Ta książka to jeden z bestsellerów krakowskiego Wydawnictwa WAM. I nie ma się co dziwić. Czytającym z łatwością udziela się optymizm i energia tego, kto do nich mówi. A jest to tym bardziej przejmujące, że mówi do nich ksiądz chory na chorobę nowotworową, który postanowił „żyć na pełnej petardzie”.

Pełny tytuł tomu rozmów młodego dziennikarza Piotra Żyłki z ks. Janem Kaczkowskim brzmi jak prowokacja „Życie na pełnej petardzie, czyli Wiara, polędwica i miłość”. Ks. Jan potrafi prowokować, a jednocześnie zaprasza do przemyślenia bardzo wielu spraw. Wiara, liturgia, cel życia, wartości, jakimi się kierujemy, Kościół – rozmowy dotyczą tak wielu tematów, że każdy znajdzie w nich coś intrygującego i inspirującego.

Dla użytkowników strony Tischner.pl najciekawszy będzie zapewne fragment, w którym Piotr Żyłka pyta ks. Jana o jego autorytety. Ksiądz wymienia: Jan XXIII, Jan Paweł II, Benedykt XVI… „A jacyś ważni ludzie spoza Watykanu?” „Autorytetem był dla mnie ksiądz Józef Tischner ze swoją filozofią dialogu, myśleniem według wartości, a pod koniec życia myśleniem według miłości. Niezrozumiany przez niektóre środowiska kościelne w Polsce, odrzucany jako ksiądz lewak, prawie wyklęty w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych – wyprzedzał swoją epokę o trzy długości. (…) Pomógł również mnie, kiedy swego czasu upierałem się, aby godnie i z klasą umrzeć. On sam, chorując, podpowiedział młodemu kapelanowi szpitalnemu, jaką radę może zostawiać cierpiącym: >>Nie jest ważne, jak żyjesz czy umierasz, tylko z kim<<”.

„Warto przyjrzeć się nieco bliżej powyższym stwierdzeniom”, pisał o tym fragmencie w „Tygodniku Powszechnym” Wojciech Bonowicz. „Po jakich liniach biegnie argumentacja? Jedna linia to linia myślenia. >>Wyprzedzał swoją epokę o trzy długości…<<. Nie dlatego jednak wyprzedzał, że miał jakieś nadzwyczajne umiejętności, ale dlatego, że wybrał taki a nie inny styl filozofowania. Kolejne etapy jego filozoficznej drogi – myślenie według wartości, filozofia dramatu, a pod koniec życia: zwrot w stronę teologii i mistyki – zawsze prowadziły go ku konkretnym ludzkim doświadczeniom. Ściślej: od doświadczeń wychodziły i ku doświadczeniom wracały. Ponieważ interesowało go, jak człowiek (w konkretnym miejscu i czasie) myśli – a nie, jak myśleć >>powinien<< – mógł też łatwiej przewidywać, jak będzie myślał w przyszłości: jak będzie siebie rozumiał, z jakimi problemami będzie się zmagał i jakim językiem trzeba do niego przemówić, żeby zostać usłyszanym.

Jest i druga linia argumentacji: >>Pomógł również mnie…<< Pomógł przez to, w jaki sposób przeżywał własną chorobę. >>Miał dystans do siebie w chorobie (…). I cieszył się tym, czym cieszyć się jeszcze mógł<<. Druga linia argumentacji to linia świadectwa. Tischner żył tak, jak mówił. Między myśleniem a życiem – w tym także: życiem poddanym próbie cierpienia – nie było rozziewu. Zdarzyło mi się słyszeć i czytać szereg krytyk Tischnera, nikt jednak nigdy nie zarzucił mu, że nie był autentyczny. Ksiądz Jan mówi: >>Pomógł…<< – choć przecież się nie spotkali. Oznacza to, że siła świadectwa potrafi być większa niż wrażenia, jakie rodzą się w trakcie bezpośredniego spotkania. My, którzy spotykaliśmy Tischnera często, też możemy potwierdzić: świadczył. Tyle że o wiele cenniejsze jest – to jeden z paradoksów wiary – świadectwo tych, co >>nie widzieli, a uwierzyli<<”.
Zachęcamy do lektury całego wywiadu-rzeki z ks. Janem Kaczkowskim. Książkę można zamówić tutaj.