Trwają wakacje, przez najbliższe tygodnie dla wszystkich, którzy wypoczywają, i tych, którzy wypoczywać nie mogą, publikujemy anegdoty związane z ks. Tischnerem. Dziś dwie kolejne – związane z Łopuszną.

Ks. Tischner był ambasadorem Łopusznej. Tak go określali mieszkańcy wsi i tak on sam o sobie myślał. Kiedy go pytano o poglądy polityczne, odpowiadał najczęściej, że nie jest ani z prawicy, ani z lewicy, tylko z tej wioski nad Dunajcem, w której spędził dzieciństwo, lata młodzieńcze i do której przez całe życie chętnie wracał. O Łopusznej opowiadał wszędzie, gdzie go zaproszono.
W 1995 roku dziennikarze pisma „Nasze Strony” opisali następujące zdarzenie: „Kiedyś po otrzymaniu zagranicznej nagrody [ks. Tischner] chwalił się nią przed parafianami. >>A co Łopuszna będzie z tego miała?<< – zapytali parafianie. >>Wy mocie honor, a jo honorarium<< – odpowiedział ambasador Łopusznej”.

Ze szczególnym wzruszeniem Tischner wspominał zawsze drewniany kościółek w Łopusznej pochodzący z przełomu XV i XVI wieku. Jest to bardzo cenny zabytek, ale pozostający trochę w cieniu starszej i bogato udekorowanej świątyni w sąsiednim Dębnie. Przy wielu okazjach ks. Tischner podkreślał jednak walory łopuszańskiego kościoła. Zwracał uwagę zwłaszcza na znajdujący się w ołtarzu głównym unikalny tryptyk, starszy niż sama świątynia, przedstawiający koronację Najświętszej Marii Panny przez Trójcę Świętą. Dorobił też do kościółka w Łopusznej legendę: twierdził mianowicie, że został on ufundowany przez zbójników jako zadośćuczynienie za popełnione przestępstwa.
W 1995 roku podczas opłatka Zarządu Głównego Związku Podhalan, który miał miejsce w Łopusznej, witając zebranych, ks. Tischner powiedział: „Wprawdzie kościółek w Dębnie jest starszy, ale my tu, w Łopusznej, mamy więcej grzeszników”.