„Solidarność z biednymi to być dla biednych, ale także być z biednymi. Takie jest orędzie tych świąt. Dlatego to są trudne święta”. W związku ze zbliżającym się Bożym Narodzeniem publikujemy fragment bożonarodzeniowych rozważań ks. Adama Bonieckiego „Daleko od szopki”. Całość – w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” (nr 52/2011).
Wszystko wskazuje na to, że do czwartego wieku chrześcijanie Bożego Narodzenia nie świętowali, w każdym razie żaden ślad takiego świętowania się nie zachował. Przez trzysta lat świętowali tylko pamiątkę Męki i Zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa, potem powstał cykl dorocznych świąt i właśnie wtedy się pojawiło również Boże Narodzenie. Rozmachu jego świętowaniu dodał św. Franciszek z Asyżu, który pierwszy odtworzył szopkę, i to z żywymi zwierzętami.
Święto ubogich
Ale betlejemskie wydarzenie fascynowało chrześcijan od początku. Według kompetentnego biblisty, kard. Carla Marii Martiniego, fascynowało ich przede wszystkim to, że Syn Boży urodził się w tak mizernym miejscu, na obrzeżach małego miasteczka, i że Noworodka położono w żłobie dla bydląt. Ten żłób, wymieniony w ewangelicznym opisie, jest według Martiniego kluczem do właściwego odczytania całego wydarzenia. Właśnie żłób, jako znak skrajnego ubóstwa. Przecież nawet nomadzi mieli swoje namioty, w których rodziły się ich dzieci.
Od tej fascynacji chyba jesteśmy daleko, skoro Boże Narodzenie, czyli wspomnienie tamtej sytuacji bezdomności i ubóstwa, kojarzy się nam raczej z domowym zaciszem, bezpieczeństwem i uroczystym posiłkiem przy suto zastawionym stole… Domowe zacisze, rodzinny posiłek, podarki dyktowane miłością nie są niczym złym. Ale historyczne Boże Narodzenie mówi o przewadze „być” nad „mieć”. Tamto Narodzenie jest znakiem solidarności Boga z ubogimi, bezdomnymi.
Niby o tym wiemy. W różnych miejscach, zwykle przy kościołach i klasztorach, urządzamy wigilie dla bezdomnych. To ładna tradycja, ale zwykle jest w niej jedna fałszywa nuta: urządzamy te wigilie, nawet posługujemy ubogim i łamiemy się z nimi opłatkiem, a potem… idziemy sobie na nasze wigilie. Solidarność z biednymi to być dla biednych, ale także być z biednymi. Takie jest orędzie tych świąt. Dlatego to są trudne święta.
Z podziwem myślę o Adamie Chmielowskim, później świętym Bracie Albercie, który do siebie, do swojej malarskiej pracowni, przyprowadzał bezdomnych. Nie sądzę, by ci jego bezdomni znacznie różnili się od tych, których znam spod dworca w Krakowie. Dlatego Brat Albert był człowiekiem Bożego Narodzenia. Zmarł zresztą w samo Boże Narodzenie: 25 grudnia 1916 r. Na szczęście wciąż pojawiają się jego naśladowcy – patrzę na nich z podziwem i wdzięcznością, bo to oni ratują honor nas, chrześcijan.
Święto dzieci
Wspomniany wyżej kard. Martini zauważył, że w Ewangelii Dzieciństwa nic nie powiedziano o narodzonym: czy się urodził duży, czy mały, czy był ładny, czy brzydki, cichy czy płaczliwy. Nic. Tam się mówi o wszystkich naokoło, o matce, ojcu, o właścicielach przepełnionych gospod, pasterzach, magach i aniołach. Mówi się o nich wszystkich, bo Milczące Dziecko nadaje im znaczenie. Wszystko dzieje się wokół Niego. Wszystko jest przeniknięte Jego obecnością. To, co małe i milczące, jest w samym centrum wydarzeń.
Dziś, kto się zabiera do pisania albo mówienia o Kościele mówi/pisze o księżach, biskupach, papieżach. O Nim się mówi najmniej. To dobrze, jeśli On jest w centrum, jeśli On nadaje temu wszystkiemu znaczenie. Wszędzie, w małym wymiarze życia poszczególnych chrześcijan, życia rodzin i wspólnot kościelnych, całej globalnej wspólnoty Kościoła i w ogóle chrześcijan na świecie. Ale czy nadaje?
Jeżeli z wiarą kontemplujemy Narodzenie, to odkrywamy, że w wielkim i nieogarnionym Bogu jest także miejsce na małość dziecka. W tym się wyraża Jego solidarność z naszą słabością. I tak Boże Narodzenie oczyszcza nasze wyobrażenia Boga, w których nie jest On ojcem, nie jest miłością, nie jest miłosierdziem, nie jest „Bogiem z nami”…
Święto Bożego Narodzenia powstało nie tylko jako wspomnienie wydarzenia, ale także w wyniku poszukiwań języka odpowiedniego do wyrażenia tajemnicy Wcielenia Syna Bożego. W tej tajemnicy ujawnia się szczególna predylekcja Boga do najmniejszych, ubogich i mało ważnych w oczach świata. W istocie święta Bożego narodzenia są świętami pokornymi i antykonsumistycznymi. Jak mogliśmy dopuścić do tego, że stały się własnym przeciwieństwem?