„Mimo że różnimy się światopoglądowo, wiele nas łączy. Ująłbym to w ten sposób: wygląda na to, że mamy ten sam gen filozoficzny, jednak jego ekspresja jest inna”. Tak o swoim przyjacielu i filozoficznym adwersarzu Janie Woleńskim pisze ks. Michał Heller. Jego tekst to odpowiedź na pytania zadane mu w specjalnym, poświęconym jego myśli, numerze „Znaku”.

 

W marcu Michał Heller obchodził 85. urodziny. Z tej okazji miesięcznik „Znak” poświęcił jego osobie i dziełu specjalny blok materiałów. Znalazła się w nim obszerna rozmowa z Jubilatem zatytułowana „Nie lubię pytań o Boga”, którą przeprowadził Wojciech Bonowicz. Ponadto w skład bloku wszedł przewodnik po twórczości polskiego kosmologa (Łukasz Lamża i Łukasz Kwiatek omówili 10 najciekawszych książek), artykuł Michała Jędrzejka o tzw. nowym ateizmie („Ateizm walczący, sceptyczny i pobożny”) oraz ankieta dotycząca dorobku Michała Hellera, w której głos zabrali przedstawiciele trzech dyscyplin, na przecięciu których pracuje autor Filozofii i wszechświata – a więc teologii (ks. Eligiusz Piotrowski), filozofii (Jan Woleński) i nauk ścisłych (Tomasz Szarek). To właśnie ta ankieta przyniosła szereg pytań, na które Heller zdecydował się odpowiedzieć w specjalnym artykule zatytułowanym „Dobre strony upływania czasu”. Poniżej publikujemy jego fragment.

Ks. Piotrowski już na wstępie zaznacza, że jego refleksje na temat moich poglądów teologicznych „będą dotyczyć kwestii fundamentalnych, kilku konkretów ze styku wiary / teologii i współczesnej nauki”. Niektóre z tych jego refleksji ocierają się o zarzut jeżeli nie braku całkowitej ortodoksji, to w każdym razie niezgodności z katechizmem. W „urodzinowym tekście” nie miejsce na polemikę, chciałbym jedynie podkreślić, że w „mojej teologii” dużą – może wręcz dominującą – rolę odgrywa podejście apofatyczne, czyli przekonanie, iż wszystko, co wypowiadamy o Bogu, winno być zaopatrzone (przynajmniej milcząco) w zastrzeżenie: „(prawie) na pewno tak nie jest”. Wielokrotnie o tym pisałem i lubię powtarzać, że gdyby się kiedyś (w wieczności) okazało, że wszystkie moje poglądy teologiczne były słuszne, byłbym mocno zdziwiony, a nawet rozczarowany.

W jednym wszakże przypadku ks. Piotrowski ma sto procent racji, ale to akurat nie należy do fundamentalnych prawd teologicznych. Moje stwierdzenie: „Jeżeli Boga nie ma, to wszystko wolno również na terenie logiki”, jest rzeczywiście „głęboko niesprawiedliwym zarzutem wobec naukowców niewierzących”. To swoje nawiązanie do Dostojewskiego zaopatrzyłem następującym komentarzem: „Jeżeli wniosek nie wynika z przesłanek, a ja go i tak przyjmuję, to co z tego? Przecież ja jestem najwyższą normą i robię, co i jak chcę” („Sens życia i sens wszechświata”, Kraków 2015, s. 130). Istotnie, zapędziłem się. To nie jest przykład irracjonalności, lecz uporu intelektualnego. Zdarza się on częściej politykom niż uczonym. Moralność racjonalnego myślenia polega właśnie na tym jego przymusie, niezależnym od poglądów w innych dziedzinach: jeżeli ktoś jest przekonany, że z p wynika q i że p jest prawdziwe, to musi przyjąć q (niezależnie od tego czy Bóg istnieje, czy nie). Inna sprawa, że właśnie ten przymus Leibniz wiązał z Absolutem.

W tej chwili uświadomiłem sobie, że bodaj po raz pierwszy na drukowanych łamach dyskutuję z teologiem. Przyznam się, że częstym motywem i ambicją mojej pracy było to, by sprowokować teologów do otwarcia się na tematy naprawdę potrzebne dzisiejszym myślącym ludziom. I wreszcie teolog dobrał się do moich tekstów. Dziękuję. Jeszcze bardziej bym się cieszył, gdyby nie przeoczył, iż dożyłem już 85 lat. Cytuje bowiem tylko moje „młodsze książki”, a dopiero w ostatnich latach odważyłem się wejść bezpośrednio na teren teologii. (Mam na myśli dwie książki: Nauka i teologia – niekoniecznie tylko na jednej planecie z 2019 r. i przede wszystkim Ważniejsze niż Wszechświat z 2018 r. Także w moich – już czterech – tomikach kazań można znaleźć sporo teologii). Chociaż oczywiście nie powinienem oczekiwać, że ktoś z okazji mojej rocznicy w ogóle zainteresuje się „moją teologią”, a tym bardziej że napisze na jej temat monografię. Dziękuję więc za ten dialog z teologiem.

Moje dyskusje z Janem Woleńskim wyglądają całkiem inaczej. Odbywają się one na ogół „zdalnie” (choć nie tylko), ale w specyficznym znaczeniu tego słowa: ja czytam jego książki, on czyta moje i nawet nie musimy wiele mówić, by wymieniać się myślami. Mimo że różnimy się światopoglądowo, wiele nas łączy. Ująłbym to w ten sposób: wygląda na to, że mamy ten sam gen filozoficzny, jednak jego ekspresja jest inna. Jak wiadomo, ekspresja w dużej mierze zależy od środowiska, które wywiera presję na ewolucyjne procesy. Myślowym środowiskiem Jana jest logika. To ona podpowiada wzorce tokowi jego myśli i odfiltrowuje z niego niepożądane tendencje. Moim środowiskiem jest matematyka i jej zastosowania w fizyce. Niby matematyka i logika to bliźniacze siostry, ale dzięki skuteczności matematyki w fizycznym świecie presja, którą wywiera ona na sposób widzenia rzeczywistości, zabarwia tę rzeczywistość innymi kolorami.

Zapewne pisząc te słowa, zapoczątkowałem nowy wątek zdalnego dialogu z Janem Woleńskim. Niech więc się toczy.

Prof. Tomasz Szarek jest matematykiem, zatem ulega podobnym presjom swojego myślowego środowiska jak ja. Wynika to zresztą z jego wypowiedzi. Ponieważ postawił mi on dwa konkretne pytania, postaram się na nie odpowiedzieć.

  1. „Czy ekspansja matematyki do innych dziedzin wiedzy w dalszym ciągu przebiegać będzie tak skutecznie jak dotychczas?” Myślę, że tak, choć „skutecznie” nie musi znaczyć „tak samo jak dotychczas”. Matematyka ma niezwykłą moc przystosowywania się do zmieniających się zapotrzebowań. Jeżeli nie ma matematycznej metody do rozwiązania jakiegoś problemu, prędzej czy później metodę się wynajdzie. Trzeba także wziąć pod uwagę postęp informatyki i ciągle rosnące możliwości tzw. sztucznej inteligencji. To również ogromne pole działania matematyki.
  2. „A także czy postępująca i zawężająca się specjalizacja w naukach, która nierozerwalnie wiąże się z jej ogromną skutecznością, zostawi miejsce dla filozofii?” Prof. Szarkowi chodzi nie o standardową filozofię nauki, lecz o „refleksję wypływającą z głębi samych nauk empirycznych”. To prawda, że wraz z postępem nauki uprawianie tego typu filozofii staje się coraz trudniejsze, choćby z tego powodu, że uczonemu coraz trudniej „przebić się” przez gąszcz szczegółowych zagadnień, by znaleźć „siły i czas” na filozoficzny namysł, jednak – jak sądzę – w nauce działa swoisty mechanizm: im bardziej poszerza się, ale i rozdrabnia, pole naukowych badań, tym większe robią się w tym polu szczeliny domagające się filozoficznej refleksji. I są one tak prowokujące, że zawsze znajdą się odważni. A zagrożenia ze strony populizmu i irracjonalizmu, o których prof. Szarek przy okazji również wspomina, są naprawdę niebezpieczne, i to nie tylko dla filozoficznego namysłu nad nauką (czy w nauce), lecz również dla samej nauki. Symptomy infiltracji tych zagrożeń do uprawiania nauki i skutki ich działania zaczynają być niepokojąco widoczne.

Swoje pytania pod moim adresem prof. Szarek uzupełnia wyliczeniem dwu tematów przeze mnie trochę zaniedbanych. Są to: po pierwsze, „kwestie związane z samymi podstawami matematyki i rewolucją, którą przyniosły odkrycia Gödla”, oraz, po drugie, „dokonania intensywnie rozwijającego się nurtu filozofii analitycznej”. To prawda, że obydwa te tematy nie znalazły w moich rozważaniach „zbyt dużo miejsca”, ale nieco uwagi im poświęciłem. O problemie Gödla (w kontekście idei pola formalnego, o której prof. Szarek wspomina w swojej wypowiedzi) pisałem w książce „Uchwycić przemijanie” (Kraków 2020, s. 244–249) oraz całkiem obszernie i bardziej „technicznie” w artykule „Syntax-Semantics Interpretation in Mathematics” („Studia Semiotyczne” 2018, nr 32 [2], s. 87–105). Filozofią analityczną interesowałem się „od zawsze”. Często wykorzystywałem jej metody i osiągnięcia, choć nie zawsze wprost się do niej odwoływałem. W niedawno wydanej książce „Nauka i teologia – niekoniecznie tylko na jednej planecie” (Kraków 2019, s. 114–119) jeden podrozdział poświęciłem stosunkowo młodemu produktowi filozofii analitycznej, a mianowicie teologii analitycznej.

Najwięcej pytań postawił mi jednak Wojtek Bonowicz. Jestem do tego przyzwyczajony: ilekroć się spotykamy, stawia mi pytania. Najtrudniejsze wszakże są te, których nie stawia, lecz tak prowadzi rozmowę, by wydestylować ze mnie odpowiedź na nie. Ma w tym wprawę – napisał opasłą biografię Józka Tischnera i nawet po jego śmierci zmusza go jeszcze do mówienia. (Na przykład skomponował ostatnio z tekstów Tischnera nową książkę: To, co najważniejsze). Bardzo lubię rozmawiać z Wojtkiem. Ma dużo do powiedzenia. Nawet nie za bardzo trzeba go pociągać za język.

 

Cały artykuł Michała Hellera można przeczytać tutaj.  A książkę rozmów z nim, zatytułowaną „Wierzę, żeby rozumieć” – w atrakcyjnej cenie lub w pakiecie z najnowszym numerem miesięcznika „Znak” – można zamówić tutaj.

Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.