„Nadzieja jest nam dana, nie można bowiem się jej nauczyć, wyprosić, kupić czy posiąść w jakiś inny sposób. Paradoksalnie nadzieja jest wszystkim, kiedy po ludzku nie mamy nic”, czytamy w refleksji o nadziei, którą po 13. Dniach Tischnerowskich przysłała zainspirowana nimi uczestniczka. Autorka, Ewa Drozd, jest nauczycielką w Zespole Szkół im. ks. J. Tischnera w Dobczycach.

Filozofia – nadzieja

Czym jest nadzieja? Skąd pochodzi i dokąd zmierza? Na te i inne pytania spróbujemy poszukać odpowiedzi.
Wiemy, że nadzieja umiera ostatnia, to znaczy, że kiedy wszystko co w naszych oczach trwałe i ważne utraciło sens – ona jedna nie. Jest żywa i zaczyna w nas kiełkować a z czasem rozkwitać. Nadzieja ma tam początek, gdzie koniec ma to, co do tej pory stanowiło nasz świat – świat naszych aksjomatów. Musimy utracić wszystko by mieć nadzieję.
Czy nadzieja zawsze towarzyszyła ludzkości? Uważa się, że tak, lecz inna zdaje się być natura nadziei pogańskiej, a inna nadziei chrześcijańskiej. Nadzieja pogańska (jeśli tak ją w ogóle można określić) próbowała wydostać się na świat spod grubej warstwy kultów pogańskich, świata zdominowanego przez kult ciała, spod surowego prawa, wreszcie pragnęła wydostać się spod wiary w istnienie ślepego losu jakim było fatum.
Dopiero w chrześcijaństwie nadzieja otrzymując należne sobie miejsce objawiła się w pełni, w Osobie Jezusa Chrystusa (7/6 rok p.n.e.). Jezus z Nazaretu ukazał nadzieję z perspektywy życia duchowego, w Królestwie Bożym, które nie jest królestwem ciała, lecz ducha. Królestwem, w którym nie ten jest szczęśliwy, kto bogaty, lecz ten, kto biedny. Nie ten szczęśliwy, kto żyje w zdrowiu, lecz ten, kto cierpi. Nie ten mądry, kto uczony, lecz ten, kto prosty i skromny. Tak więc nasza nadzieja jest nadzieją chrześcijańską, gdyż na nauce Jezusa Chrystusa i na ofierze Jego wyznawców ukonstytuował się współczesny świat, a w nim – nasze miejsce. Bez Jezusa ten świat nie byłby tym, czym jest – światem ludzkiej nadziei.
Nadzieja przychodzi z zewnątrz, przychodzi do umysłu, by w nim zamieszkać – dopiero później przenika serce człowieka. Nadzieja jest nam dana, nie można bowiem się jej nauczyć, wyprosić, kupić czy posiąść w jakiś inny sposób.
Paradoksalnie nadzieja jest wszystkim, kiedy po ludzku nie mamy nic. Tylko człowiek wolny wewnętrznie jest w stanie przyjąć nadzieję. Tak więc nadzieja jest łaską! Jest nam zadana, stanowiąc jeden z głównych aksjomatów – obok wiary i miłości. W niej otrzymujemy nowe życie – radośniejsze, spokojniejsze i pełniejsze. Kiedy otrzymujemy nadzieję, otrzymujemy również świadomość jej posiadania, dlatego nie możemy z niczym jej pomylić. To tak, jakby ktoś dał nam skrzydła i pozwolił latać. Nadzieja może wznieść nas ponad beznadzieję ludzkiej egzystencji. Może dać nam poczucie własnej wartości i pomóc zacząć wszystko od nowa.
W niej to jesteśmy, żyjemy i śnimy. Nadzieja jest na dziś i na jutro. Nie zniewala nas, bo jest wartością, czymś dobrym – bo czy dobro może zniewalać? Nie, zniewala przecież to, co ze swej natury stanowi jego przeciwieństwo – zło. Dając nam pełnię wolności, nadzieja ukazuje nowe oblicze przyszłości. Ukazuje szansę wbrew temu, co mówi rozum. Nadzieja mówi: – Nie poddaj się, gdyż życie twoje dopiero co doświadczyło przemiany i zmierza ku szczęściu. Weź je w swe ręce i zmieniaj swój świat!
O nadziei można napisać mnóstwo książek chociaż uważam, że nie wyczerpałyby jej tematu, gdyż przeżywając nadzieję, doświadczamy jej fragmentarycznie, a nie całościowo. To, co zasługuje na podkreślenie, to fakt, że źródłem nadziei jest Najwyższe Dobro, a ona sama jest struną, na której gra Bóg!