„Miłujemy nasze ciała i z tej miłości bierze się ta dziwna tęsknota za ciałem innym, ciałem, które nie byłoby już ciałem w poniżeniu. A tęsknota ta wyraża się rozmaicie – czasem wizytą u lekarza, a czasem poezją”, mówił w 1986 r. w homilii ks. Józef Tischner. I cytował wiersz Haliny Poświatowskiej.

 

Homilia wygłoszona została w lutym 1986 r. w kościele św. Anny w Krakowie. Nie jest więc homilia na uroczystość Bożego Ciała. Ale jej tematem jest cielesność i to, w jaki sposób problem ciała zostaje ujęty w Ewangelii. Tischner mówi o wpisanej w ciało tęsknocie za przemianą. Człowiek chciałby wydobyć się z rozmaitych utrapień, jakie wiążą się z ciałem. Ewangelia i pisma św. Pawła proponują mu wizję ciała chwalebnego, przemienionego, które będzie wolne od utrapień. Zapraszamy do tej teologicznej refleksji nad cielesności. Refleksji, w której teologię wspomagać będzie poezja.

 

Teksty dzisiejszej liturgii są bardzo bogate, ale chciałbym zwrócić uwagę na jeden, wydaje się – kluczowy motyw tych tekstów. Stawiają nas one bowiem w obliczu tego, co można nazwać tajemnicą ciała.

Najpierw Bóg obiecuje Abrahamowi potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie, zawierając równocześnie z nim przymierze. Ewangelia, jaką słyszeliśmy przed chwilą, opowiada o uwielbieniu ciała Jezusa Chrystusa, a św. Paweł w przytoczonym tekście pisze, że Pan „przekształci nasze ciała poniżane na podobne do swego chwalebnego ciała”. Okres Wielkiego Postu jest okresem pokuty. W tym okresie, w okresie pokuty, obowiązuje nas pewne zgłębianie tajemnicy ciała, które w szczególny sposób jest na pokutę wystawione.

Tajemnica ciała… Bo ciało człowieka naprawdę jest siedliskiem nieprzeniknionej tajemnicy. Najpierw tajemnica grzechu. Św. Paweł tak o tym pisał: „Jawne są uczynki ciała, takie jak poróbstwo, nieczystość, bezwstyd, rozpusta, bałwochwalstwo, gusła, nieprzyjaźnie, swary, zawiści, gniewy, zwady, niesnaski, odstępstwa, zazdrości, zabójstwa, pijaństwa, obżarstwa i tym podobne…”. Dodawał, że „ciało pożąda przeciw duchowi”. Ta pożądliwość sprawia, że zmienia się stosunek człowieka do drugiego człowieka. Że wzajemny stosunek ludzi do siebie staje się podobny do wzajemnego stosunku do siebie zwierząt. Stąd bardzo ostre upomnienie św. Pawła: „A jeśli jeden drugiego kąsacie i jecie, baczcie, aby jeden drugiego nie pożarł”. Człowiek „kąsa” drugiego człowieka – kąsa, jakby był zwierzęciem.

Wszystko to oznacza ciało w upadku, ciało w poniżeniu. Upadek ludzkiego ciała jest w jakimś stopniu także upadkiem człowieka. Poniżenie poprzez ciało jest poniżeniem człowieka, a ciało, w którym istniejemy i żyjemy, jest wedle św. Pawła ciałem w poniżeniu. Zarazem okazuje się, że jest możliwa inna cielesność: to samo ciało może nie być ciałem w poniżeniu. Będzie wtedy „podobne do chwalebnego ciała” Jezusa Chrystusa. Czymże jest to tajemnicze ciało chwalebne? Odpowiedź na to pytanie daje nam częściowe Ewangelia: jest to ciało, poprzez które w pełny sposób odbija się chwała Najwyższego. Kto widzi ciało chwalebne, ten widzi poprzez ciało boskość samą. Ciało jakby samo przez się stawało się zwierciadłem Boga; jakby w nim samym, jak w zwierciadle, odbijała się obecność Boga w człowieku.

Ale czy tylko o to chodzi? Czy chodzi tylko o to, że ciało uwielbione jest zwierciadłem boskości? Oto Chrystus, który żegna apostołów w dniu Ostatniej Wieczerzy, na dzień przed męką, pochyla się nad chlebem i nad winem, i mówi: „To jest ciało moje…”, „To jest krew moja”. Nie mówi wtedy: będę duchem pomiędzy wami. Nie, mówi: „ciało”, i mówi: „krew” – jakby Bóg pozazdrościł człowiekowi tego, że ma ciało, i najpierw wcielił się, a potem powiedział: „To jest ciało…”, „To jest krew”. Dlatego ciało jest siedliskiem niezgłębionych tajemnic. Dzięki ciału człowiek ma udział w zbawieniu. Zbawienie przechodzi również poprzez ludzką cielesność, poprzez ludzkie żyły, ludzkie mięśnie, ludzkie kości. W ogóle dzięki cielesności jest możliwy dramat zbawienia. Gdyby nie było ciała, nie byłoby zapewne całego dramatu zbawienia. W tym dramacie – dramacie zbawienia – ciało nabiera jakiejś szczególnej wartości.

Co to wszystko może znaczyć? Z przytoczonych tekstów św. Pawła, a także z wielu innych tekstów Pisma Świętego, rysuje się odpowiedź: ciało człowieka, w jego najgłębszej prawdzie, jest żertwą ofiarną. Jest tym, co można złożyć w ofierze, złożyć na ołtarzu, co daje się ukrzyżować z Chrystusem, co może z Chrystusem zmartwychwstać.

I tutaj dochodzimy do najgłębszego sensu ludzkiej cielesności: tam, gdzie jest ciało, możliwa jest ofiara. Można – mając ciało – życie dać „na okup świata”. Bo tajemnica ciała na tym właśnie polega, że w samą jego naturę, w historię ciała każdego z nas, jest wpisana metafizyka ofiary. Ciało jest dane człowiekowi jako jakaś obietnica, która się spełnić nie może. Mieć ciało znaczy: mieć jakąś niespełnioną obietnicę. Coś człowiekowi obiecano – obiecano mu w ciele i poprzez ciało – ale spełnienia obietnicy człowiek nie widzi.

Nikt chyba nie wiedział o tym lepiej niż poetka i filozof zarazem Halina Poświatowska – młoda, nieuleczalnie chora na serce, zakochana i wszystkimi częściami swojego ciała przywiązana do życia, a zarazem skazana na śmierć młoda dziewczyna, która zmarła jaka asystentka filozofii po skończeniu filozofii tu, w Krakowie, w Uniwersytecie Jagiellońskim kiedyś jeszcze u Ingardena. Zbuntowała się przeciwko Bogu za tę niespełnioną obietnicę. Bóg dał jej ciało, zesłał na nią miłość, ale ciału nałożył takie granice, których przekroczyć nie było można. Nosiła swe ciało jako swój osobisty najgłębszy dramat, swoją obietnicę niespełnioną. Napisała raz do Boga w całym swoim zbuntowaniu tak:

 

Boże mój zmiłuj się nade mną

czemu utworzyłeś mnie na niepodobieństwo

twardych kamieni

 

pełna jestem twoich tajemnic

wodę zamieniam w wino pragnienia

wino – zamieniam w płomień krwi

 

Boże mojego bólu

atłasowym oddechem wymość

puste gniazdo mojego serca

 

lekko – żeby nie pognieść skrzydeł

tchnij we mnie ptaka

o głosie srebrnym z tkliwości

 

Wszystko, co ona czuła, co czuła w sobie, było wielką obietnicą, ale nic się z tej obietnicy spełnić nie mogło. Co to miało znaczyć? Czyżby Bóg o niej zapomniał? Czyżby ją zdradził? Prosiła Boga o wypełnienie serca – Boga swojego bólu. Ale pytania poetki są nie tylko jej pytaniami, są pytaniami każdej cielesności. W rozmaitym stopniu, ale każdej. Bo cielesność otwiera przed człowiekiem możliwości, ale również zamyka możliwości. Stąd to: „Boże mojego bólu…” – bólu obietnicy, która się nie spełniła. Czemu stworzyłeś mnie „na niepodobieństwo twardych kamieni”?

Ale właśnie dopiero z tego bólu może wyłonić się rozumienie istoty ofiary. Sama historia ciała jest już wezwaniem do ofiary. Właściwie cała historia ciała jest jednym wielkim ofiarowaniem człowieka. Cała historia ciała wzywa, zaprasza człowieka do tego, aby zrozumiał to, co towarzyszy mu przez całe życie: ofiarę. Aby człowiek ofiarę zrozumiał, aby zrozumiał sens obietnicy i jej niespełnienia – tej obietnicy, którą jest jego ciało, i tego niespełnienia, z którego może narodzić się jego zbawienie.

Ciało nasze, moi drodzy, znalazło się w poniżeniu, a czasy w których żyjemy poniżyły to ciało jeszcze bardziej. Zatraciliśmy pamięć o najgłębszej istocie naszej cielesności. I dlatego tak bardzo jawne stały się uczynki ciała w dzisiejszym świecie: nieprzyjaźnie, swary, zawiść, gniewy, zwady, niesnaski, zazdrość. Znów trzeba by pełnym głosem powtórzyć wezwanie św. Pawła – brutalnie, ale prawdziwie! „A jeśli jeden drugiego kąsacie i jecie, baczcie, aby jeden drugiego nie pożarł”. A przecież jest w nas jakaś miłość do własnego ciała. Miłujemy nasze ciała i z tej miłości właśnie bierze się ta dziwna tęsknota za ciałem: ciałem innym, a zarazem takim samym, ciałem, które nie byłoby już ciałem w poniżeniu. A tęsknota ta wyraża się rozmaicie – czasem wizytą u lekarza, a czasem poezją, tą poezją, w której prosimy Boga naszego bólu, aby tchnął w nasze serca „ptaka o głosie srebrnym z tkliwości”.

Bo miłość do ciała jest dobra, a nawet bardzo dobra. Musiał ją mieć w sobie również Syn Człowieczy, gdy na dzień przed swoją śmiercią, pochylony nad chlebem i winem nie powiedział: duchem będę z wami, ale powiedział: „To jest ciało…”, „To jest krew…”. I najpiękniejsze w tym wszystkim jest może właśnie to, że nasza miłość do ciała jest cząstką tamtej – wieczernikowej – Miłości.

 

Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.