„Człowiek jest takim drzewem, które czuje w sobie dobro i dlatego nie chce złych owoców rodzić”, pisał ks. Józef Tischner. Publikujemy kilka jego myśli o człowieku zaczerpniętych z „Alfabetu duszy i ciała”.
Człowiek jest jedyną istotą w zasięgu naszej obserwacji, w której i poprzez którą możemy obserwować to, czym jest dobro. Rzeczy, które nas otaczają, są korzystne lub niekorzystne, krajobrazy bywają piękne, owoce drzew smaczne. Ale dobrzy mogą być tylko ludzie.
Dobroć człowieka ma wiele nazw. Oto niektóre z nich: ofiarność, prawdomówność, wspaniałomyślność, cierpliwość, pracowitość, wytrwałość, postawa służby, oddania, wierność. Dobroć wydaje się jedna, ale wyróżnia się i przejawia rozmaicie. To zależy od okoliczności. W świecie kłamstwa na przykład dobroć daje o sobie znać prawdomównością. W świecie pogardy dobroć staje się szczególnym szacunkiem dla człowieka. W świecie niesprawiedliwości dobroć ukazuje się jako walka o sprawiedliwość. Człowiek dobry jest niewątpliwie „człowiekiem myślącym”, homo sapiens – ale zarazem jest kimś więcej. Człowiek dobry jest również „człowiekiem społecznym”, animal sociale – ale zarazem jest kimś więcej. Dobroć wyznacza jakby zasadniczy kierunek myślenia „człowieka myślącego”, zasadniczy kierunek zaangażowania „człowieka społecznego”. Dobroć ukazuje się jako zasada wszystkiego.
Nasze czasy przyjęły zasadę wyjściową: skompromitować człowieka bardziej, niż on sam siebie skompromitował. (…) Cała marksistowska hermeneutyka podejrzeń zmierzała do tego, by człowieka demaskować, poniżać, wyłapywać słabości. Wystarczyło czekać, aż podejrzenie się sprawdzi. I człowiek rzeczywiście stawał się gorszy, niż był w istocie. Odpowiedzią na taką postawę było piękne hasło, rzucone przez mego przyjaciela, wybitnego polskiego psychiatrę, prof. Kępińskiego: „Leczyć, a nie wydawać wyroki!”. Pomagać, a nie sądzić. A więc dokopywać się w człowieku warstwy, z której można wyprowadzić poczucie wartości.
Czy można wyjaśnić ogrom dokonanego [w XX wieku] zła bez założenia, że w głębi ludzkiej natury istnieje jakaś potrzeba okrucieństwa, która sprawia, że człowiek czuje zadowolenie z widoku zła? Czy po ostatnich doświadczeniach nie musimy przyjąć, że czyniąc zło, człowiek w jakimś punkcie chce potwierdzić siebie? (…) Cokolwiek by się rzekło, patrząc w głąb obozu koncentracyjnego, taka perspektywa natrętnie ku nam powraca.
Na tym tle trzeba jednak powiedzieć o perspektywie przeciwnej, zarysowanej przez filozofię okresu posttotalitarnego. (…) dla mnie myślicielem, który posunął najdalej myślenie o człowieku w czasach po Oświęcimiu, stał się żydowski myśliciel Emmanuel Lévinas. (…) Lévinas pokazuje drogę odwrotu od totalitaryzmu: jest nią powrót [do] człowieka, do doświadczenia jego Twarzy. Cywilizacja i technika oddaliły nas od człowieka. Nauka stała się dehumanistyczna. Między mną a tobą pojawiło się tysiące krzywych zwierciadeł, które nie pozwalają nam widzieć bezpośrednio siebie w naszej prawdzie. Człowiek znieczulił się na doświadczenie dobra. Właściwym miejscem pojawienia się dobra nie są jednak abstrakcyjne zakazy i nakazy, lecz inny człowiek – człowiek w jego Twarzy. Kto odkrywa Twarz, ten przyjmuje odpowiedzialność. Wtedy rodzi się w nim rzetelna wolność – wolność na miarę odpowiedzialności. Odpowiedzialność każe iść człowiekowi do człowieka daleko – tak daleko, jak tylko można. Człowiek staje wtedy na miejscy bliźniego i gotów jest oddać za niego swe życie. Lévinas przeciwstawia człowiekowi, który zabija, człowieka, który przyjmuje śmierć i tym sposobem daje świadectwo Dobru.
Jedni budują obozy śmierci, drudzy osiągają w nich świętość. Wydaje mi się, że współcześni myśliciele są w szczególnym sensie dłużnikami historii. Obowiązkiem jest dać świadectwo człowiekowi, który się sprawdził. Nie jest prawdą, że w Oświęcimiu i na Kołymie człowiek przegrał. Prawdą jest, że człowiek zwyciężył.
Człowiek tym się różni od innych istot na tej ziemi, że (…) potrafi na zło odpowiedzieć dobrem. Tego nawet aniołowie nie potrafią, bo aniołowie nie doświadczają żadnego zła. A człowiek doświadcza zła. I może ze zła budować dobro. Może tworzyć dobro ze zła, które go dotyka. Na tym polega wielkość człowieka, na tym polega jego godność, jego twórczość. Człowiek nie potrafi z niczego stworzyć drzewa, kamieni, domów, ale potrafi zrobić większy cud: ze zła stworzyć dobro.
Człowiek jest istotą, która zmartwychwstaje. Zmartwychwstaje nie tylko na końcu życia, ale zmartwychwstaje także w ciągu całego swojego życia. Zmartwychwstawanie towarzyszy człowiekowi co dzień, co godzina. Człowiek zawsze zmartwychwstaje z prochów, z popiołów, budzi się do nowego życia. Budząc się do nowego życia, przybliża to Zmartwychwstanie, którym kiedyś, przed wiekami, poprzedzając człowieka, zmartwychwstał Chrystus.
Nad naszym wiekiem wisi spór o człowieka – o jego prawdę, a nawet o jego istnienie. Czy człowiek umarł? Czy kiedykolwiek żył? Kim jest człowiek? Historia stulecia dostarcza skrajnych odpowiedzi: z jednej strony bestialstwo Oświęcimia i Kołymy, z drugiej świętość Matki Teresy i wielu jej podobnych. Która z tych skrajności jest ucieleśnieniem istotnej prawdy o człowieku? Pod koniec wieku wydaje się dominować pesymizm. Człowiek przegrał swe człowieczeństwo. Czy jednak nastrój pesymizmu jest w pełni uzasadniony? Cokolwiek by powiedzieć o okrucieństwie wieku, to jednak człowiek to okrucieństwo przezwyciężył. Klęska systemów totalitarnych nie spadła z nieba. Była owocem ludzkiej wolności i ludzkiego heroizmu. Lista bohaterów naszego czasu jest ogromna. Z tym dziedzictwem wchodzimy w nowy wiek.
Książkę „Alfabet duszy i ciała” można zamówić tutaj.