„Wierzę, że to są czasy miłosierdzia. Kościół ukazuje zranionej ludzkości swoje matczyne oblicze, swoją twarz mamy”, mówi papież Franciszek. 12 stycznia miała miejsce światowa premiera jego nowej książki „Miłosierdzie to imię Boga”. Publikujemy fragmenty poświęconej jej rozmowy z bp. Grzegorzem Rysiem, którą przygotowała Stacja7.pl.

Papież Franciszek od początku swego pontyfikatu często powraca do tematu miłosierdzia. „Przesłanie Jezusa to miłosierdzie. Dla mnie, mówię to z pokorą, jest to najmocniejsze przesłanie Pana”, powiedział już w pierwszej papieskiej homilii. Nie było zaskoczeniem, kiedy papież ogłosił Roku Miłosierdzia. Także książka, która ukazała się w tych dniach, to tylko zebranie intuicji, o których wcześniej papież mówił wielokrotnie. Warto jednak po nią sięgnąć, żeby lepiej zrozumieć, co obecny papież ma na myśli.
Książka ma formę wywiadu przeprowadzonego przez znanego włoskiego watykanistę Andreę Torniellego. Autorką polskiego przekładu jest Joanna Ganobis, a polska edycja książki – opublikowanej równocześnie w 20 językach – ukazała się w Wydawnictwie Znak. W watykańskiej premierze książki udział wziął m.in. wybitny aktor i reżyser Roberto Benigni, który podkreślił, że w jego opinii nowa książka papieża będzie ważną lekturą dla osób niewierzących. Kilkakrotnie powtórzył też, że najważniejsze zdanie w historii ludzkości wypowiedział Jezus, a brzmi ono: „Kochajcie nieprzyjaciół”.
Z okazji premiery książki na portalu Stacja7.pl opublikowana została obszerna rozmowa na jej temat z bp. Grzegorzem Rysiem. Oto jej fragmenty:

Papież Franciszek w swojej książce pisze, że miłosierdzie jest pierwszym atrybutem Boga. Co to oznacza?

Więcej, papież pisze, że Miłosierdzie jest imieniem Boga, a to coś znacznie ważniejszego, bo imię w refleksji biblijnej i chrześcijańskiej jest tożsame z osobą. Imię było bardzo ważne dla biblijnego Żyda, bo imię go opisywało, mówiło, kim jest. Kiedy więc papież mówi, że Miłosierdzie jest imieniem Boga, to znaczy o wiele więcej, niż tylko że jest jednym z Jego przymiotów. Jest jakąś składową boskiej natury.
To jest swego rodzaju dopracowanie tego, co mówi Jan ewangelista, kiedy mówi, że imieniem Boga jest Miłość – Franciszek mówi, że imieniem Boga jest miłość, która jest miłosierna. Ostatecznie nie interesuje nas to, jakie Bóg ma cechy, ale kim jest sam w sobie, najgłębiej. Jak nasłuchujemy tego, co Kościół mówi przez ostatnie 50–60 lat, to odkrywamy, że to jest właśnie to – że Bóg jest miłością, która jest miłosierna, czyli przekracza granice sprawiedliwości czy granice wzajemności.

A co oznacza to doprecyzowanie? Dlaczego miłość miłosierna jest szczególna?

Miłość niejedno ma imię. Miłość miłosierna wyróżnia się tym, że wytrzymuje próbę odrzucenia.

Przez człowieka?

Tak, w wypadku miłości do człowieka – próbę odrzucenia przez człowieka. Kluczem tej miłości nie jest doświadczenie wzajemności. Franciszek to świetnie wyczuwa, podpowiadając nam, że to jest miłość ojcowska albo miłość macierzyńska. Miłość ojca czy matki to właśnie miłość, która nierzadko musi się zmierzyć z tym, że dziecko wybiera, postępuje inaczej. Każdy z duszpasterzy ma chyba dość dużo doświadczeń takich rozmów z rodzicami, kiedy się słyszy: „A ja się tak starałem, oddałem wszystko – i na co to było?”. To jest potężna próba, żeby nie zacząć żałować swojego dobra, miłości, tej całej życiowej inwestycji w następne pokolenie, tylko żeby wytrwać w tej miłości, nawet jeśli nie jest oczywista.
Miłość Boga do każdego z nas musi być taka, bo nie może być inna. Każdy z nas jest grzesznikiem. Każdy z nas odrzucił Boga po milion razy i cały urok Boga polega na tym, że to w Nim nic nie zmienia. Może rośnie w Nim jeszcze większa determinacja, by nas kochać. (…)

Franciszek mówi też, że teraz Kościół powinien wychodzić do grzeszników, że powinien być jak szpital polowy. Jak to rozumieć i jakie to stawia zadania przed duchownymi i przed świeckimi?

Papież nie mówi tego jako pierwszy, bo to mówił już Pan Jezus. Ta książka jest fascynująca we fragmencie – dla mnie osobiście bardzo ważnym – gdy papież rozważa uzdrowienie trędowatego przez Jezusa. Jezus nie tylko go uzdrowił, ale go też dotknął, więc absolutnie przekroczył granice nieprzekraczalne. Nieprzekraczalne po pierwsze ze względu na to, co mówił zdrowy rozsądek – dotkniesz trędowatego, to się zarazisz, i to chorobą nieuleczalną – a po drugie, co mówiło prawo.
Franciszek jest dość bezlitosny dla tego prawa, bo mówi, że odpowiada ono logice uczonych w prawie, która nie ma nic wspólnego z logiką Bożą, a polega na tym, że wydziela się chorych ze społeczeństwa zdrowych. Są owce przy pasterzu – zdrowe, bezpieczne, tłuściutkie, fajne – i teraz chronimy przede wszystkim te owce, chronimy tych, którzy są w zasadzie pewni zbawienia i nawróceni. Ochrona polega na tym, że odcinamy się od wszystkich, którzy do tego grona nie należą. Mówi papież, że to jest logika uczonych w prawie i że nie ma ona nic wspólnego z logiką Bożą, bo logika Boża mówi, że zostawiasz te zdrowe owce, a idziesz do tych, które się pogubiły. I to się zaczyna już wtedy, kiedy masz jedną owcę poza stadem. To jest napisane w Ewangelii według św. Łukasza, w 15. rozdziale: masz 99 owiec, jedna się zgubiła, zostawiasz 99 i idziesz szukać tej jednej. To podkreśla papież Franciszek.
Co to oznacza dla Kościoła dzisiaj? Chociażby to, o czym mówiono na ostatnim synodzie – jest cała rzesza ludzi żyjących w sposób, który prawo kanoniczne określa mianem „nieregularnie”; nie są oni w tym gronie owiec zdrowych pod każdym względem, jeśli w ogóle takie istnieją. Jak wychodzić do tych, dla których porządek sakramentalny jest niedostępny? Na ten temat mówił właśnie synod, czekamy, co powie papież na temat końcowego dokumentu. Kluczem jest pojęcie towarzyszenia, z przełożeniem go na inne, czyli zaproszenie do współuczestnictwa. Nie towarzyszymy tylko na zasadzie: „jesteś tak naprawdę na zewnątrz, a my możemy ci posłać paczkę od czasu do czasu albo pomodlić się za ciebie” – choć modlitwy też bym nie lekceważył. Towarzyszymy komuś także w ten sposób: „jest tu część, którą możesz czynić, jesteś jednym z nas, potrzebujemy też twojego działania”. Oczywiście wymaga to poważnej refleksji – które z obszarów działania w Kościele można powierzyć komuś, kto żyje w sytuacji nieregularnej – ale do tego właśnie jesteśmy wezwani, by nad tym myśleć: nie jak się odciąć, ale jak zaprosić do środka.

Cały wywiad z bp. Grzegorzem Rysiem można przeczytać tutaj.

A książkę „Miłosierdzie to imię Boga” można zamówić tutaj.