„Wydaje mi się, że przed wszelkim filozofowaniem, zwłaszcza u nas, trzeba dokonać istotnego wyboru: trzeba wybrać z tego, o czym myśleć można, to, o czym myśleć trzeba. Ale to, o czym myśleć trzeba, nie przychodzi u nas z kart książki, lecz z twarzy zaniepokojonego swym losem człowieka” – napisał ks. Józef Tischner we wstępie do „Myślenia według wartości”.

 

W związku z przypadającą w tym roku 20. rocznicą śmierci ks. Józefa Tischnera przez najbliższe miesiące będziemy na naszej stronie przypominać jego książki – zarówno te wydane za życia, jak i te, które ukazały się po jego śmierci. Dziś jedna z najgłośniejszych książek Tischnera – obszerny tom szkiców filozoficznych „Myślenie według wartości”.

Cytowany wstęp został napisany w listopadzie 1981 r. (jest to nieco zmieniona wersja odpowiedzi na ankietę „Znaku” opublikowaną cztery lata wcześniej). Książka ukazała się w roku następnym – już w Polsce stanu wojennego. Przeszła jednak wcześniej wszystkie procedury dopuszczające do druku, opublikowana więc została w takim kształcie, w jakim ją złożono, i trafiła do normalnej sprzedaży. Obszerny tom był podsumowaniem filozoficznej drogi Tischnera i przygotowaniem do sformułowania własnej propozycji, nazwanej przez niego „filozofią dramatu”.

Na książkę złożyły się głównie artykuły publikowane w latach 70. na łamach miesięcznika „Znak” i „Tygodnika Powszechnego”. Część pierwsza – zatytułowana „Inspiracje” – gromadzi teksty poświęcone filozofom, którzy Tischnera ukształtowali w największym stopniu: Husserlowi i Ingardenowi, Heideggerowi i przedstawicielom filozoficznej hermeneutyki, oraz Marcelowi i Lévinasowi (teksty poświęcone temu ostatniemu były pionierskie, nikt przed Tischnerem nie prezentował po polsku tej myśli). Dwa ostatnie artykuły w tym dziale nieco zaskakują. Ich bohaterami nie są bowiem filozofowie sensu stricto, ale konkretne książki o nieco innym charakterze: „Rodowody niepokornych” Bohdana Cywińskiego oraz pierwsza encyklika papieża Jana Pawła II „Redemptor hominis”. Dołączenie poświęconych im tekstów do pierwszego działu może dziwić, ale jest też istotną wskazówką dla obecnych i przyszłych interpretatorów myśli Tischnera. W myśli tej bowiem nie ma wyraźnej granicy między tym, co filozoficzne, i tym, co znajduje się „poza filozofią”. Mówiąc precyzyjniej: każdy utwór, który ma znaczenie dla dziejów myślenia, autor traktuje jako potencjalnie filozoficzny, a w każdym razie inspirujący dla niego jako filozofa.

Tłumaczą się niejako z zawartości tej pierwszej części, Tischner pisze, że jego dotychczasowe wysiłki zmierzały „w dwóch kierunkach, a obydwa były w jednakowym stopniu wyznaczone potrzebami chwili. Kierunek pierwszy: popularyzacja. Istnieje w Polsce niezwykle wielka potrzeba popularyzacji filozofii, zwłaszcza filozofii współczesnej. Ludzie chcą, aby im mówić o rozmaitych »-izmach«. I to nie ze snobizmu, chcą autentycznie. Od tej potrzeby uciec nie można. Więc eseje o Marcelu, Heideggerze, Lévinasie, Ricoeurze, Schelerze i wielu innych. To wszystko jako wynik wykładów, konferencji, seminariów. Przy okazji pytanie: do jakiego »-izmu« ja zaliczę siebie? Byłem przekorny. Postanowiłem filozofować »bez etykiety«. Fenomenologia to tylko metoda. Każdy jest w jakimś zakresie fenomenologiem. Ale metoda to nie żaden »-izm«. W tym postanowieniu nie wszystko jednak było przekorą. To stara prawda: kto zdecydował się na filozofowanie, powinien zejść z grzbietu klasyka. Spróbowałem schodzić z grzbietu klasyków. Co nie znaczy, że się odcinam. Sam wiem najlepiej, ile zawdzięczam Schelerowi i Lévinasowi. Zarazem jednak wiem, że gdy stanąłem twarzą w twarz wobec naszego kryzysu nadziei, musiałem całkiem samodzielnie wymyślać i wymierzać słowa. (…) Nie mam zamiaru ratować nadziei Niemców, pokazując im Husserla, ani Francuzów, ucząc ich Bergsona czy Ricoeura. Ja sam jednak nie mogę nie znać tych panów. Powinienem ich znać, bo z tego może być pożytek przy szukaniu odpowiedzi na pytania zrodzone na tej ziemi. Egoizm jest zawsze źródłem ciasnoty. Wybrałem, aby być ciasnym i tępym filozofem Sarmatów. Staram się im wymyślać i dobrze im radzić. Na szczęście niezbyt mnie słuchają, więc i wina moja nie będzie zbyt wielka”.

Z troski o „nadzieję Sarmatów” wzięły się także polemiki zapoczątkowane artykułem „Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego” opublikowanym w „Znaku” w pierwszym numerze z 1970 r. Była to bardzo żywa dyskusja i zostało po niej mnóstwo mniej lub bardziej interesujących tekstów. W książce znajdziemy oczywiście tylko głos samego Tischnera; ponieważ jednak odwołuje się on do artykułów polemistów, możemy też śledzić temperaturę i treść sporu. Tischner stara się przede wszystkim w jak najlepszym świetle pokazać osiągnięcia filozofii nowożytnej, w Polsce trochę lekceważonej i dyskredytowanej. Ale ma też na względzie inny cel: uważa, że wiele nurtów tej filozofii może przyczynić się do lepszego wyrażenia tego, co jest istotą chrześcijaństwa, a szczególnie – chrześcijańskiego objawienia. Chrześcijaństwo, twierdzi Tischner, nie musi i nie powinno być skazane na jeden system filozoficzny, może się wyrażać różnymi filozoficznymi językami. W części drugiej książki, zatytułowanej „Konfrontacje”, znajdziemy nie tylko „Schyłek…”, ale i inne teksty tak dla zrozumienia postawy Tischnera fundamentalne, jak „Filozofia i chrześcijaństwo”, „Tomizm bez mitologii” czy „Myślenie religijne”.

Cześć trzecia – „Wartości i myślenie” – to sformułowanie propozycji pozytywnej, odwołującej się do polskich doświadczeń. „Mamy w Polsce”, pisze Tischner, „postać o. Kolbego, który – czy się tego chce, czy nie – jest częścią naszych ostatnich dziejów. O. Kolbe jest kimś więcej niż franciszkaninem, który poświęcił swe życie za drugiego. Jest on także żywym wcieleniem naszej, polskiej, gdzieś we krwi naszej zawartej, ale nigdzie do końca nie opisanej filozofii człowieka. Zaś na Zachodzie mamy: egzystencjalizm, strukturalizm, cybernetykę, alienację i teorię zachowania na deser. Fakt Kolbego jest absolutnie poza tym wszystkim. Takiego świadectwa człowiekowi, jakie swym uczynkiem dał o. Kolbe, nie dał żaden współczesny kierunek filozofii człowieka. (…) Mimo to na naszych katedrach i w naszych podręcznikach królują »-izmy<<. Na tym polega nasz paradoks”.

Tischner próbuje zarysować zręby takiej możliwej, z polskich doświadczeń czerpiącej filozofii człowieka, odwołując się m.in. do myśli Antoniego Kępińskiego (poświęca mu obszerny artykuł „Ludzie z kryjówek”, gdzie proponuje swoiste „uogólnienie” wnikliwych obserwacji Kępińskiego-psychiatry). Jednocześnie przygotowuje się już do sformułowania własnej propozycji. Szczególne znaczenie mają tu dwa teksty zamykające książkę: „Myślenie z wnętrza metafory” i „Myślenie według wartości”. Pierwszy z nich jest swoistym przygotowaniem gruntu pod filozofię dramatu. Tischner uzasadnia w nim, dlaczego filozofia w ogóle sięga po metafory i pokazuje, że za jego gestem stoi długa, idąca jeszcze od Platona, tradycja. W drugim tekście zjawiają się już pojęcia, które odtąd staną się znakiem rozpoznawczym Tischnerowskiej filozofii – spotkanie, dramat, tragiczność, doświadczenie agatologiczne – i pierwsze ich analizy.

Co ciekawe, jednym z najczęściej pojawiających się słów w książce Tischnera jest wciąż słowo „nadzieja” (z tej perspektywy – oprócz artykułu o Kępińskim – godny uwagi jest zwłaszcza tekst „Myślenie o ethosie społecznym”). W istocie bowiem zebrane w omawianym tomie eseje powstawały niemal równolegle z tymi, które znalazły się w „Świecie ludzkiej nadziei”. Dla Tischnera jest to wciąż pojęcie kluczowe, które uzasadnia jego kolejne filozoficzne wybory i poszukiwania.

Książka „Myślenie według wartości” doczekała się sześciu wydań: drugiego w 1993 r. (dodrukowanego w 1994), trzeciego w 2000, czwartego w 2002, piątego w 2005 (mylnie opisanego jako wydanie drugie) i szóstego w 2011 (mylnie opisanego jako czwarte). To ostatnie wydanie jest wciąż dostępne w sprzedaży. Można je zamówić tutaj.