8 listopada trafi do księgarń nowy zbiór tekstów ks. Józefa Tischnera, zatytułowany „Krótki przewodnik po życiu”. Znajdą się w nim artykuły, kazania i wystąpienia nie publikowane dotąd w książkach. Wśród nich – także ten tekst, napisany w kwietniu 1999 roku na prośbę Anny Dymnej.

Anna Dymna organizowała wtedy w Krakowie koncert „Dla Kosowa”. Poprosiła Tischnera, żeby napisał jej jakieś przesłanie czy refleksję, którą można by odczytać podczas koncertu. Tischner był akurat w Anglii na kolejnej serii naświetlań; było to już po drugiej operacji, której celem było usunięcie nowotworu krtani. Mimo problemów zdrowotnych, Tischner obiecał, że coś napisze i wkrótce przysłał tekst wraz z pozdrowieniami.

Tekst, zatytułowany pierwotnie „Nad Kosowem”, został włączony do ukazującej się właśnie książki jako część rozdziału „Nienawiść”. Pod tytułem „Nad Europą” zamieścił go także najnowszy „Tygodnik Powszechny” (nr 45/2017). Poniżej publikujemy jego fragmenty.

 

  1. „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. To słynne zdanie Zofii Nałkowskiej, wypowiedziane nad komorami gazowymi z okresu drugiej wojny, było w swej bezkompromisowej prostocie prawdziwym objawieniem. Budowniczym komór gazowych szło bowiem o to, by przekonać świat, że to nie „ludzie ludziom”. To raczej „nadludzie” oczyszczają ludzkość z „podludzi”, którzy stali się zwyrodnieniem ludzkości. Znamienne, że argumentacja tego typu wciąż się powtarza. Gdy mówi się, że Serbowie niszczą Albańczyków, Albańczycy Serbów, Tutsi Hutu i Hutu Tutsi, wtedy człowiek – człowiek jako taki, po prostu: człowiek – pozostaje gdzieś w oddali i rozpływa się we mgle nieokreśloności. Niejeden myśli: „Zawsze tak było, narody niszczyły się od niepamiętnych czasów”. I tak przed naszymi oczami wije się spirala przemocy bez wyraźnego początku i wyraźnego końca. Kto zdoła ją zatrzymać? Wydaje się, że w każdym razie nie my. Widok takiej spirali wtrąca nas w stan obojętności. Mówimy: „Cóż mamy począć?”. (…)

Dlaczego ludzie ludziom gotują ten los?

 

  1. Jednym z wyjaśnień tragedii jest teoria „krzywych zwierciadeł”, wywodząca się z ducha kartezjanizmu. Aby poróżnić człowieka z człowiekiem, nie potrzeba wiele. Wystarczy wsunąć między nich krzywe zwierciadło. Odbita w takim zwierciadle twarz bliźniego jest wykrzywiona. Bliźni jest zawsze gorszy niż sobie wyobrażamy, jest zakłamany, podstępny, zły. Moja twarz także wygląda jak wykrzywiona. Ja widzę wykrzywioną twarz bliźniego, bliźni widzi moją wykrzywioną twarz. Wtedy jakiś cichy, wewnętrzny głosik mówi nam: „Prostujcie się”. I tak się zaczyna. Człowiek „prostuje” człowieka. Może nawet jest przekonany, że w ten sposób Bogu wyrządza przysługę.

Ale wtedy właśnie, aby przerwać spiralę przemocy, rysuje się zadanie odejścia od zwierciadeł. Trzeba odwrócić się, odejść, rozbić wykrzywione lustra. Trzeba spojrzeć bezpośrednio i samemu stać się bezpośrednim. Trzeba mieć „oczy ku widzeniu i uszy ku słyszeniu”. Trzeba pokazać twarz i spojrzeć w twarz. Wtedy być może odkryje się to, co ludzkość odkryła przed wiekami i co nosi w swej pamięci nawet wtedy, gdy o tym nie chce wiedzieć. Odkryje idące z twarzy innego, wyzwolone ze złudzeń i przekłamań, proste i mocne wyzwanie: „Nie będziesz dawał fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. Ono jest jak uderzenie pioruna w ciemną noc. Ono otwiera na prawdę.

 

  1. Może jednak być jeszcze inaczej. Pamiętamy opowieść o Kainie i Ablu. Dlaczego Kain zabija Abla? Nie dlatego, że Abel jest zły i zagraża jego istnieniu. Wręcz przeciwnie. Abel ginie na skutek swej dobroci. Abel staje się wybrańcem Boga. Oznacza to, że wybrańcem nie jest i nie może być Kain. W Kainie lęgnie się zawiść. Zawiść jest nienawiścią skierowaną do bliźniego nie z racji jego złości, lecz z racji jego dobroci. Człowiekowi wydaje się, że bliźni – jakiś brat Abel – okradł go z jego dobra, z jego miłości. Gdyby nie Abel, wszystko byłoby inne. Bóg nie miałby wyjścia i musiał przyjmować ofiary Kaina. Wydaje się, że można zmusić Boga do miłości grzeszników, zabijając Jego świętych.

Logika nienawiści jest tu prosta: im lepiej, tym właśnie gorzej. Jeśli Albańczycy są w czymkolwiek lepsi od Serbów, tym gorzej dla Albańczyków. Albańczycy mają liczne potomstwo. Nie ma większego niebezpieczeństwa niż liczne potomstwo. Już Herod zdawał sobie z tego sprawę. Naprawdę wielkim niebezpieczeństwem  ludzkości nie są potomkowie Kaina, lecz Abla. To w nich musi uderzyć nienawiść.

W takich przypadkach nie jest już możliwa obrona przez dowód niewinności. Nie ma bowiem większej winy niż właśnie niewinność. Wtedy też świat staje się piekłem człowieka. Mieszkańcy piekła nie spoczną, dopóki nie zmuszą wszystkich i nie utopią wszystkich w jednej wielkiej zbrodni. Chodzi o to, by zatarły się wszelkie granice między katem a jego ofiarą.

Dopiero w takim piekle pełnego sensu nabierają słowa: „Nie zabijaj”. Niezależnie od wszystkiego, od przyjętych lub odrzuconych ofiar, od powikłań twojej miłości, od bólu zawiści – nie zabijaj. Zawsze można znaleźć wiele powodów do zabijania. Strach odznacza się w tej dziedzinie niezwykłą twórczością. Trzeba zatrzymać tę twórczość. Nie spieraj się sam ze sobą i przeciwko sobie. Po prostu: „Nie zabijaj”.

 

  1. Podczas drogi krzyżowej, która zaprowadziła Chrystusa na Golgotę, wydarzyło się coś, co pozornie nie miało większego znaczenia dla całości rozgrywającego się tam dramatu. Oto w pewnym momencie zbliżyła się do Jezusa św. Weronika i wytarła Mu twarz z krwi, potu i kurzu. Czy przyniosło to ulgę cierpiącemu? Z pewnością jakąś ulgę przyniosło, ale nie była ona znacząca. Cóż może znaczyć otarte z brudu oblicze wobec bólu całego ciała? A jednak był to znaczący gest. Dowodził przede wszystkim tego, że Weronika nie uwierzyła w oskarżenia, jakie skierowano pod adresem skazańca. To był i jest człowiek. Gest ten rozbijał krzywe zwierciadła, jakimi go otoczono. Demaskował racje Kaina i unieważniał jego lęki. Krzyżowano niewinnego. Tradycja mówi, że na chuście, którą św. Weronika otarła święte oblicze, pozostało wierne tego oblicza odbicie.

Gest św. Weroniki urasta w naszych okolicznościach do miary znaczącego symbolu. Mamy wokół siebie ludzi umęczonych, wypędzonych, katowanych, którym wcześniej odebrano prawo do posiadana ludzkiej godności. Ludzie ci to odpryski kręcącej się spirali nienawiści. Gdzie jest początek spirali, gdzie może być koniec? Tego nie wiemy. Wiemy jednak, że aby mógł nastąpić koniec, musi pojawić się jakaś św. Weronika, która spod złoża przesądów i złudzeń wydobędzie na jaw człowieczeństwo umęczonych.

Czyż gest św. Weroniki nie jest szczególnym zadaniem sztuki? Sztuka dobrze zna różnorodność masek, jakimi otacza się człowieczeństwo człowieka. Rozbijanie tych masek uważa za swe powołanie, swój los. Sztuka jest jednym wielkim krzykiem o prawdę człowieka. Mówi się: „Gdy grzmią armaty, muzy milczą”. Ale to nieprawda. Gdy grzmią armaty,  głos muzy uzyskuje niezwykłą siłę przekonania. Dopiero wtedy można zrozumieć: „nie dawaj fałszywego świadectwa”, „nie zabijaj”, a także – że to nie kto inny, lecz „ludzie ludziom gotują ten los”. (…)

Książkę „Krótki przewodnik po życiu” można zamówić tutaj.