„Każdy idzie do jakiegoś swojego Betlejem. Jedni mają je w górach, inni na pustyni, jeszcze inni gdzieś nad jeziorami, a może także w środku ogromnego miasta. Chodzi o to, żebyśmy wracali z niego wewnętrznie przemienieni”, pisał z okazji świąt Bożego Narodzenia ks. Józef Tischner.

W moich okolicach Jezus Chrystus przychodzi na świat w górach, a pierwszymi świadkami narodzin są pasterze – juhasi, z bacą na czele. Wszyscy idą do stajenki betlejemskiej z darami, które sami zrobili: z serami, rękawicami z owczej skóry, z kożuszkami bogato zdobionymi. Towarzyszy im muzyka. Muzyka to znaczy – kilkoro skrzypiec i basy. Po złożeniu darów następują obowiązkowe śpiewy i tańce, oczywiście w stajence, bo niby gdzie indziej? Taniec jest wyrazem radości, że „Bóg nawiedził swój lud”. Radując się, nie można nie tańczyć. I Chrystus, choć mały, dobrze to rozumie. Odwiedzi przecież wesele w Kanie, a nawet zrobi tam swój pierwszy cud. Sam jest dopiero dzieckiem, niemowlęciem, więc tańczyć nie może. Wyłania się jednak sprawa Matki Boskiej. Czy Matka Boża mogłaby zatańczyć? Czy pozwala na to Jej godność i Jej powaga? Wiemy, że Matka Boża śpiewała, ale czy można śpiewać bez ruchu? Kiedyś byłem świadkiem następującej sceny: oto jeden z roztańczonych juhasów – a może był to sam baca – podszedł do św. Józefa, coś mu poszeptał na ucho, potem krzyknął do obecnych, że „św. Józef pozwolił”, i pięknym gestem poprosił do tańca samą Matkę Bożą… i Matka Boża nie odmówiła. Dopiero wtedy radość aniołów i ludzi osiągnęła w stajence swą pełnię.

Stajemy dziś w obliczu tajemnicy obecności Boga na świecie. Narodzinom Dzieciątka towarzyszył śpiew aniołów. Jest w tym znak: oto Bóg wchodzi w życie człowieka, tak jak jakiś śpiew. Śpiew zaczyna się na zewnątrz człowieka, wpada w ucho, przenika do wnętrza duszy i sprawia tam nieprzewidywalne skutki. Słuchając, jak ktoś śpiewa, człowiek sam usiłuje śpiewać. A nawet więcej: zaczyna kołysać się rytmicznie i powoli, krok za krokiem, zaczyna zamieniać śpiew w gest, w ruch, w taniec. Na tym polega sztuka, żeby to, co słyszalne, zamienić w to, co widzialne.

Aniołowie śpiewali, ponieważ chcieli nam powiedzieć, że Bóg jest muzyką tego świata. Z Bożej muzyki rodzi się dziecko – Syn Boży. On muzykę Boga zamieni w czyn. Będzie posłuszny Ojcu, czyli – innymi słowy – będzie słuchał, aby pokazać kim jest Bóg. Każdy krok, czyn, każde słowo będą odsłaniać przedziwną pieśń Boga – podobną do tej, jaką w stajence śpiewali aniołowie. Kto będzie miał oczy ku widzeniu, ten zobaczy. Na przykład św. Piotr. On pierwszy powie: „Ty jesteś Chrystus, Syn Boga żywego”.

Mamy dziś Boże Narodzenie. Idziemy do stajni betlejemskiej. Nad naszym uchem brzmi jakiś śpiew. Czy to aniołowie śpiewają? Każdy idzie do jakiegoś swojego Betlejem. Jedni mają je w górach, inni na pustyni, jeszcze inni gdzieś nad jeziorami, a może także w środku ogromnego miasta. Człowiek tam ma swoje Betlejem, gdzie narodził się dla niego Bóg. Słyszymy śpiew. I znów – chodzi o to, abyśmy ten Boży śpiew zamienili na ruch, na taniec, na czyn. Jesteśmy dziś tancerzami Chrystusa. Jak św. Paweł, który powiedział o sobie: „Żyję ja, już nie ja, żyje we mnie Chrystus”.

Dlaczego to takie ważne, abyśmy odsłaniali sobą Chrystusa?

Odpowiem na to, przypominając piękną myśl Pascala. Pascal powiedział: „Poznanie Boga rodzi pychę”. Pascal miał tu na myśli pychę uczonych teologów, którym się wydaje, że zrozumieli Boga i mają tym samym prawo pogardzania prostym człowiekiem. Pascal mówi dalej: „Poznanie człowieka rodzi rozpacz”. To bardzo trafna uwaga, aktualna również w naszych czasach – czasach przemocy, obozów śmierci, pogardy. Ale Pascal zauważa: „Poznanie Chrystusa jest środkiem, bo w Nim poznajemy własną nędzę i własną wielkość”. To ważne, abyśmy odsłaniali sobą Chrystusa, a i tym sposobem chronili siebie i innych od największych nieszczęść człowieka – od pychy i od rozpaczy.

Dziś zapraszam wszystkich do mojego Betlejem w górach. Będą juhasi, będzie baca, będą dziewczyny i kobiety. No i oczywiście muzyka. I znów któryś z juhasów, a może nawet sam baca, zapytawszy wcześniej św. Józefa, poprosi Matkę Bożą do tańca. A zrobi to po to, aby mu Matka Boża pomogła zamienić Bożą muzykę w czyn, a czynem odsłonić obecnego Boga między ludźmi. Aby wszyscy goście stajenki mogli wrócić do domów nie tylko pokrzepieni, ale również wewnętrznie przemienieni.

 

Powyższa refleksja – zatytułowana „Wracali przemienieni” – ukazała się w książce „Wolność człowieka gór” opublikowanej przez Znak. Książkę można zamówić tutaj.

 

Na zdjęciu: fragment obrazu na szkle Janiny Maślankowej; autorem zdjęcia jest Wojciech Bonowicz.