„Nie ma go z nami, a jest go jakby więcej”, mówi często Kazimierz Tischner, młodszy brat ks. Józefa. I rzeczywiście: mija dwadzieścia lat od śmierci autora „Etyki solidarności”, a jego osoba i myśl wciąż są przywoływane, inspirują, dają nadzieję.
Może właśnie „nadzieja” jest tym słowem, które najmocniej związało się z osobą ks. Józefa Tischnera. Autor wydanej ostatnio książki „Tischner. Biografia”, Wojciech Bonowicz, zwraca uwagę, że w życiu publicznym bardzo potrzebne są takie postaci, które są „chodzącą nadzieją”. „Jest wokół wiele »chodzących beznadziejności«”, mówi Bonowicz, „ludzi, którzy zarażają innych pozornym entuzjazmem, a w rzeczywistości sączą w ich dusze rozmaite lęki. Tischner był zupełnie inny: nadzieja płynęła z niego jak woda z odkręconego kranu. Mnie w każdym razie przy Tischnerze po prostu chciało się żyć, chciało się coś robić. Miałem poczucie, że sprawy, o które mu chodzi – solidarność, odpowiedzialność, wolność, rzetelność myślenia – to nie są sprawy przegrane. Tyle że samo powtarzanie pojęć nie wystarczy, trzeba jeszcze natchnąć ludzi wiarą, że te pojęcia mogą coś znaczyć w ich życiu – i dzięki ich życiu”.
Ks. Józef Tischner zmarł 28 czerwca 2000 roku w Krakowie po kilkuletnim zmaganiu z chorobą nowotworową. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w niedzielę 2 lipca najpierw w Krakowie, a potem w Łopusznej, gdzie spoczął na cmentarzu. Był jedną z najpiękniejszych postaci polskiej filozofii, polskiej kultury i polskiego Kościoła w XX wieku. Pozostawił po sobie kilkadziesiąt książek (wciąż ukazują się nowe zbiory jego niepublikowanych wcześniej tekstów), dziesiątki audycji radiowych i telewizyjnych, wiele tysięcy słuchaczek i słuchaczy, którzy uczęszczali na jego wykłady i kazania. „Pozostał”, jak mówi Wojciech Bonowicz, „dobrym znakiem dla wielu: znakiem, pod którym warto się gromadzić, który nie wyklucza, lecz zachęca, nie szantażuje, tylko pokazuje piękne perspektywy. Tischner nas zmieniał, ale nie przez to, że nas pouczał, tylko przez to, że przy nim po prostu chciało się być innym, lepszym”.
Zdaniem Bonowicza, największym sukcesem autora „Etyki solidarności” jest to, że przez ostatnie dwie dekady nikt nie wpadł na pomysł, aby postawić mu pomnik. „Nie ma w Polsce placu, na którym stałby odlany z brązy czy wykuty w kamieniu Tischner. To znaczy, że ci, którzy go słuchali, zrozumieli, czego naprawdę chciał. Jego pomnikiem są liczne inicjatywy: szkoły noszące jego imię, hospicjum dla dzieci, któremu patronuje, odbywające się cyklicznie imprezy, zwłaszcza Dni Tischnerowskie w Krakowie. Różne środowiska wciąż czują się zobowiązane spłacać dług, który u niego zaciągnęły. Tischner »pracuje« u podstaw, nie na górze. Kto pragnie władzy takie czy innej, temu Tischner na nic się nie przyda, chyba że jako otrzeźwienie. Pozostanie jednak inspirujący dla tych, których interesuje samo myślenie. I którzy podzielają jego wiarę, że wolny, myślący człowiek »ma władzę nad każdą władzą«”.