„Krótka, ale ciekawa współpraca nawiązana została w momencie trudnym dla obu. Giedroyc zmagał się z samotnością, młodszy o ćwierć wieku Tischner – z chorobą nowotworową”, pisze Wojciech Bonowicz.

 

Artykuł zatytułowany „Honor to jest honor” ukazał się na łamach „Tygodnika Powszechnego” (nr 26/2020). Poniżej publikujemy jego obszerne fragmenty. Całość można przeczytać tutaj.

 

Wiosną 1998 r. autor „Etyki solidarności” czuł się w miarę dobrze. Kilka miesięcy po operacji, w trakcie której wycięto mu część krtani, wracał do sił i dużo pisał. Właśnie wtedy, pod koniec maja, niespodziewanie dotarła do niego przesyłka z Maisons-Laffitte. W środku było francuskie wydanie powieści Normana ­Mailera „Ewangelia według Syna”, którą otaczała aura skandalu: pisarz narratorem uczynił samego Jezusa, próbującego zrozumieć, po co właściwie znalazł się między ludźmi. Z zachowanej w archiwum „Kultury” odpowiedzi Tischnera domyślamy się, że książce towarzyszył list ­Giedroycia, który prosił o recenzję, ale też o drugi tekst – dotyczący historycznego procesu Jezusa. Tischner napisał, że recenzję chętnie „wysmaży”, ale w sprawie procesu czuje się dyletantem, i odesłał do ks. Michała Czajkowskiego.

Dlaczego Giedroyc zdecydował się zaprosić Tischnera do współpracy? Czy ktoś podsunął mu ten pomysł? „Kultura” przeżywała trudny okres. Zainteresowanie miesięcznikiem spadało, niektóre pióra przeniosły się do kraju, a w 1996 r. odszedł z pisma Gustaw Herling-Grudziński. Giedroyc żartował gorzko, że pielgrzymują do niego tłumy jak do cadyka z Góry Kalwarii, ale tego, co publikuje w piśmie, nikt już nie czyta. Może uznał, że trzeba ożywić łamy, pisać więcej o religii i Kościele, które w Polsce były przedmiotem ożywionych sporów? Zdaniem Giedroycia, rozstrzygnięcia dotyczące Kościoła były kluczowe dla losów demokracji w kraju, a pośrednio – w całej Europie Środkowej, o którą martwił się coraz więcej.

„Gdy idzie o Mailera – pisał 29 maja Tischner – to jest on inspirujący. (…) Ktoś kiedyś powiedział: »kot powinien być wychowywany razem z psem, to poszerza horyzonty obydwu«. Mailer poszerza horyzonty”. Obszerna recenzja, którą wysłał już tydzień później, była w zasadzie esejem o tym, jak odczytywana bywa postać Jezusa w zależności od tego, z jakim przedrozumieniem się do niej podchodzi. „Kto oczekuje skandalu, tego spotka zawód. Skandalu nie ma i nie ma również jakiegoś szczególnego zgorszenia” – pisał Tischner. Mailer, jego zdaniem, interpretował postać Jezusa wedle współczesnej „religii czułości”: Jezus w jego powieści to przede wszystkim „mistrz cierpienia”, który budzi współczucie i współczuciem obdarza. „Cóż więcej można zrobić dla ludzi tak czy owak skazanych na cierpienie? Nie można ich uratować, nie można im ulżyć, można im co najwyżej ofiarować czułość. Dotyczy to również Syna Bożego. Choć wiele mówił o miłości, to nie powinien oczekiwać od człowieka niczego więcej oprócz odrobiny czułości” – konkluduje Tischner.

Recenzja szybko idzie do druku, a nazwisko Tischnera pojawia się na okładce „Kultury” [okładkę tę reprodukujemy – przypis Tischner.pl.]. Dziękując redaktorowi, autor cytuje góralskie powiedzenie: „Honor to jest honor”. 22 lipca Giedroyc składa więc kolejne zamówienie, równie zaskakujące: prosi o tekst na temat wpływu internetu, multimediów i sieci komputerowych na sytuację Kościoła katolickiego. „Już w swoim czasie stwierdzano – pisze – że do osłabienia Kościoła przyczynił się nie tyle Luter, co upowszechnienie druku”. Tischner odpowiada szybko: „Przyjmuję wyzwanie w sprawie Kościoła, multimediów itp. Może temat przerobię nieco na swój sposób, ale w zasadzie będzie o tym, co ma być”.

Nowy artykuł ma już gotowy 6 sierpnia. Posyłając go, dołącza karteczkę z widokiem domu, który wraz z bratem wybudował w Łopusznej. „Gdyby losy zagnały na południe Polski, serdecznie zapraszam” – pisze na odwrocie. Artykuł nosi tytuł „Ewangelia – nadzieja czy wspomnienie?” (ostatecznie redakcja dwa mianowniki zamieni na narzędniki). Jest przenikliwy, zwięzły, można by zeń cytować całe fragmenty. Mówi o wewnętrznych i zewnętrznych zagrożeniach wiary. Pierwsze rodzi sama wiara, zmuszona konfrontować się choćby z ogromnymi cierpieniami, jakie przyniósł wiek XX. „Człowiek woli odebrać Bogu istnienie, niż oskarżyć Go o zło tego świata” – pisze Tischner.

Zagrożenia zewnętrzne związane są m.in. z przemianami w dziedzinie mediów. Tischner zwraca uwagę, że w miejsce monopolu tworzą się w Polsce „zamknięte kręgi informacji”, które traktują ją jak pokarm: „przyswajają tylko tę, która im smakuje”. Ale nie tylko. Szczególnym problemem Polski staje się wyzysk religii do celów politycznych. „Kiedyś mówiło się: »gdyby nie było religii, należałoby ją stworzyć«, ponieważ religia pomaga utrzymać w ryzach dzikie społeczeństwo. W Polsce religia jest. Skoro jest, należy jej odpowiednio użyć”. Polski Kościół, podkreśla Tischner, przywykł do prześladowań, nie zdążył jednak „nawyknąć do politycznych pieszczot, a dziś to one są jego największą groźbą”.

Giedroyc jest zadowolony. W liście z 17 sierpnia dziękuje za „świetny artykuł”, ale też za zaproszenie do Polski. „Żałuję, że nie mogę z niego skorzystać, ale mam bardzo duże trudności z chodzeniem, tak że nawet wyjazd do Paryża jest dla mnie problemem”.

Dobrze zapowiadająca się współpraca komplikuje się późną jesienią 1998 r. Tischner zaczyna się czuć coraz gorzej, a badania potwierdzają obawy: rak powrócił. Giedroyc, o niczym nie wiedząc, 7 grudnia wysyła mu specjalny numer „Nouvel Observateur” poświęcony interpretacjom postaci Jezusa w kontekście religii i kultury żydowskiej. Widać, że redaktor – oskarżany często o to, że interesuje go wyłącznie polityka – śledzi dyskusje inspirowane badaniami biblijnymi. Nie doczekawszy się odpowiedzi, 28 stycznia 1999 r. pisze ponownie. Tym razem list jest dłuższy, a jego ton zatroskany. Namawia Tischnera na artykuł o II Polskim Synodzie Plenarnym, „który wywołuje dużo zastrzeżeń”, dzieli się też obawami w związku ze zbliżającą się kolejną wizytą papieża w Polsce.

93-letni Giedroyc ma też dla Tischnera „zadanie”. Pisze o nim nie wprost: „Widziałem ostatnio prezydenta Litwy, p. Adamkusa, który był dosyć zgnębiony wiadomością, że jednak Papież nie odwiedzi Litwy, nawet na chwilę, na co bardzo liczył. Nie tylko on, zresztą, ale cała Litwa, przecież tak katolicka. A przecież Papież będzie w końcowym etapie swojej pielgrzymki bardzo blisko, bo [w] Wigrach. Czy Ksiądz Profesor nie sądzi, że jednak można by wpłynąć, by helikopterem był w Wilnie u Matki Boskiej Ostrobramskiej?”.

Jak widać, Giedroyc jest wierny swoim politycznym pryncypiom: zależy mu bardzo, żeby papież wsparł budujących własne państwo Litwinów. Przecenia jednak wpływy swojego nowego autora: nawet gdyby Tischner był zdrowy, z zadania wywiązać by się nie mógł. 8 lutego Tischner pisze list, w którym przeprasza za długie milczenie i informuje o przeprowadzonej w Londynie operacji, podczas której usunięto mu resztę krtani. „Wróciłem już do Krakowa, ale wciąż jeszcze dochodzę do siebie. Myślę, że za kilka tygodni wrócę do jakiej takiej »normy«, a że nie będę marnował czasu na gadanie, będę mógł bardziej poświęcić się pisaniu”. W kwestii synodu radzi zamówić tekst u bp. Tadeusza Pieronka, który „ma świadomość, że synod nie wypalił, wie dlaczego i nie boi się o tym mówić. Jeśli jego wypowiedź urazi innych biskupów, to nawet lepiej. Będzie okazja do polemiki”. List zamyka wyznaniem: „Bardzo sobie wysoko cenię możliwość współpracy z »Kulturą«. Mam nadzieję, że »kataklizmy« zdrowotne, jakie mnie dopadły, nie powrócą”.

Żaden artykuł więcej jednak nie powstanie. Urywa się też korespondencja. Tischner umiera 28 czerwca 2000 r., a „Kultura” żegna go piórem Ewy Berberyusz. Trzy miesiące później, 14 września, w Maisons-Laffitte odchodzi Jerzy Giedroyc. Na okładce październikowej „Kultury” pojawia się w czarnej ramce informacja: „Numer ostatni”. Zgodnie z wolą redaktora pismo przestaje się ukazywać.