„Co niedzielę o dziesiątej rano byłam z mamą w kościele św. Marka”, pisze w najnowszym „Przekroju” (nr 13-14/2010) jego nowa naczelna Katarzyna Janowska. „Pędziłam do teatru, w którym reżyserem był ks. Tischner, a aktorami wszyscy zgromadzeni. Zgłaszałam się do odpowiedzi, zanim ks. Tischner skończył zadawać pytanie. Marzyłam o Bartku, ale miś zawsze wędrował do innego dziecka. Pewnego razu, jak to w kościele bywa, zdarzył się cud. Ksiądz wywołał mnie do odpowiedzi. Wyrwałam się mamie, która szeptała rozpaczliwie, czy wiem, co powiedzieć. Gnałam niczym nie powstrzymana. (…) Stanęłam na środku kościoła z mikrofonem w dłoni i zaniemówiłam. Nie pamiętałam pytania, ani tym bardziej nie znałam odpowiedzi. Chwila trwała wieczność. Ksiądz żartem rozładował atmosferę i na pocieszenie dał mi Bartka do potrzymania”.
Wspomnienie Katarzyny Janowskiej (całość na stronie internetowej „Przekroju”: http://www.przekroj.pl/publicystyka_janowska_artykul,6542.html) to swego rodzaju wprowadzenie do obszernej rozmowy, którą autorka przeprowadziła z Wojciechem Bonowiczem. Wywiad zatytułowany „Mieć w sobie siłę” poprzedza publikację książki „Kapelusz na wodzie. Gawędy o księdzu Tischnerze”. Janowska pyta Bonowicza m.in. o to, czy ks. Tischner ze swoim niepoprawnym optymizmem nie był w świecie intelektualnym swoistym „wybrykiem natury”. „Tischner to był typ sokratejski, który chciał wydobywać z ludzi dobro”, odpowiada Bonowicz. „Nie przynosić im idei dobra, tylko pokazać, że w gruncie rzeczy świętego każdy ma w sobie. W jednym z wywiadów mówił, że nie ma nic łatwiejszego na tym świecie, jak zbawić siebie i innych, tylko trzeba mieć sposób! Sposób Tischnera na zbawianie innych był prosty – przypominać człowiekowi: masz w sobie tę siłę. On wierzył, że tak rzeczywiście jest” (wywiadu szukaj w najnowszym „Przekroju” lub na stronie internetowej tygodnika: http://www.przekroj.pl/ludzie_rozmowy_artykul,6543,0.html) .
Fragmenty „Kapelusza na wodzie” publikuje świąteczny „Tygodnik Powszechny” (nr 14/2010). Wśród wybranych do druku rozdziałów znalazła się m.in. opowieść o plotkach, wedle których ks. Tischner miał być następcą kard. Karola Wojtyły w Krakowie. Tischner w zabawny sposób rozprawiał się z tymi pogłoskami – najpierw protestował, a potem doszedł do wniosku, że „nie należy protestować, tylko należy straszyć”. Niemniej jednemu z holenderskich dziennikarzy, który był szczególnie natrętny, na pytanie, czy to prawda, że zostanie biskupem, odpowiedział żartem: „O, co to, to nie, to już bym się wolał ożenić!”. „Nie przeczuwałem”, tłumaczył potem Tischner, „że oni to momentalnie ogłoszą jako wyraz, powiedziałbym, postępowości Kościoła katolickiego w Polsce”.
„Mam nadzieję”, pisze w „Tygodniku” Bonowicz, „że te gawędy mają dobrą aurę, podobnie jak dobrą aurę miał jej bohater. I że będą zachętą do bliższego z nim spotkania  – nie tylko dla tych, którzy go nie znali, ale i dla tych, którzy go pamiętają, przywołują, uznają za swój autorytet, lecz o jego słowach zapominają. Powtarzam od lat: warto wejść w Tischnera głębiej”.