Rozpoczynamy na naszej stronie nowy cykl: wybór fragmentów z książek, artykułów i wywiadów ks. Tischnera dotyczących różnych ważnych pojęć i zagadnień, pojawiających się w jego dziele. Nie jest to ściąga z Tischnera, nie jest to Tischner w pigułce. To raczej kolejna zachęta do spotkania z jego myślą, wydobyte z Tischnera „pigułki” na różne dolegliwości naszego czasu. Kolejne hasła pojawiać się będą na stronie przez najbliższe tygodnie, w kolejności niekoniecznie alfabetycznej… Na początek – miłość.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, że nasze czasy poznały tajemnice ziemi, tajemnice mórz, tajemnice kosmosu – ale zapomniały o tajemnicy miłości. Miłość stała się w naszych czasach ziemią zupełnie nieznaną. Poruszamy się w sferze miłości jak barbarzyńcy w ogrodzie. Mówię to z pełnym przekonaniem, bo bardzo często okoliczności zmuszają mnie do tego, abym wykładał także zagadnienie miłości jako jeden z podstawowych ludzkich problemów. Do wykładów zawsze trzeba wziąć jakiś tekst, na którym można by się oprzeć. Otóż muszę powiedzieć, że naprawdę wielkie teksty o miłości skończyły się gdzieś w XVI, XVII wieku. Kiedy się człowiek chce dowiedzieć, czym naprawdę jest miłość, musi sięgnąć do klasyków: do Platona, czasem do stoików, do świętego Augustyna, do świętego Jana od Krzyża, szczególnie do Mistrza Eckharta. Natomiast w czasach współczesnych żadnych źródeł nie znajdzie. (Wiara ze słuchania)

Miłość to przede wszystkim wybór. „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”. Miłość nie jest zatem nastrojem, uniesieniem, radością, jak pojmujemy ją dzisiaj pod wpływem romantyków. Miłość to akt decyzji, wyboru, uznania za „swoje”. Dobrze wyraża to mądrość zawarta w prostym ludowym języku: na żonę albo na męża używa się określenia „moja”, „mój”. Sens tych słów jest bardzo głęboki. Nie opisują one wspólnych uczuć, ale przynależność, piękną przynależność. (…) I nawet gdy mąż mówi: „a, pokłóciłem się z moją”, to ta „mojość” pozostaje. Czasem miałem wręcz wrażenie, iż logika sakramentu, jego nierozerwalności, polega na tym, że to „mój”, „moja” jest nie do wymazania, że nawet gdy się ludzie rozchodzą, to w „mojości” tkwi jakaś siła, której nic nie może zniszczyć. Zresztą może to nie tylko logika sakramentu, może to logika autentycznej miłości – że ona trwa wbrew wszystkiemu. (Przekonać Pana Boga)

W miłości nie można się siebie wyrzec, bo każde wyrzeczenie jest również odzyskiwaniem siebie. Dając siebie dziecku, matka tym bardziej staje się matką. Dziecko oddaje jej to, kim ona jest. Jedno tworzy się dzięki drugiemu. (Przekonać Pana Boga)

Bóg patrzy na nas poprzez historię naszej miłości. My patrzymy na Boga poprzez historię Jego miłości. (…) Miłość przychodzi po to, by ratować, żeby ocalać. Nie przychodzi po to, żeby być zapłatą za coś, ale przychodzi po to, ażeby ocalić, uratować, aby nieść życie. (Wiara ze słuchania)

Zazwyczaj jest tak, że to, co potrafimy zrozumieć, potrafimy także wcielić w życie; ale z miłością inaczej – tutaj więcej czujemy, niż potrafimy wcielić w życie. Istnieje jednak przykazanie miłości. Oznacza to, że miłość może być przedmiotem nakazu lub zakazu. Błądzi, kto twierdzi, że miłość jest jego prywatnym absolutem, ponad który wznieść się już nie można. Miłość poddaje się perswazji, a to znaczy, że ulega siłom, które leżą głębiej niż ona. W każdym razie wydaje się, że są takie siły – leżące gdzieś głębiej niż ona. (Miłość nas rozumie)

Właściwością istotną miłości jest jej zwrotność, czyli refleksyjność. We wnętrzu konkretnej, tu i teraz przeżywanej miłości żyje miłość do miłości – do tej miłości, którą miłość ta właśnie jest. Miłość chce być miłością coraz bardziej i bardziej. Miłość sama nosi w sobie swoją miarę. Istotą miłości jest to, że chce być coraz bardziej miłością. Miłość wciąż polepsza samą siebie. (Miłość nas rozumie)

Miłość jest zawsze miłością do konkretnego, ludzkiego „ty”. Można powiedzieć, że dopiero miłość odkrywa indywidualność człowieka. Nie ma miłości do ludzkości w ogóle, nie ma miłości do tego, co uniwersalne. O ludzkości można myśleć, ale kochać można tylko konkretnego człowieka, którego wydobywa się z jego anonimowości, wydobywa się z tłumu, zauważa się go jako kogoś, kto jest inny. Bardzo często ludzie zakochani mówią do siebie: bo ty jesteś inna, bo ty jesteś inny. Co więcej, nawet chcą się pokazać drugiemu jako i n n y. I to, że ktoś jest inny, rodzi największą radość w miłości. (Wiara ze słuchania)