„Kościół w Polsce generalnie wybrał inną drogę niż ta, jaką wskazywał Tischner: postawił na konfrontację z nowoczesnością, umacnianie własnych struktur i silny związek z polityką. W rezultacie mamy gwałtowny odpływ zaufania, zwłaszcza wśród młodszych pokoleń”, mówi Wojciech Bonowicz w wywiadzie dla portalu Kościoła katolickiego w Norwegii.
Wywiad z autorem książki „Tischner. Biografia” przeprowadziła mieszkająca w Norwegii polska dziennikarka i poetka Marta Tomczyk-Maryon. Zatytułowała go: „Ks. Tischner – odwaga i mądrość”. „Oboje mieliśmy szczęście bywać na słynnych wykładach Tischnera, które prowadził m.in. dla studentów polonistyki”, mówi w pewnym momencie. „Twoja książka oddaje atmosferę tych i innych wykładów, starając się wyjaśnić czytelnikowi, na czym polegała charyzma Tischnera i jego niezwykły dar mówcy. Robisz to znakomicie, jednak mam wrażenie, że są takie rzeczy, których nie da się przekazać słowami, że słowa nie wystarczają. Myślę, że osoby, które nigdy nie słuchały Tischnera na żywo, nie do końca pojmą, na czym polegała jego charyzma”.
„Odpowiem bardzo prosto: trzeba się starać opowiedzieć o tym najlepiej, jak się da. A że nie da się w pełni oddać tamtej atmosfery, to inna sprawa. Komuś, kto nie siedział w kucki na sali wykładowej w Collegium Witkowskiego, gdzie na wykładach zbierało się nieraz kilkaset osób, z pewnością trudniej pewne rzeczy zrozumieć. Kiedy weźmie do ręki książki z wykładami Tischnera, może się nawet zdziwić, że w swoim czasie wzbudzały one aż tyle emocji. Choć trzeba też podkreślić, że on naprawdę był świetnym mówcą, pięknie posługiwał się polszczyzną. Można było nie rozumieć tego, co mówił, a i tak człowiek wychodził z wykładu wzbogacony o to piękno. Mamy zwyczaj żartować z ludzi, którzy po spotkaniu z kimś wybitnym nie pamiętają, co mówił, ale pamiętają, że mówił pięknie. Ja jednak nigdy z tego nie żartuję. Słowo często tak właśnie działa. Jak dzieło sztuki: wchodzi w nas i budzi tęsknotę za pięknem, za prawdą, za innym życiem, i tak dalej. Na tym między innymi polegał fenomen Tischnera”, podkreśla Wojciech Bonowicz.
Na pytanie: „Czy jest coś, czego świadomie nie umieściłeś w swojej książce?”, Bonowicz odpowiada, że owszem, ale tylko dlatego, że zrobiłaby się zbyt obszerna. „W żadnym momencie nie włączyła mi się autocenzura, zresztą to by nie miało sensu. Biografia Tischnera nie jest szczególnie kontrowersyjna, choć jego wypowiedzi nieraz wywoływały kontrowersje. Myślę tu zwłaszcza o tym, co mówił i pisał o Kościele. Ale jak patrzeć na to z dzisiejszej perspektywy, to te kontrowersje – te wyrazy oburzenia, ataki na jego osobę – były śmieszne po prostu. Przykre, ale niepoważne. Dziś widać, w jak wielu sprawach miał rację”.
„Gdy skończyłam czytać twoją książkę, to ogarnął mnie smutek”, wyznaje Tomczyk-Maryon. „I to nie tylko dlatego, że śmierć Tischnera była tragiczna i przedwczesna. Dotarło do mnie, że w Kościele zostało po nim puste miejsce, i że obecnie nie ma nikogo, kto spełniałby taką rolę jak on. (…) Mam wrażenie, że teraz brakuje takiego dialogu, który uprawiał Tischner. Obecnie zamiast rozmów ustawia się barykady. Z jednej strony mamy silną krytykę Kościoła, a z drugiej sam Kościół w Polsce często okopuje się na pozycji konserwatywnej i niechętnej rozmowom z ludźmi myślącymi trochę inaczej”.
„Często zastanawiam się, co by mówił, jakich słów by użył i czy byłby w stanie połączyć jakoś coraz bardziej oddalające się od siebie brzegi. Kościół w Polsce generalnie wybrał inną drogę niż ta, jaką wskazywał Tischner: postawił na konfrontację z nowoczesnością, umacnianie własnych struktur i silny związek z polityką. W rezultacie mamy gwałtowny odpływ zaufania do Kościoła, zwłaszcza wśród młodszych pokoleń. Sam Tischner nie zatrzymałby tego odpływu, ale może potrafiłby sprawić, żeby ten proces odbywał się mniej gwałtownie. Na pewno konflikt Kościoła z inteligencją byłby słabszy, bo jednak Tischner był szanowany jako partner intelektualny. Nie bardzo ma go kto zastąpić”.
Cały wywiad Marty Tomczyk-Maryon z Wojciechem Bonowiczem można przeczytać tutaj.