Stowarzyszenie „Siemacha” kończy w tym roku 18 lat. Jego twórca ks. Andrzej Augustyński, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera, opowiada dziennikarce „Gazety Wyborczej” o tym, czym zajmuje się jego organizacja i co było inspiracją do jej powstania. „Chyba nie ma człowieka, który odcisnąłby głębszy ślad w moim myśleniu niż ks. Józef Tischner”, mówi Augustyński.
Wywiad zatytułowany „Dojrzałość Siemachy” ukazał się w krakowskim dodatku „Gazety Wyborczej” w piątek 17 czerwca. Odpowiadając na pytania Katarzynie Siwiec, ks. Augustyński mówi m.in. o wyzwaniu, jakim jest dziś dla wychowawców narcystyczna kultura masowa. To „sfera czystej komercji, a nie kreacji. Ona niczego konstruktywnego nie rodzi”. Dlatego stowarzyszenie proponuje dzieci i młodzieży alternatywny scenariusz: swoiste „podwórko”, na którym podopieczni mogą być twórczy, odkrywać swoje możliwości i wspólnie zapracować na sukces. „Tworzymy przestrzeń relacji rówieśniczych, gdzie część procesów toczy się przy bardzo dyskretnym udziale dorosłych”.
Stowarzyszenie nie ma charakteru religijnego. „Bóg nie znosi przymusu. Nie lubi niewolników – jak mawiał ks. Józef Tischner. Nasze progi opuszczają również ludzie, którzy nie przekonali się do wiary albo wyznają inna religię. Religia to nade wszystko wspólnota, więź. To troska o drugiego człowieka; o to, by w pełni rozwinął swoje możliwości. Nie można być religijnym bez poczucia więzi z drugim człowiekiem”. Dlatego tworząc Siemachę, ks. Augustyński zrezygnował z tradycyjnych form duszpasterstwa, a postawił przede wszystkim na rozwój człowieka. Na początku, mówi, „intuicyjnie czułem, że potrzebna jest taka forma obecności Kościoła wśród młodych. Teraz już jestem tego pewien”.
Jako swoje autorytety wymienia – prócz ks. Kazimierza Siemaszki – Kępińskiego, Saint-Exupery`ego i Tischnera. „Chyba nie ma człowieka, który odcisnąłby głębszy ślad w moim myśleniu niż ks. Józef Tischner. Jego myśl to moje główne źródło inspiracji. Dzięki niemu stałem się zwolennikiem sokratejskiego modelu wychowania. (…) Według Sokratesa wychowawca jest jak akuszerka, która pomaga przy narodzinach. Wie, że dziecko nie jest jego własnością. Umie w odpowiednim momencie odejść”.