Spotkanie to jedna z głównych kategorii w myśleniu i nauczaniu Tischnera. „Spotkanie to najgłębsze i najbardziej bogate z doświadczeń, jakie człowiek może w swoim życiu przeżyć”, mówił w jednym z kazań starosądeckich. „Kto nie spotkał na swojej drodze człowieka, ten, można powiedzieć, zmarnował swoje życie”. Informując o premierze „Alfabetu Tischnera”, zapraszamy do refleksji nad tym, co ten wybitny filozof miał do powiedzenia na temat spotkania.

Nie wiem, czy się Państwu kiedyś przydarzyło, żeby parę dni nie widzieć i nie rozmawiać z człowiekiem. Radzę takie doświadczenie podjąć, jest to bardzo interesujące. Można mieć radio i słyszeć głos ludzki; nie słyszy się jednak własnego głosu wypowiadanego do drugiego człowieka ani jego odpowiedzi. Po paru dniach robi się wokół człowieka dziwna pustka. Przez pierwsze godziny, nawet dni, człowiek odpoczywa. Po jakimś czasie zaczyna się czuć nieswojo. Rzeczy i wydarzenia zaczynają tracić właściwe proporcje. Szmery wyolbrzymiają się. W tej ciszy przelot muchy staje się hałasem. Dźwięki tracą naturalne proporcje. I wtedy odzywa się w człowieku pragnienie człowieka. Gdy po takim czasie człowiek spotyka drugiego człowieka, ogarnia go dziwna gadatliwość. Chwile, w których człowiek do nikogo nie mówi, są chwilami nieobecności, którą się czuje. Można powiedzieć: obecność nieobecności.

Spotkać to coś więcej niż mieć świadomość, że inny jest obecny obok mnie lub przy mnie. Wmieszany w uliczny tłum mam świadomość, że obok mnie są inni ludzie, co jednak nie znaczy, że ich spotykam. Spotkanie jest wydarzeniem. Spotkanie pociąga za sobą istotną zmianę w przestrzeni obcowań. Ten, kto spotyka, wykracza – transcenduje – poza siebie w podwójnym sensie tego słowa: ku temu, komu może dać świadectwo (w stronę innego), i ku Temu, przed kim może złożyć świadectwo (przed Nim – Tym, kto żąda świadectwa). Dlatego należy powiedzieć: spotkać to do-świadczyć Transcendencji.

Spotkanie z innym jest wydarzeniem, które otwiera przed spotkanym i spotykającym nowy wątek dramatyczny. Bodaj pierwszym następstwem spotkania jest zmiana znaczenia przestrzeni, w której znajduje się spotykający. Przestrzeń zaczyna przypominać skrzyżowanie dróg. Inny, którego napotykam, znajduje się w ruchu, co sprawia, że i we mnie budzi się świadomość możliwego ruchu. On może się oddalić i odejść i ja mogę odejść lub przybliżyć się, on może pójść w prawo, a ja w lewo, on w lewo, a ja w prawo, ja mogę się uniżyć, a on wywyższyć lub ja wywyższyć, a on poniżyć. Obojętna dotąd przestrzeń staje się przestrzenią poprzecinaną możliwymi drogami. (…) Przestrzeń, którą przecinają drogi, jest elementarną przestrzenią wolności. Wewnętrzna świadomość wolności ujawnia się i dochodzi do pełni poprzez zewnętrzną świadomość przestrzeni, w której "stawia nas" spotkanie z Innym. Oglądamy własną wolność jako możliwy ruch na drodze.

Inny mieści w sobie paradoks: on jest inny niż ja, a jednak do mnie podobny – podobny w inności i inny w podobieństwie. (…) Inność innego wydobywa na jaw moją własną inność. Inność jest wzajemna. Inność zaskakuje, przynosi wciąż nowe niespodzianki, w całej przewidywalności jest nieprzewidywalna. Ciąg doświadczeń innego zamykają dwie granice: nigdy nie może dojść do tożsamości „nas” i nigdy nie może dojść do zupełnego zróżnicowania „między nami”. Zamknięta między tymi granicami „inność” jest dramatycznym ujawnianiem obustronnych tajemnic. Oto matka przygląda się własnej córce i odkrywa w niej… siebie. Oto ojciec patrzy na syna i widzi… siebie. A jednak pomimo podobieństw są istotne różnice. Córka jest i pozostanie inna, syn jest i pozostanie inny. Inni są inni, a jednak sobie przypisani. Gdzie kończy się podobieństwo, a zaczyna różnica? Nie ma jasnej linii granicznej. Jest dramaturgia wypełniona całym ciągiem mniejszych i większych wydarzeń, w których daje się wychwycić jakaś, wychodząca poza jednostkowe życiorysy, wspólnota losu.

 

Spotkanie wydaje się wydarzeniem przypadkowym: nie wiadomo kiedy, gdzie i dlaczego… Gdy jednak nastąpi, okazuje się, że było przygotowane przez całą przeszłość osób, które się spotkały. Widać wówczas, jak istotną rolę we wzajemnym naprzeciw siebie odgrywa to, co ci ludzie mają już poza sobą.
Czym jest zaplecze spotkań? Jest nim szeroko pojęta sfera przeżywanych przez ludzi idei i wartości, czyli sfera tego, co znajduje się jakby ponad nami i po czym nigdy nie możemy deptać. O sferze tej trudno powiedzieć, czy jest, czy nie jest, czy jest całością przedmiotów, czy nie jest całością przedmiotów; trudno też powiedzieć, że nie jest, skoro stanowi zaplecze dialogu. Jedno należy powiedzieć: ona wiąże, odsłaniając i zobowiązując zarazem. Ustanawia dla spotykających się osób jakby nowy świat – świat spraw ważnych i nieważnych, chwil doniosłych i błahych, czasów świętych i czasów powszednich – słowem, ustanawia hierarchię. Podejmując dialog z drugim, przychodzę ku niemu z wnętrza jakiejś hierarchii; i drugi, podejmując dialog ze mną, przychodzi ku mnie z wnętrza hierarchii. Dialog będzie tylko wtedy owocny, gdy nasze hierarchie będą podobne lub gdy będą zdolne upodobnić się do siebie.

Od momentu spotkania wszystko w życiu człowieka zaczyna się jakby od nowa. Spotkanie stanowi wyłom w dotychczasowej przestrzeni obcowania z drugim. (…) Ten, kogo spotykam, jest inny. „Ukazała mu się, jak zjawisko” – pisze o spotkaniu Fryderyka z panią Arnoux G. Flaubert. Nawet gdy jest oczekiwany, uprzednio poznany, zaskakuje odrębnością. (…) Spotykając, czujemy: jesteśmy w poszukiwaniu innej, nowej płaszczyzny bycia. Wszystko trzeba będzie zacząć od nowa. Dawne gesty i dawne słowa muszą nabrać nowego sensu. Więcej: cały mój dotychczasowy sposób bycia staje się problematyczny.

Słowem kluczowym opisującym spotkanie jest twarz. Rzeczy mają wyglądy, ludzie mają twarze. Rzeczy zjawiają się poprzez wyglądy, twarze objawiają się. Twarze są śladami Transcendencji.

Spotkać znaczy zawsze: być „twarzą w twarz”. Dzięki spotkaniom osiągamy naoczność twarzy drugiego człowieka. Czym jest z kolei „twarz”? Twarz odsłania jakąś prawdę drugiego człowieka. Człowiek jest taki, jaka jest jego twarz. Twarz nie jest tym samym, co wygląd człowieka i nie jest tym samym co zasłona i maska. Poprzez wyglądy dane są nam rzeczy oraz ciała zwierząt i ludzi, ale wyglądy człowieka nie odsłaniają nam tego, kim człowiek jest. Twarz nie jest również maską; zadaniem maski jest stwarzać ułudę twarzy. Twarz nie jest zasłoną: zasłona zakrywa twarz. Ani maski, ani zasłony nie powiedzą nam tego, kim jest człowiek. O tym mówi jedynie jego twarz.

Źródłem altruizmu jest elementarne poczucie obowiązku, jakie przychodzi do nas od drugiego, konkretnego człowieka. Bo obowiązek nie przychodzi do nas ze znaków drogowych, ani z napisanych, choćby to nawet była Biblia. Obowiązek przychodzi do nas od drugiego człowieka, który od nas czegoś potrzebuje, a my czujemy się zdolni mu to dać. (…) Obowiązek jest zawsze wobec kogoś i ten ktoś jest źródłem obowiązku.

Ewolucja nowoczesnych społeczeństw poszła przede wszystkim w kierunku wytworzenia dystansu (…): „Niech mi drugi nie następuje na odcisk, to ja mu też nie nastąpię”. (…) żeby od tego dystansu przejść do gestu miłosiernego, żeby zanieść drugiemu jedzenie, trzeba uruchomić zupełnie inną logikę. Logika interesu prowadzi tylko do monad bez okien, do pozoru miłości bliźniego – ale to wszystko.

Powyższe fragmenty pochodzą z jednego z rozdziałów „Alfabetu Tischnera”, zatytułowanego „Spotkanie”. Książkę można zamówić tutaj.