Zapytano kiedyś ks. Tischnera, jaka jest różnica między filozofem a teologiem. „Teolog to ten, który wierzy Panu Bogu. A filozof – ten, któremu Pan Bóg wierzy”, padła odpowiedź. Na płycie dołączonej do świątecznego „Tygodnika” (nr 52/2010) znajdziemy więcej podobnych anegdot.
Płyta zawiera audycję „Teologia humoru”, nagraną dla Radia Kraków 28 czerwca 1994 roku. To okazja, by spotkać się z ks. Tischnerem bardziej prywatnie, w atmosferze swobodnej rozmowy, iskrzącej się humorem, nasyconej anegdotami. „Jaka religia jest lepsza, Panu Bogu milsza”, pyta prowadząca audycję Elżbieta Konieczna, „czy ta, do której człowiek podchodzi na wesoło, z radością, czy ta poważna, namaszczona?” „Ja tam nie jestem Panem Bogiem, to nie wiem”, odpowiada ks. Tischner. „Ale jak nas tu stworzył na tej ziemi takich, jakimi jesteśmy, to widocznie tacy Mu się podobamy. Kto ma talent do płaczu, niech płacze, kto ma talent do grania, niech gra, kto ma talent do śmiechu, niech się śmieje – bylebyśmy wszyscy mieli w tym wszystkim talent do wolności ducha. Bo co do tego jestem przekonany: że Pan Bóg nie lubi niewolników”.
Wspólnie ze swoim uczniem, Tadeuszem Gadaczem, w czasie wieczoru w „Piwnicy pod Ogródkiem” ks. Tischner odpowiadał na wesoło na rozmaite podchwytliwe pytania zadawane z sali. Na pytanie: „Dlaczego ksiądz Tischner tak przycichł po odwiedzinach u papieża w Rzymie?”, zareagował gwałtownie: „Gdzie ja przycichłem?! Ktoś słuch stracił!”. A zapytany, dlaczego nie został biskupem, wyznał skromnie: „Patrząc na siebie, widzę doskonale, że się do tej funkcji nie nadaję. Ale jak patrzę na to, co się dzieje w tych sferach, to… ja bym też tak potrafił”.
„Humor dowodzi inteligencji, jakżeż więc Pan Bóg miałby nie mieć poczucia humoru?”< pisze Wojciech Bonowicz w tym samym numerze „Tygodnika” (w felietonie „Humor Tischnera”. „Tischner nie lubił dowcipów >>ciężkich<<, cenił sobie błyskotliwość, zwięzłość, zgrabną puentę. Nie jest tak, że opowiadał wyłącznie dowcipy góralskie; jego poczucie humoru wiele zawdzięcza np. publicystyce Kornela Makuszyńskiego, maksymom La Rochefoucauld, cierpkim spostrzeżeniom Kierkegaarda czy Nietzschego. Ale gwara góralska była rzeczywiście językiem i światem, w którym czuł się najlepiej”.
I przypomina jedną z góralskich anegdot opowiadanych przez ks. Tischnera: „Pewien górali zaczął nielegalnie stawiać dom. Mury miał już wyprowadzone, do zrobienia został jeszcze dach, kiedy przyjechała komisja, żeby wstrzymać prace. Członkowie komisji spisali protokół i opieczętowali wejście do budynku. Przyjeżdżają dwa dni później, patrzą – jest dach. >>A bo widzicie, zacon lać dysc. No i musiałem dach postawić, bom sie boł, ze wom te piecątki zamoknom<<”.