„Górale popełniają takie same grzechy jak wszyscy inni. Powiedziałbym: może nawet robią to z większą wprawą. Ale jest tam jeszcze trochę wartości, których gdzie indziej nie ma”, mówił ks. Tischner w 1995 r. w audycji „Wieczór z Alicją”. Dziś przypominamy kilka jego myśli o mieszkańcach Podhala.
Górale popełniają takie same grzechy jak wszyscy inni. Powiedziałbym: może nawet robią to z większą wprawą. Ale jest tam jeszcze trochę wartości, których gdzie indziej nie ma. Oprócz tych grzechów jest jeszcze jakiś ogromny kawał prawdy o człowieku: o jego losie, o jego dramacie i o tym, że honor to jest ważna rzecz.
W (…) zespole góralskim było dwóch chłopaków, którzy kochali się w tej samej dziewczynie. Wszyscy o tym wiedzieli. Ona wyszła za mąż za jednego z nich. Chłopcy byli kolegami, więc się nie pobili, a całą sytuację „uratowała” estetyka. Narzeczony poprosił tego drugiego o drużbowanie. Jest zwyczaj, że przed oczepinami drużba śpiewa pannie młodej piosenkę na pożegnanie. Wszyscy czekali, co ten „odrzucony” jej zaśpiewa. I on wtedy zaśpiewał na taką bardzo „rozległą” nutę: „Wszyscy ci tu życzą to i owo, / ja ci tylko powiem, ja ci ino powiem / – bywaj zdrowo!”.
W tym śpiewie był dramatyzm, jakiego może nigdy jeszcze nie słyszałem. Wszyscy na zawsze chyba zapamiętali tę scenę. Tamci troje dali się wciągnąć najpiękniejszej estetyce. Etyka poszła jak gdyby za nią.
W pieśni góralskiej wyraża się pewien rytm życia – życia, które jest pulsowaniem, posiada swoje ekspresje, nie dające się ująć w system. Ująć życie w system znaczyłoby unieruchomić je. Natomiast wyrazić życie znaczy – zgodzić się na to, że jedyne w swoim rodzaju, unikalne przeżycie można oddać jedynie tekstem, słowem pieśni, tańcem, muzyką. Pieśń góralska jest tego typu ekspresją i jest to jedna z jej największych wartości. Kierkegaard powiedział, że żyjemy „aforystycznie”. Myślę, że kultura ludowa wyraża właśnie ten „aforystyczny” sposób bycia.
Specyfiką Podhala jest (…) mieszanina wielu wpływów, obecność rozmaitych grup osadników. To, co może łączyć tych wszystkich ludzi, to nie rasa, lecz kultura, która powstała w wynika połączenia tych różnych elementów. (…) Kultura góralska tworzyła się w dialogu, w otwarciu na różne wpływy, oparta była na uznaniu różnic. I to jest o wiele ważniejsze niż przebrzmiałe elementy rasizmu. Paradoksalnie, to właśnie pozwala tej kulturze odróżnić się od pozostałych.
Wiara w bliskość Boga jest tu bardzo silna. I jest to wiara zakorzeniona w dosłownym rozumieniu Biblii. Gniew Boga nie jest metaforą. Tego gniewu trzeba się bać. Z drugiej strony włos z głowy nie spada bez woli Bożej, dlatego zbójnicy, gdy uciekali z łupem, a pościg się zbliżał, śpiewali: „Boze nas, Boze nas, nie opuscaj nas, bo jak nas opuścisz, to juz będzie po nas”… W tej pieśni jest jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla religijności podhalańskiej: poczucie godności, świadomość jakiejś wyjątkowości: no, jesteśmy dranie, ale świat bez nas by się zastoł…
Życie w mieście przygotowuje człowiekowi mnóstwo szpilek, żeby mógł zapomnieć o wielkim gwoździu, jakim jest śmierć, która nieuchronnie nadchodzi. A na wsi nikt się małymi szpilkami nie przejmuje. Natomiast gdy przychodzi tragedia, to bywa bezbrzeżna. Niczym w dramacie greckim.
Z takich doświadczeń wyrasta pewien typ wiary, poważniejszy niż wiara łatwych pocieszeń. Jest to wiara nierozłącznie związana z tragizmem ludzkiego losu.
Nie twierdzę, że wszystkie prawdy na tym Bożym świecie muszą być pisane po góralsku, ale jeśli czegoś nie dało się przełożyć, to jest wysoce prawdopodobne, że nie była to prawda. Język, w ostatecznym rozrachunku, jest pewnym sposobem widzenia świata i widzenia ludzi. (…) W słowach, w układzie zdań są zmagazynowane doświadczenia. Użycie języka jest jednocześnie uruchomieniem tych doświadczeń.
Jeśli idzie o górali, to ja nie znam rozmowy, która by nie miała wydźwięku dowcipnego. Najbardziej nawet poważne rozmowy mają w sobie motyw dowcipu, przekory. W ogóle jest rzeczą niekulturalną rozmawiać, nie wprowadzając w te rozmowę humoru. (…) Ja bym powiedział, że dowcip wyzwala naszą codzienność od presji – a dzisiaj jest taka presja, że jak się nie będziemy dożynać, to nie będziemy istnieć. A tam się ludzie nie dożynają. To także widać w kościele. Z moich doświadczeń wynika, że to jest jedno z nielicznych miejsc, w których kościół jest nastrojony pozytywnie, radośnie. (…) Religia jest po to, aby człowieka wyzwalała, a nie zniewalała, pakowała w jakieś dodatkowe pudła. Człowiek wychodząc z kościoła ma mieć lekki chód. I uśmiech, dowcip temu służą.
Więcej myśli na temat gór i górali można znaleźć w książce „Alfabet Tischnera”, którą można zamówić tutaj.