„Wierzę, że książki Baczki będą w Polsce czytane. Obserwacja tego, co w historii działo się z rozmaitymi ideami, dobrze działa na rozum”, pisze w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” (nr 38/2016) Wojciech Bonowicz. Bronisław Baczko, wybitny filozof i historyk idei, zmarł 29 sierpnia br.

W felietonie zatytułowanym „Skręty i doły” Wojciech Bonowicz pisze:

Idee zawsze przechodzą przez ludzi. Nie mają innego życia, a przynajmniej my nic o nim nie wiemy. Oglądamy idee tylko w ten jeden sposób: przepuszczone przez konkretne biografie. Pojęcia upadają i zmartwychwstają, tak jak upadają i zmartwychwstają ludzie, którzy się nimi posługują.
Nic nie uświadomiło mi bardziej, że tak właśnie jest, niż lektura książek Bronisława Baczki. Cóż to za wspaniały obraz oświecenia i rewolucji francuskiej! Owszem, świetnych książek o tym okresie nie brakuje, powikłane losy jego protagonistów aż proszą się, żeby pisać o nich wciąż i wciąż. A jednak to w książkach Baczki znalazłem najlepszą równowagę między historią myśli i historią osób. Nigdy już nie zniknie mi z pamięci scena zamykająca rozprawę „Hiob, mój przyjaciel”: ścigany przez jakobinów Condorcet błąka się w okolicach Paryża, daremnie szukając schronienia. Tuż przed ucieczką ukończył „Szkic obrazu postępu ducha ludzkiego poprzez dzieje”, w którym zarysował wizję ludzkości „wyzwolonej z wszelkich pęt” i zmierzającej ku prawdzie, cnocie i szczęściu. Wizja ta, pisał, jest filozofowi schronieniem, do którego nie mają wstępu prześladowcy. Teraz jednak gorączkujący, głodny, ze skaleczoną nogą, czuje, że jego kres jest bliski. Zdesperowany, wstępuje do gospody, gdzie jego sposób wysławiania się od razu wzbudza podejrzenia. Aresztowany, umiera w celi następnego dnia. Ciało zostaje wrzucone do wspólnego grzebalnego dołu. W symbolicznym zakończeniu Baczko łączy ten dół z pustym nagrobkiem Condorceta w Panteonie, wystawionym w 1989 roku z okazji dwusetlecia rewolucji.
Idee przechodzą przez ludzi, a ludzie (jak pisał Tischner) mają w sobie „skręty”. To właśnie owe „skręty” decydują o tym, w jaki sposób idee wchodzą w obieg. Idee równości, braterstwa czy postępu można tak „przekręcić”, że staną się one alibi dla morderców. Kiedy w 1989 mówiło się „demokracja” słowo to sprawiało, że ludziom prostowały się zgięte wcześniej karki. Ale bardzo szybko wewnątrz tych samych ludzi demokracja „przekręciła się” w coś obcego, nieprzyjaznego, w fasadę, za którą ukrywają się ci, co sprawują „prawdziwe” rządy. W zasadzie każda idea – Europy, Polski, wolności, ofiary, bliźniego i tak dalej – przeżywa coś podobnego. Z jednej strony, „skręty” umożliwiają wcielanie się idei, z drugiej jednak – określają charakter owych wcieleń. To, co wczoraj pieściło uszy, dzisiaj brzmi jak pobudka lub ostrzeżenie. To, co podniecało, nudzi. To, co nudziło lub było obojętne, nagle – z dnia na dzień – staje się groźne.
Baczko jako historyk idei opisywał rezultaty działania owych „skrętów”. Miał za sobą „rewolucyjną” przeszłość, może dlatego tak dobrze rozumiał to, co działo się w głowach francuskich intelektualistów i rewolucjonistów. Wytrzeźwiał z marksizmu po krwawym stłumieniu protestów robotniczych w czerwcu 1956 r. Ci, którzy chodzili na jego wykłady i seminaria, wspominają, że był znakomitym nauczycielem. Przypominam sobie opinię Małgorzaty Szpakowskiej: Kołakowski raczej budził podziw, niż wychowywał, pracą wychowawczą na Wydziale Filozoficznym UW zajmowali się Baczko i Pomian. W 1968 r. wszyscy trzej – i wielu innych – musieli opuścić Polskę. Baczko pytany po latach o „warszawską szkołę historyków idei” odpowiadał: żeby była szkoła, potrzebne są co najmniej trzy pokolenia, które by ze sobą rozmawiały. A tu rozmowa została przerwana.
Kilka lat temu, kiedy żył jeszcze Krzysztof Michalski, redakcja „Kronosu” zapytała go, czy nie uważa, że książki wspomnianych wyżej autorów (ale też należącego do tej samej formacji Jerzego Szackiego) szybko się starzeją. Michalski się oburzył: to są książki uczonych z europejskiej pierwszej ligi! „Być może zdarzyło się raczej coś innego: być może w Polsce – a w każdym razie wśród osób zajmujących się u nas zawodowo filozofią – narzędzia intelektualne potrzebne do recepcji takich książek uległy pewnemu stępieniu, zużyciu; niektóre leżą gdzieś w szopie, nieużywane”.
Oprócz „skrętów” mamy też w sobie „doły”, do których wrzucamy to, co uznajemy za „martwe”. Decyzje o tym, co jest intelektualnie „martwe”, często podejmujemy pochopnie, a mają one, niestety, charakter ostateczny. Ciągle wierzę, że książki Baczki będą w Polsce czytane. Obserwacja tego, co w historii działo się z rozmaitymi ideami, dobrze działa na rozum.

Więcej informacji o najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” można znaleźć tutaj.