„Kant powiada, że teodycea to próba rehabilitacji Pana Boga za świat, który stworzył. Ja w pewnym sensie uprawiam taką teodyceę. Usiłuję rehabilitować Pana Boga, choć nie jestem pewien, czy On zechce mnie zrehabilitować za tę rehabilitację…”, mówił ks. Tischner w rozmowach, które ukazały się w tomie „Przekonać Pana Boga”.

 

Ta niezwykła książka powstawała w okresie choroby autora – po pierwszej operacji, w trakcie której usunięto część krtani zaatakowaną przez nowotwór. Rozmówcami ks. Tischnera byli redaktorzy miesięcznika „Znak” – Dorota Zańko i Jarosław Gowin. Publikujemy fragment rozmowy o wierze.

J.G.: Wydany niedawno Katechizm Kościoła Katolickiego określa człowieka jako capax Dei – istotę ze swej natury otwartą na Boga, „wychyloną” ku wierze. Ale czy to określenie nie jest iluzją? O Bogu przypominamy sobie najczęściej, gdy pojawia się cierpienie czy groźba śmierci. Może więc człowiek jest nie tyle istotą otwartą na Boga, ile istotą lękającą się śmierci, a religia jest rodzajem środka przeciwbólowego, który łagodzi strach przed okrutną prawdą o ludzkim losie?

 

J.T.: Pierwsza myśl, jaka mi się nasuwa, brzmi: lęk przed śmiercią wcale nie jest największym lękiem. Ludziom, którzy przeżyli wojnę, nie należy mówić o lęku przed śmiercią. Bo nie ten lęk jest najważniejszy – myślę wręcz, że jest to lęk „wyuczony” w kulturze pokojowej. Większym lękiem napawa człowieka możliwość utraty honoru, zdrady, niesprostania powierzonemu zadaniu…

Są dwa punkty otwarcia się na Boga: jedni potrzebują do tego nieszczęścia, inni – przeciwnie – smaku szczęścia. Pierwsi szukają Pana Boga, aby wyratował ich z opresji, drudzy – aby Go sławić, wyrazić Mu wdzięczność za wspaniałość istnienia. Wielka teologia wyrasta z tego drugiego motywu – jest teologią wdzięczności.

W młodości byłem świadkiem pewnego wyznania. Do Polski wkroczyły wojska rosyjskie – armia ateistów. I zapamiętałem strzęp takiej sceny: rosyjski żołnierz patrzył w rozgwieżdżone lutowe niebo i po kantowsku zachwycał się światem. Otaczały nas potworności wojny, a on mówił, że przecież Ktoś musi tym światem rządzić i o nim, tym jakimś Iwanie czy Wołodii, wiedzieć…

 

D.Z.: Człowiek jest otwarty na Boga, ale Bóg skrywa się przed nim. Czy to milczenie Boga nie jest dla nas zbyt trudną próbą?

 

J.T.: Istnieje wiele koncepcji tłumaczących milczenie Boga. Kierkegaard na przykład powiada, że gdyby Bóg przemówił, zabiłby tym człowieka. To dramat Boga. Dramat rozpięcia pomiędzy potrzebą zwierzenia Siebie i zawierzenia – i z tego wypływa Objawienie, a potem Eucharystia – a koniecznością milczenia, wycofywania się, żeby nie zabić ukochanego. Stąd bierze się to nieudane sformułowanie „ekonomia zbawienia”: każdemu w porę i to, co dla niego konieczne.

 

J.G.: Wydaje mi się, że egzystencjalne doświadczenie człowieka jest odwrotne – człowiek ma poczucie, że jest poddawany próbie. Pan Bóg skrywa się, by poddać nas próbie, i nie traktujemy tego jako szansę, tylko jako ciężar. Odczuwamy zamęt i rozpacz.

 

J.T.: Moment próby obecny jest w Starym Testamencie i pojawia się także w pismach św. Pawła. „Złoto próbuje się w ogniu”. To pojęcie nadaje sens ludzkim cierpieniom. Służy wyzwoleniu. Czymś gorszym byłoby nieszczęście bez próby.

Łączy się to też z dialektyką dobra i zła. Jest pewien typ dobra, który nabiera pełnego blasku wtedy, kiedy pojawi się w świecie zła. Na przykład prawdomówność. Ona  oczywiście istnieje także poza kłamstwem, ale w świecie kłamstwa nabiera wyrazu heroicznego.

Poddanie próbie znaczy, że cnota prawdomówności rodzi się w świecie kłamstwa. Poddajemy człowieka próbie kłamstwa, aby stał się tym bardziej prawdomówny. Żeby oprócz wszystkiego wyrobił w sobie także wymiar heroiczny.

 

D.Z.: Czy przeżywał Ksiądz Profesor kryzysy wiary?

 

J.T.: Nie. A właściwie rzekłbym paradoksalnie, że w moim przypadku sama wiara jest kryzysem. Wiara to rdzeń życia. A życie to ciągłe obumieranie i powstawanie na nowo. Stawiam sobie mnóstwo pytań, które kwestionują wiarę, ale one są częścią wiary. Gdy kochający pyta: „Czy naprawdę mnie kochasz?”, jego pytanie należy do istoty miłości i jest znakiem jej kryzysu. Ale z drugiej strony jest w tym pytaniu jakaś radość płynąca z wiary, że odpowiedź przyniesie potwierdzenie.

 

J.G.: Na ogół jednak kryzys wiary polega na tym, że nie odnajduje się adresata swoich pytań, że one rozbrzmiewają i giną w pustce…

 

J.T.: W przypadku księdza jest inaczej. Ksiądz codziennie odmawia brewiarz, styka się z Pismem Świętym, więc nie gada w pustkę, tylko obcuje z tekstami, z których wyłania się nadzieja. Wiara jest bardziej nadzieją niż pewnością.

 

D.Z.: Ale ksiądz odmawiający brewiarz także może mieć poczucie, że przemawia do pustego nieba.

 

J.T.: Odmawiając brewiarz, nie tyle przemawiamy, ile słuchamy. Czytamy to, co Pan Bóg ma nam do przekazania.

Oczywiście, ksiądz też ma wiele pytań, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Kiedyś moją bratową pod wpływem tekstu Kierkegaarda zaniepokoiła ofiara Izaaka i zaczęła mnie wypytywać, jak rozumieć ten fragment Biblii. Męczyła i męczyła. A co? Ja to napisałem czy co!? Nawet ksiądz nie powinien brać sobie na plecy zbyt wielkich ciężarów i zastępować Pana Boga w wyjaśnianiu. Niech On też trochę powyjaśnia…

 

J.G.: Nawet ksiądz i filozof w jednej osobie jest bezradny wobec problemu zła?

 

J.T.: Niedawno natrafiłem na myśl Schellinga, który mocując się z problemem zła, uznał (za Boehmem i Eckhartem), że w Bogu istnieje coś, co nie jest boskie, co Bóg musi przezwyciężać – jakiś żywioł gniewu, zniecierpliwienia, nienawiści. Bóg  przezwycięża ten żywioł miłością. Stary Testament ilustruje to tekstami, które są trudne do przyjęcia: „Błogosławiony jesteś Ty, które pobiłeś pierworodne Egipcjan”… Tymczasem nasza tradycyjna wizja Boga jest platońska: Bóg to czysta idea. Ale taka wizja nie pozwala nam  przybliżyć się do tajemnicy zła.

Do czego zmierzam? Chodzi mi o to, że w Piśmie Świętym natrafiamy na teksty, które są i pozostaną dla nas problemem. Jest jednak odkupienie. Dopiero odkupienie daje wyzwolenie. My szukamy innych wyzwoleń. To nasz błąd…

 

D.Z.: Czy żyłby Ksiądz Profesor inaczej, gdyby uważał, że Boga nie ma?

 

J.T.: Nie wiem. Kant powiada, że teodycea to próba rehabilitacji Pana Boga za świat, który stworzył. Ja w pewnym sensie uprawiam taką teodyceę. Usiłuję rehabilitować Pana Boga, choć nie jestem pewien, czy On zechce mnie zrehabilitować za tę rehabilitację…

 

Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.