze? Czy ważniejszy jest dźwięk, czy obraz? Dla pitagorejczyków ważniejszy był dźwięk. Tradycje pitagorejczyków kontynuują dziś niektórzy niemieccy filozofowie, którzy głoszą: Welt ist sprachlich. Pojęcie „sprachlich” jest niezwykle trudne do przełożenia na język polski, ale mimo to każdemu wiadomo, o co tu chodzi. Na przykład kobieta także jest „sprachlich”, i to nawet wtedy, gdy chwilowo nic nie mówi… Ostateczne rozstrzygnięcie sprawy wyższości radia nad telewizją dokonało się również przed wiekami, a zawdzięczamy je Plotynowi, ponieważ Plotyn twierdził, że ciało jest w gruncie rzeczy złudzeniem ciała. Człowiek składa się z duszy i ciała. Dusza jest naprawdę, a ciało naprawdę nie jest. Kiedy Plotynowi proponowano zrobienie jego wizerunku i tym sposobem zachowania widoku jego postaci dla potomności, on protestował, mówiąc, że jego ciało jest przecież tylko widmem, a robiąc obraz, robimy widmo widma. Tak powstała definicja telewizji. Telewizja to miejsce, gdzie z widm robi się jeszcze większe widma.

Tak oto zwycięstwo dźwięku nad obrazem okazało się bezdyskusyjne.

Także chrześcijaństwo, które stwierdza, że „na początku było słowo”, podjęło zadanie propagandy radia. Nie obraz był na początku, ale słowo. Po tej samej linii poszła filozofia języka. Trzeba rozróżnić dwie filozofie języka: filozofię języka pisanego i filozofię języka mówionego. Niech Was, proszę państwa, Bóg broni przed filozofią języka pisanego. Język pisany jest wielkim fałszowaniem słowa. Dlatego należy starać się o takich przyjaciół, którzy w ogóle pisać nie potrafią. Co innego ze słowem mówionym i filozofią słowa mówionego. O tej filozofii słów parę.

Martin Heidegger sformułował zarzut pod adresem mowy – zarzut, który można by odnieść również do wielu rozgłośni radiowych, wyjąwszy, oczywiście, tę, którą dziś czcimy. Oto w naszych czasach mowa znalazła się w upadku i stała „gadaniną”. O czymś się gada, ale nie gada się tego, o czym się gada. Inni mówią: szum informacyjny, zagadywanie ciszy. Heidegger dodaje, że źródłem upadku jest obumarcie podmiotu mówienia. W gadaninie nie ma tego, kto mówi, a jest tylko to, że „się mówi”. Zamiast „ja mówię”, jest „się mówi”. „Się” znaczy: wszyscy i nikt.

Muszę wyznać, że gdy czasem słyszę własny głos w radiu, rodzi się we mnie problem: kto gada? Wydaje mi się, że gada ktoś do mnie podobny, bo mądrze gada. A z drugiej strony mam wrażenie, że nie ja gadam, lecz „coś” gada, a właściwie „się gada”. No bo tak naprawdę to ja jestem tym, kto słucha. Nie jest przecież możliwe, by „gadacz” i słuchacz byli tym samym. Więc z tą „śmiercią podmiotu” nie ma chyba przesady. Ale ma to też dobre skutki. Bo skoro nie ma mówiącego, nie ma też kłamcy. Kłamstwo, co prawda, pozostaje, ale kłamca znika. Jest w tym niewątpliwy postęp.

Powróćmy do problemu siły słowa. Zapraszam teraz państwa do wypadu w dziedzinę, z którą jesteśmy mniej oswojeni. Chodzi tu o mistykę. Okazuje się bowiem, że znakomitymi znawcami siły słowa są mistycy. Cała chrześcijańska mistyka obraca się wokół tajemnicy mowy. Skoro na początku było słowo, to znaczy, że wszędzie – na początku każdego dzieła – jest słowo. Wszystko, co dzieje się między człowiekiem a człowiekiem i co dzieje się między człowiekiem i Bogiem, obraca się wokół mowy, a nie wokół obrazu. Mowa jest tu jednak pojęta szczególnie: mniej ważne jest to, co się mówi, a ważniejsze to, jak się mówi.

Słowo ma dwa aspekty: jeden – co się mówi, drugi – jak się mówi. Który aspekt jest ważniejszy? Weźmy pod uwagę proste zdanie: „gdzie idziesz”. Zdanie to może brzmieć jak pytanie. Może jednak również brzmieć jak ostrzeżenie i zakaz, w sensie: „no, gdzie się pchasz?!”. Tak więc nie obiektywny sens, lecz sposób podania sensu jest tu istotny. W teologii mowy mistycznej istotne jest nie to, co się mówi, ale to, jak się mówi. To bowiem, co jest do powiedzenia w sprawach nadprzyrodzonych, i tak pozostaje niewypowiadalne. To natomiast, jak się mówi, stwarza więź między mówiącym a słuchaczem. Istotne więzi religijne wyłaniają się z „jak”, a nie z „co”. Dlaczego? Ano dlatego, że poprzez „jak” dokonuje się przekaz wartości, wprowadzenie w dobro. To „jak” decyduje o tym, czy mówię „do kogoś”, „przeciw komuś” czy „z kimś”. Mowa religijna w najgłębszym znaczeniu tego słowa nie jest mową „przeciw komuś” ani „do kogoś”, lecz jest przede wszystkim mową „z kimś”.

Tak oto dotykamy miejsca, z którego wyrasta siła słowa.

Pojęcie „siła słowa” pochodzi od świętego Jana od Krzyża. Opisuje on szczególne przeżycie religijne, w którym człowiek „słyszy” słowa Boga ku niemu kierowane. Bóg „mówi” bezpośrednio do duszy. Pośród słów do duszy skierowanych na szczególną uwagę zasługują te, które nie tyle opisują to, co kryje się w duszy człowieka, ile stwarzają w niej coś, czego nie było. Święty Jan nazywa je słowami „substancjalnymi”. Na przykład, oto jakiś zalękniony człowiek słyszy słowa: „nie bój się”. Natychmiast niewysłowiony pokój ogarnia jego duszę. Albo słyszy: „miłuj mnie”, i czuje, jak miłość ogarnia wszystko, czym jest. W obu przykładach treść wypowiedzi i sposób wypowiedzi pokrywają się. Ale to nie treść, lecz sposób wypowiedzi wprowadza słuchacza w świat pokoju i miłości. Chrystus po zmartwychwstaniu mówi do Marii Magdaleny: „Mario”. Wtedy Maria go rozpoznaje. Możemy się domyślać, że o rozpoznaniu zdecydował sposób wypowiedzi.

Cóż z tego wynika? Wynika z tego, że właśnie radio znajduje się na najlepszej drodze do tego, by w obszarze swego działania stworzyć wspólnotę uczestnictwa w jakimś dobru. Pod jednym wszakże warunkiem: że nie pozwoli mowie upaść lub, gdy upadła, podniesie ją z upadku i wyniesie do poziomu mowy „substancjalnej”. Heidegger powiedział: „istotą mowy jest mowa istoty”. W radiu idzie więc o to, by w ludzkiej mowie uobecniała się w każdym czasie i na każdym miejscu istota podstawowej więzi człowieka z człowiekiem – więzi bycia „z kimś”.

 

Książkę ks. Józefa Tischnera „Nadzieja mimo wszystko” można zamówić tutaj.

Na zdjęciu: Redaktor Jolanta Drużyńska prowadzi w Radiu Kraków rozmowę z laureatami Nagrody Znaku i Hestii im. ks. Józefa Tischnera: ks. Manfredem Deselaersem, Piotrem Kłodkowskim i Michałem Łuczewskim. Materiały prasowe Dni Tischnerowskich.