W najnowszym „Tygodniku Powszechnym” (nr 19/2010) polecamy obszerną rozmowę z ks. Tomászem Halíkiem pt. „Wobec milczącego Boga”. A my publikujemy felieton Wojciecha Bonowicza z poprzedniego numeru „Tygodnika” poświęcony zakończonym niedawno X Dniom Tischnerowskim.

Tegoroczne Dni Tischnerowskie wkroczyły w czas, w którym więcej myśleliśmy o śmierci i bólu niż o życiu i nadziei. Plakaty z szeroko uśmiechniętą twarzą Tischnera pojawiły się na słupach późno, dopiero w poniedziałek 19 kwietnia. Krakowska redakcja „Gazety Wyborczej”, która przygotowała w tym czasie specjalny dodatek „Alfabet Tischnera”, w ostatniej chwili zmieniła okładkę na poważniejszą. Rozmowy o nadziei nie wolno zaczynać zbyt wcześnie. Wiele rodzin wciąż jeszcze – gdy to piszę – nie pożegnało swoich zmarłych. „Życie musi toczyć się dalej”. To prawda, ale czasem trudno mu ruszyć z miejsca. Nie należy go pospieszać.
Moja znajoma przeżyła w tych dniach dziwne odwiedziny: o pierwszej w nocy obudziła się nagle ze świadomością, że w pokoju stoi obcy mężczyzna. Pokój był pusty, ale świadomość jego obecności była bardzo silna. A potem „odszedł” – i w tym momencie za ścianą rozkrzyczało się przebudzone nagle dziecko. Jestem poetą, wolno mi wierzyć, że zmarli wchodzą między nas, kiedy chcą. Przed laty napisałem: wchodzą między nas jak między drzewa. Ale być może jest inaczej. Jak u Herberta: „szept ich przez chaszcze idzie tapet / w suficie płaska głowa mieszka”.
No więc nasze rozmowy w tych dniach – i Dniach – były poważne. Zasadnicze pytanie brzmiało: jak wygląda świat i wiara w godzinie przełomu? Nawiązywaliśmy do eseju Tischnera pod podobnym tytułem. Właściwie pytaliśmy głównie o wiarę. Jak ma wyglądać nasza wiara w świecie, który się zmienia? Zbiegiem okoliczności czytałem równolegle książkę Gillesa Kepela „Zemsta Boga”. Czy mamy bać się rekonkwisty religijnej, o której pisze ów francuski politolog? Czy raczej zaufać ostrożnemu optymizmowi Habermasa i goszczącego na tegorocznych Dniach Charlesa Taylora? Ale kiedy podczas „Jaskini filozofów” padło pytanie o to, co ma być celem dialogu międzyreligijnego, Taylor odpowiedział szczerze: nie wiem. „Wiemy jedno: nie chodzi o tworzenie religijnego esperanto”, dodał siedzący obok Taylora ks. Tomáš Halík. Nie chodzi też o tworzenie enklaw „dialogistów”, w których spotykaliby się ze sobą stale ci sami duchowni skłonni do rozmowy. Z wygłoszonego wcześniej wykładu Halíka wynikało, że potrzebna jest zasadnicza zmiana podejścia.
Czeski filozof i teolog mówił o „solidarności pielgrzymów”. Chrześcijaństwo przyszłości to religia, która postrzega siebie samą jako drogę. I która ludzi o innych przekonaniach traktuje jak towarzyszących jej w drodze pielgrzymów. „Prawdy wiary”, mówił, „nie możemy >>posiadać<<, możemy jej tylko doświadczać – a to przede wszystkim w spotkaniu i dialogu. Chrystus przychodzi do nas często incognito, właśnie w >>tych drugich<<, odróżniających się od nas, nam do tej pory nieznanych. To znaczy, że ten drugi, >>inaczej wierzący<<, >>poganin<<, >>ateista<< nie jest dla mnie tylko >>obiektem misyjnym<<, któremu ja mogę przekazywać Chrystusa i wiarę jako coś, co bym już – w odróżnieniu od niego – w pełni posiadał. Staram się natomiast go zrozumieć jako brata w człowieczeństwie, zrozumieć w jego odmienności”.
Ostatni głos w czasie tych Dni należał do Tischnera. Podczas wieczoru poświęconego poezji usłyszeliśmy w jego wykonaniu piękną „Modlitwę” kard. Newmana. Jej słowa w kontekście przeżywanej żałoby zabrzmiały szczególnie mocno:

Prowadź mnie, Światło, swą błogą opieką,
Światło odwieczne!
Noc mroczna, dom mój tak bardzo daleko,
Więc Ty mnie prowadź…

Tyś zawsze trwało, gdym przez głuchą ciemność,
Przez bór, pustynię
Błąkał się dumny. O, czuwaj nade mną,
Aż świt odsłoni te drogie postacie,
Którem ukochał niegdyś, którem stracił.