„Nawrócenia wspólnoty Kościoła nie możemy ograniczyć do zmian instytucjonalnych. Owszem, jeśli się powoła odpowiednią władzę, można dokonać reformy struktur i instytucji za pomocą dekretów i rozporządzeń. Liczy się jednak przemiana mentalności – także w wymiarze zbiorowego sposobu myślenia”, pisze w „Tygodniku Powszechnym” teolog Piotr Sikora, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. Józefa Tischnera.

Tekst Piotra Sikory („Stare i nowe myślenie o Kościele”, „Tygodnik Powszechny” nr 2/2015) to próba syntetycznego opisania propozycji, jaką formułuje obecny papież – przede wszystkim w zakresie myślenia o Kościele – i wskazania jej teologicznych uzasadnień. Dlatego esej otwiera refleksja nad biblijnym pojęciem metanoi, nawrócenia, które w Biblii rozumiane jest przede wszystkim jako „wezwanie do przemiany umysłu, zmiany myślenia”. Zmiana ta, podkreśla teolog, dotyczyć ma zarówno pojedynczej osoby, jak całej wspólnoty – tak osoba, jak wspólnota nawracają się przez „odnawianie umysłu” (to określenie z Listu św. Pawła do Rzymian).
„Nawrócenia wspólnoty Kościoła nie możemy ograniczyć do zmian instytucjonalnych”, pisze Sikora. „Owszem, jeśli się powoła odpowiednią władzę, można dokonać reformy struktur i instytucji za pomocą dekretów i rozporządzeń. Jeśli jednak chcemy rozpoznać i uznać nadchodzące panowanie Boga – sama zmiana instytucjonalna ma niewielki sens. Liczy się przemiana mentalności – także w wymiarze zbiorowego sposobu myślenia. Znakiem zaś, że jesteśmy na drodze właściwej przemiany, jest to, że choć boli, rośnie w nas nadzieja”.
Wielu komentatorów zwraca uwagę, że pontyfikat Franciszka „jest jak na razie znacznie bardziej rewolucyjny w sferze symbolicznej niż administracyjnej. W kościelnych środowiskach reformatorskich czyni się czasem z tego zarzut. Czy nie ujawnia się tu jednak aktywizm i niedocenianie przemiany umysłu? Franciszek bowiem, mówiąc o decentralizacji Kościoła, świadomie ogranicza swój wpływ administracyjny. Trzeba więc jasno sobie uświadomić, że – w tym sensie i w tej sferze – pozostawia nas w Polsce (podobnie jak i w innych częściach świata) samych sobie. Inspiruje natomiast do radykalnej przemiany naszego myślenia o Kościele i w ten właśnie sposób – do samodzielnej pracy nad przeobrażeniem naszych wspólnot”.
Ponieważ papież wypowiada się często i na różne tematy, „nie może dziwić, że różni ludzie, pochodzący z różnych środowisk i posiadający różne poglądy, zauważają w wypowiedziach papieskich tylko pewne wątki (co wyjaśnia w pewnej mierze także oskarżenia pod adresem mediów o >>filtrowanie<< przesłania papieża)” Piotr Sikora zaznacza, że również jego wybór „jest subiektywny, choć nie arbitralny – staram się bowiem wskazać te wątki i myśli, które tu-i-teraz, w Polsce u progu nowego roku, mogą być kluczowe w naszym wspólnotowym nawróceniu. Przyznaję też od razu, że przywołuję te, a nie inne elementy Franciszkowego przesłania nie jako ostatnie słowo, lecz jako źródło inspiracji do samodzielnego myślenia.
Radykalną zmianę sugerują przewodnie i powracające wątki jego nauczania: nawrócenie duszpasterskie, Kościół wychodzący na peryferie, Kościół jako szpital polowy. Innym mocnym akcentem w kontekście wezwania do nawrócenia, który wybrzmiał pod koniec minionego roku, było przemówienie papieża do Kurii Rzymskiej – ostry i publiczny rachunek sumienia, wskazujący piętnaście duchowych chorób, którym ulegają członkowie kościelnej hierarchii. Taka publiczna krytyka była dla wielu szokująca i niebezpieczna – jako potencjalna pożywka dla przeciwników Kościoła.
Zaryzykuję jednak tezę, że największą siłę mentalnego rażenia miał sposób prowadzenia przez Franciszka Nadzwyczajnego Zgromadzenia Synodu Biskupów – obejmujący zachętę do szczerego mówienia wszystkiego, co się myśli, i milczenie wobec gwałtownych sporów między biskupami, pomimo pojawiających się lamentów, że brak jasnego stanowiska papieża w obliczu jawnej niezgody hierarchów wzmaga tylko zamęt w głowach prostych wiernych”.
Głosy niepokoju, a nawet sprzeciwu nie powinny dziwić – sposób postepowania nowego papieża burzy bowiem „wiele mocno zastałych i istotnych dla dotychczasowej katolickiej tożsamości schematów myślenia. Przemiana umysłu nie jest łatwa. Stare myślenie, uwikłane w złudne pragnienia, co rusz przypomina o sobie. Nawyk myślenia o tym, co religijne, jako o dobrze wyodrębnionej sferze kojarzenia Kościoła z prawie doskonałą instytucją, jest wzmacniany przez potrzebę bezpieczeństwa, jasno określonej tożsamości i spokojnej pewności co do fundamentalnych kwestii wiary”.
Ferment, jaki wywołały słowa i działania papieża Franciszka można jednak, zdaniem Sikory, potraktować jako dobrą nowinę. „Idea Kościoła wychodzącego na peryferie współbrzmi harmonijnie z Jezusowym głoszeniem bliskiego panowania Boga. Przesłaniamy je czasami troską o własną religijną tożsamość i jej ekspresję w społecznej przestrzeni – co trafnie wyraził jeden z nowożytnych teologów, Lamennais: Jezus głosił Królestwo, a nastał Kościół.
Myśląc jednak o Kościele jako szpitalu polowym na peryferiach, wracamy do koncentracji na Bożym królestwie, czyli panowaniu miłości, zapominając nieco o podziale świata na to, co nasze, katolickie, i niekatolickie, obce.
W takiej perspektywie kościelność nie musi się kojarzyć z instytucją, a nawet nie w pierwszym rzędzie z tym, co dzieje się w przestrzeni explicite kościelnej. Również sakramentalny wymiar królestwa nabiera szerszego znaczenia. Realizuje się wszędzie tam, gdzie choćby we dwoje lub troje przyczyniamy się do leczenia wszelkich ran, fizycznych, psychicznych i duchowych, które wynikają z braku miłości i przeszkadzają jej wzrostowi – czymże bowiem jest taki proces, jeśli nie realnym gładzeniem grzechów? Podobnie i Eucharystia: przestaje być celebracją zamkniętą rytualnym czasem i przestrzenią – dzieje się wszędzie tam, gdzie ochrzczeni z wdzięcznością rozdają swoje życie – Ciało Pańskie.
Żyjąc w wolnym społeczeństwie, posiadamy ogromne możliwości organizowania się i działania. Jeśli więc myślimy o Kościele jako o wspólnym wychodzeniu na peryferie, nie musimy pojmować chrześcijańskiego zaangażowania jako ściśle związanego z kościelnymi instytucjami. Bolesna moc doświadczenia wielu ludzi, że w Kościele nie ma dla nich miejsca, może być neutralizowana przez świadomość, że w każdej chwili możemy taką przestrzeń stworzyć – Kościół istnieje bowiem tam, gdzie my, chrześcijanie, go tworzymy, a nie (tylko) w miejscach oznakowanych oficjalnym katolickim szyldem.
Kościół jawi się w tej perspektywie jako sieć różnorodnych, mniej lub bardziej sformalizowanych, tworzonych oddolnie wspólnot, zaangażowanych w przybliżanie Bożego panowania miłości, które widzą w biskupie miejsca znak jedności, nawet jeśli nie są z nim powiązane ścisłymi organizacyjnymi więzami.
Kościół na peryferiach może być całkowicie przejrzysty. Nie musi bronić obrazu swej świętości (wszak nie o nią chodzi!) pobożną hipokryzją. Może – jak Franciszek wobec rzymskich kurialistów – publicznie ujawnić wszystkie swe niedoskonałości i grzechy. Jak Ojcowie Pustyni – jeśli już coś będzie ukrywać, to swoje zasługi, by nie koncentrować na sobie. Nie musi mieć poczucia moralnej wyższości wobec niechrześcijańskiego świata, by wyznawać swoją wiarę.
Wreszcie, wyznanie wiary nie musi się wiązać z posiadaniem odpowiedzi na wszystkie ważne pytania. Wiara – tak w wymiarze indywidualnym, jak i dla całej wspólnoty – to poszukiwanie. Często droga w ciemności. Nie musimy myśleć o Kościele jako o monolicie zdecydowanie i zawsze jednym głosem wygłaszającym jedynie słuszne tezy. Chrześcijańska wiara może być polifoniczna, dopuszczająca nawet dysonanse lub pauzy – gdy po prostu nie wiemy, co powiedzieć. Owszem, wierzymy, że Pełnia Prawdy nas ogarnęła, ale raczej tak, jak ocean ogarnia pływaka, lub – by wykorzystać tradycyjny obraz – łódkę z załogą śmiałków, żeglujących po nieskończonym bezmiarze i tylko z grubsza orientujących się, gdzie są i jakim kursem mogą dotrzeć do celu.
Szczera rozmowa ujawniająca głęboką różnicę zdań – która miała miejsce na Synodzie – może więc odbywać się także w innych miejscach Kościoła – w diecezjach, parafiach, wspólnotach podstawowych lub po prostu w gronie znajomych. Co ważniejsze jednak, wiarę Kościoła – jako polifoniczną – rozpoznawać trzeba w poglądach i poszukiwaniach wszystkich wierzących, zdanie biskupów i duszpasterzy traktując jako ważny, ale tylko jeden z wielu katolickich głosów w naszym polskim domu”.
Cały tekst Piotra Sikory można przeczytać w wydaniu papierowym „Tygodnika” (dostępnym w punktach sprzedaży do wtorku włącznie) lub na nowej stronie internetowej pisma.