Publikujemy artykuł ks. Józefa Tischnera napisany po pielgrzymce papieskiej w czerwcu 1979 r. Artykuł ten ukazał się wówczas w „Tygodniku Powszechnym”, a następnie w książce zbiorowej pt. „Gaude Mater Polonia”. Ten i inne teksty ks. Tischnera na temat osoby i nauczania Jana Pawła II można znaleźć w wydanej przed kilku laty przez Znak książce „Idąc przez puste Błonia” (książka ta jest ciągle dostępna w sprzedaży).

„Wyniesienie arcybiskupa krakowskiego na tron papieski (…) oznacza, iż świat powołał człowieka wyros¬łego wśród nas do pracy w najbardziej uniwersalnej materii, jaka jest: w sferze stosunku człowieka do bytu, w sferze etyki, w sferze najgłębszej, łączącej ludzkość więzi gatunkowej, tam gdzie nie szuka się odpowiedzi na pytanie, jak być Polakiem, południowym Amerykaninem, biednym czy bogatym, ale po prostu – jak być człowiekiem, jak żyć, jak być?” Słowa te, będące komentarzem do rezultatów konklawe, nie straciły na aktualności do dziś, do chwili, w której rozpamiętujemy Wielkie Pielgrzymowanie Jana Pawła II po jego i naszej Ojczyźnie. Z tym jednak uzupełnieniem, że teraz doszedł do głosu moment nowy, narzucony przez sytuację – odpowiedź na pytanie bardziej konkretne, jak być człowiekiem i chrześcijaninem w Polsce, w miejscu, na którym nadzieja chrześcijańska splata się z nadziejami wyrastającymi z europejskiego ateizmu. Wielkie Pielgrzymowanie miało nas pouczyć między innymi o tym, w jaki sposób pozostać wiernym głosowi sumienia chrześcijańskiego w naszym dzisiejszym świecie.
Kluczem do istotnego sensu tego pielgrzymowania stało się spotkanie z osobą Jana Pawła II. Jego obecność wśród nas była obecnością symbolu o wyjątkowej głębi znaczeniowej. Jan Paweł II jest pierwszą postacią we współczesnym katolicyzmie, a może nawet w chrześcijaństwie w ogóle. Jest następcą Piotra – człowiekiem, który samą swą obecnością każe nam myśleć o Ewangelii, który przywołuje przed nasze oczy niezwykłe sceny i krajobrazy sprzed dwóch tysięcy lat, który z niezwykłą mocą wewnętrznego przekonania wypowiada słowa, jakich nie mógłby wymyślić człowiek. Kraj nasz na te kilka dni stał się jakby częścią dawnej Galilei, Samarii, Judei. Dlatego trzeba mocno podkreślić: obecność Jana Pawła II wśród nas zaowocowała przede wszystkim modlitwą. Takiej modlitwy polskie niebo jeszcze nie widziało. Wszystko inne już było, może na mniejszą skalę, ale było. Ale na tym nie koniec. Jan Paweł II stał się dla nas również symbolem, który kazał myśleć o dziejach naszego narodu. Jego osoba wyrosła z historii – szczególnej historii. Jej rdzeniem okazują się dzieje polskiego etosu. Za plecami Jana Pawła II uobecniała się nam tysiącletnia walka o ład moralny na tej ziemi. O walce tej przypominały postacie naszych dziejów: święty Stanisław, królowa Jadwiga, Paweł Włodkowic, ksiądz Piotr Skarga, Mickiewicz, Norwid, ojciec Maksymilian Kolbe. Jedni walczyli ofiarą, inni walczyli piórem, ale sens był jeden i ten sam. Do tego sensu i do takiej walki nawiązał Jan Paweł II. Dopiero na tych treściach, na echach Ewangelii i echach historii narodowej, nadbudowała się treść szczególnie nam bliska, intymna, dzisiejsza. Każdy z nas szedł na to spotkanie z pytaniem: jak pozostać wiernym głosowi sumienia chrześcijańskiego dziś? Jak tu i teraz być sobą? Odpowiedź niepostrzeżenie przychodziła. Wyrastała ona z faktu, który wprawiał w zdumienie: że on jest sobą. Jest sobą od początku do końca. Jak zatem być tu i teraz sobą? Być sobą tak, jak on jest sobą. Jego bycie sobą okazało się zaraźliwe. Spotykając go, spotykaliśmy samych siebie.

 

Każde spotkanie jest poprzedzone jakimś oczekiwaniem. Jakie były nasze oczekiwania? Są oczekiwania i oczekiwania. Są oczekiwania wzbudzone na przykład przez ciekawość: ciekaw jestem, czy jutro znów będzie pogoda. I są oczekiwania wzbudzone przez cierpienia, których doznaję, gdy na przykład jestem chory i czekam na lekarza, który nie tyle ma mnie uzdrowić, ile powiedzieć, co mi naprawdę jest. Nie, z pewnością nasze oczekiwania nie płynęły ze zwykłej ciekawości. Czekaliśmy według i na miarę naszych jawnych i skrytych bólów. Nasze otwarcie na to pielgrzymowanie ukształtowała cała nasza historia, nasze zrealizowane i niezrealizowane nadzieje, nasze rozwiązane i nierozwiązane problemy, nasze groby i pomniki naszych zwycięstw, nasze żale po ludziach, którzy odeszli, i nasze tęsknoty za ludźmi, którzy nadchodzą. Chcieliśmy nie tyle tego, by nas uleczył – ile by nam powiedział, na co chorujemy. Chcieliśmy, aby rzucił światło w nasze mroki. I myślę, że nikt z nas nie doznał zawodu. Światło zostało rzucone. Wielkie Pielgrzymowanie przyszło w samą porę, jak pokarm w czasie narastającego głodu. Dziś chodzi tylko o to, by tego pokarmu nie zmarnować.
Nie jest moim zadaniem pisanie komentarza do wypowiedzi Ojca Świętego w Polsce. Wypowiedzi te, doskonale przemyślane i usystematyzowane, są tak pełne treści, że trzeba nam będzie wracać do nich wielokrotnie. Myślę, że z biegiem czasu ich znaczenie nie będzie maleć, lecz wzrastać. Opadną wzburzone emocje, ludzie nabiorą dystansu, staną się bardziej wrażliwi na myślowe treści wszystkich tych wydarzeń. To, co tu spisuję, jest zbiorem refleksji na marginesie. Błonia opustoszały, przestały być częścią krajobrazu z Ewangelii. Każdy patrzy na świat poprzez swoje okulary. Moimi okularami jest filozofia, w której centralną sprawą jest sprawa źródeł człowieczeństwa i podstaw ludzkiej nadziei. Dla mnie to niezwykłe pielgrzymowanie było i jest pielgrzymowaniem do samych źródeł człowieczeństwa, do miejsc, z których tryskają najgłębsze ludzkie nadzieje. Cokolwiek mówił Papież i cokolwiek czynił, mówił i czynił poprzez te źródła. Spróbujmy uprzytomnić sobie kilka spraw z tym związanych.

Miejsce na ziemi
We wszystkich niemal wypowiedziach Jana Pawła II po¬jawiał się motyw kluczowy, którego początki znajdują się na kartach Objawienia. Motyw ów dotyczy stosunku człowieka do ziemi, która dla człowieka jest sceną jego życiowego dramatu. Człowiek żyje na ziemi i żyje z ziemi. Uprawia ziemię, buduje miasta, drogi, walczy o chleb, zdrowie, przywiązuje się do jej krajobrazów, porzuca je, tęskni za nimi. Zarazem człowiek spotyka ludzi, prowadzi z nimi dialog, walczy, jednoczy się, poświęca się za innych i inni poświęcają się za niego. Człowiek ma udział w podwójnym dramacie – dramacie dotyczącym jego stosunku do ziemi i dramacie dotyczącym jego stosunku do drugiego człowieka. Aby żyć, musi umieć rozwiązywać jedne i drugie problemy. Ale które problemy są bardziej podstawowe? Czy po to aby móc harmonijnie współżyć z drugim człowiekiem, musi wpierw znaleźć sposób na poddanie sobie żywiołów ziemi? Czy może na odwrót, aby znaleźć sposób na panowanie nad żywiołami ziemi, musi wpierw znaleźć wspólny język z drugim?

 

U początków czasów nowożytnych, ściślej, u początków cywilizacji technicznej spoczęło milczące uznanie, że ból pochodzący ze zbuntowania ziemi jest bardziej podstawowy niż ból wynikający z braku porozumienia z drugim. Gdyby człowiek miał dość chleba, gdyby nie musiał walczyć o schronienie przed zimnem, gdyby nie trawił go lęk przed burzą, przed powodzią, przed ogniem – wszystkie jego sprawy z drugim człowiekiem ułożyłyby się automatycznie. Nasza wzajemna nienawiść jest produktem naszej słabości wobec żywiołów ziemi. W świecie doskonałej techniki, gdzie wszystko jest poddane wszystkim, nie ma już miejsca na nienawiść, bo znika wszelki powód do niej.
Mit ten stworzony został przez otaczający nas dziś świat – świat doskonalącej się cywilizacji, operatywnej biurokracji, nowych systemów społecznych i ekonomicznych. Osiągnięcia owego mitu są dziś oczywiste. W gruncie rzeczy nie potrafimy się już bez nich obejść. Jeśli coś nam tu przeszkadza, to raczej brak niż nadmiar. Zarazem jednak dzieje się coś przeciwnego. Czujemy niejasno, że znaleźliśmy się w jakimś zaułku bez wyjścia. Ziemi, nad którą roztoczyliśmy nasze władanie, grozi przekształcenie się w pustynię. Zagrożony jest światowy pokój. Człowiek, który miał być naszym bliźnim, stał się istotą najmniej dla nas zrozumiałą. Sami dla siebie jesteśmy ciemnością. Czyż nie żyjemy w czasach, w których po „śmierci Boga” proklamowana została „śmierć człowieka”? Cóż nam więc pozostaje?
Wielki Pielgrzym poprowadził nas do samych źródeł człowieczeństwa. Wszystko zmierzało ku źródłom, wszystko było rozpatrywane od strony źródeł. Mówił mniej więcej tak: nadszedł czas powtórnego odwrócenia porządku wartości, czas uznania, że nie ma zgody z ziemią bez zgody z drugim człowiekiem. Ból nieporozumień z bliźnim jest bólem bardziej podstawowym niż ból nieporozumień z ziemią. Najpierw człowiek począł kusić człowieka do zła, a dopiero potem ziemia zbuntowała się i zaczęła rodzić ciernie i osty. Trzeba nam zacząć od naprawy naszych związków z człowiekiem. Jan Paweł II postawił człowieka w samym centrum spojrzenia. Poprzez ten pryzmat rozważał z nami wszystkie sprawy ziemi. W tej kluczowej propozycji, w tym odwróceniu porządku spraw kryje się wyzwanie rzucone kilku wiekom rozwoju naszej cywilizacji. Gdybyż tylko! Jest w tym również wyzwanie rzucone naszej historii, naszym naukom pozytywnym, naszej filozofii, naszej polityce, naszej ekonomii, a na koniec także naszemu sposobowi bycia – temu, którego naczelną dewizą stało się gromadzenie rzeczy.
Propozycja takiego „przewrotu w dziedzinie wartości” jest zarazem stara i nowa. Stara, bo znana z ksiąg Objawienia. Ale i nowa, bo przekazana z niezwykłą siłą perswazji. Skąd w niej ta siła perswazji?

 

Najpierw chyba stąd, że poprzedza ją niebywały głód człowieka. Każdy jest jakoś głodny, stęskniony, oczekujący. Żyjemy na co dzień, mając wyobraźnię przesyconą przedmiotami, rzeczami, instrumentami, strukturami, perspektywami, towarami, hasłami, siłami wytwórczymi, surowcami, kryzysami energetycznymi, ubezpieczeniami na starość. Ale wszystkie te wartości są dla nas wartościami zastępczymi. Przywiązujemy się do nich, jak do psów i kotów, gdy nie możemy przywiązać się do ludzi. Głód człowieka, żal za człowiekiem, niepewność człowieka, wspomnienie zdrady człowieka wyznaczyły horyzont oczekiwania na słowa Jana Pawła II. Co Jan Paweł powiedział? Przede wszystkim to: człowiek jest. Gdzie jest? Jest nad Jordanem, który stał się częścią Wisły, jest w naszej historii, w naszej teraźniejszości. Ale nie tylko to. Jan Paweł II odsłonił siebie. Przyjechał, wysiadł z samolotu, rozmawiał z nami, ściskał ręce, żal mu było rozstawać się z widokiem Krakowa, z naszą ziemią. Poprzez to, jaki wśród nas był, ukazał, jaki jest każdy człowiek. Ukazując siebie, ukazywał człowieczeństwo. Jego miłość Ojczyzny okazała się nie tylko jego miłością Ojczyzny, lecz również moją i twoją. Człowiek stał się przezroczysty dla człowieczeństwa. Dzięki temu, co widzieliśmy, nauczyliśmy się rozumieć siebie. Rozumieć siebie znaczy: widzieć siebie poprzez pryzmat ukazanego człowieczeństwa.
Jan Paweł II był symbolem, który „daje do myślenia”. Dawać do myślenia to otwierać horyzonty. Poprzez to spotkanie inaczej przeżywaliśmy spotkania ze sobą. Inaczej również patrzyliśmy na nasze miejsce na ziemi – ziemi, której oddał tak przejmujący hołd.

Ocalić od przemijania
Wracając do domów z pustoszejących placów i ulic, każ¬dy z nas czuł, jak ogarnia go troska, by czegoś nie zaprzepaścić, nie zgubić, by nie zmarnować niezwykłego daru naszych czasów. Nie bardzo zdawaliśmy sobie sprawę z tego, co to jest za dar, ale niewiedza ta wzmagała jedynie nasze zatroskanie. Dziś, gdy weszliśmy już w rytm codziennych prac, sprawy dojrzały do powtórnego rozważenia. Myśli nasze ogniskują się wokół potrójnej perspektywy.

 

Nie wolno uronić modlitwy. Powiedzmy o tym jasno: nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie modlitwa. Nikt z nas nie zna pełnej tajemnicy modlitwy, niemniej obecność modlitwy i działanie płynące z modlitwy były oczywiste. Wszyscy mówili: co za ład! Ale jakże mogło nie być ładu wśród tych, którzy się modlili? Modlitwą było śpiewanie i mówienie, modlitwą była przejmująca cisza podczas podniesienia. Było słychać śpiew ptaków. W słowach modlitwy zawarł się nasz cały dziejowy i osobisty dramat. Była to modlitwa dziejów i modlitwa współczesności. Napisane jest: „gdzie jest dwóch lub trzech zgromadzonych w Imię Moje, tam Ja jestem między nimi”. Gdy nad zgromadzonym ludem rósł duch modlitwy, w duszy człowieka kiełkowała myśl: „Więc tak to wygląda, gdy On jest między nami”.
Nie wolno także porzucać spraw ziemi, którą Jan Paweł II ucałował. Ten pełen sensu gest -przypomina nam, że aby odkryć, czym jest ziemia, trzeba było długie¬go czasu i głębokiej współpracy wielu różnych nadziei – zarówno nadziei chrześcijańskich, jak niechrześcijańskich. Odkrywaliśmy ziemię poprzez naukę, ¬pracę i ¬po¬przez walkę o sprawiedliwość. Główne -odkrycia mamy już za sobą. Teraz chodzi tylko o to, by znaleźć właściwą postawę wobec jej bogactw. Co znaczy „żyć z ziemi”? Aby żyć z ziemi, musimy się zjednoczyć z drugim człowiekiem. Jaki rodzaj jedności z drugim człowiekiem jest dla człowieka najwłaściwszy? Jaka wspólnota pozwoli nam zachować siebie i zarazem wziąć pod właściwą opiekę bogactwa ziemi i świata cywilizacji?
Nie wolno oderwać się od naszych dziejów. One także są źródłem. Przede wszystkim trzeba strzec dziejów chrześcijańskiego heroizmu. Istotą tego heroizmu była troska o ład moralny w naszej Ojczyźnie. W naszej Ojczyźnie żyje Boża Ojcowizna. Ojcowizną tą są nasi święci. Jan Paweł II wspomniał wielu świętych i błogosławionych, ale dwa typy świętości okazały się szczególnie mu bliskie: świętość ofiary za życie bliźniego i świętość ofiary dla wiedzy, nauki, mądrości. Pamiętając o Stanisławie i Maksymilianie, nie możemy zapominać o dziele królowej Jadwigi, od której wziął nazwę Uniwersytet Jagielloński.
I wreszcie to, co intymne: byliśmy ze sobą – sobą. Nie wiem, jak się to dzieje, że gdy on jest sobą, każdy staje się sobą. Niepotrzebne okazały się zasłony, maski. Każdy nazywał siebie swym własnym imieniem. Inaczej siebie nie nazywał. To bycie sobą trzeba wziąć pod opiekę, utrwalić je, ocalić dla nadchodzącego jutra.