„Doświadczenie jest nie tylko widzeniem łąki, ale również radością z kwitnącej łąki, nie tylko widzeniem wody, ale również przyjemnością z zanurzenia ciała w wodzie, jest poczuciem swobody na szczycie góry, spokojem spływającym do duszy z obrazu rozgwieżdżonego nieba, a także lękiem w czasie burzy, chłodem w czasie mrozu, zmęczeniem po długiej wędrówce, bólem mięśni po ciężkiej pracy. (…) Dotyczy to również doświadczenia innego przez innego”. Publikujemy dwa kolejne fragmenty książki „Inny. Eseje o spotkaniu”.
Można, oczywiście, przyjąć, że doświadczenie i poznanie innego nigdy nie jest w stanie zamknąć się w formie ostatecznego wyniku; stając wobec innego, stajemy wobec nieskończoności. Nie jest to jednak całkiem słuszne. Poznanie zatrzymuje się bowiem, by w pewnym momencie powiedzieć do siebie: wystarczy. Wprawdzie droga do nieskończoności jest wciąż otwarta, ale dalsza podróż nie jest już potrzebna. Moment postoju jest momentem uchwycenia wewnętrznej indywidualności innego. Czym jest indywidualność wewnętrzna? Nie chodzi tu o uchwycenie koloru oczu, skóry, wzrostu i tysiąca innych cech wyróżniających. Indywidualność wewnętrzna jest – mówiąc metaforycznie – sposobem „trawienia świata” przez innego. Co to znaczy?
Chcę powiedzieć, że świat jest nie tylko światem, w którym żyjemy, lecz również światem, z którego żyjemy. Lévinas mówi: jouissance. Nie ma czegoś takiego jak czyste doświadczenie świata jako tego, co doskonale uprzedmiotowione. Doświadczenie czysto przedmiotowe jest abstrakcją, która odcina od doświadczenia wszelkie związki ze mną jako podmiotem doświadczającym. Doświadczenie jest nie tylko widzeniem łąki, ale również radością z kwitnącej łąki, nie tylko widzeniem wody, ale również przyjemnością z zanurzenia ciała w wodzie, jest poczuciem swobody na szczycie góry, spokojem spływającym do duszy z obrazu rozgwieżdżonego nieba, a także lękiem w czasie burzy, chłodem w czasie mrozu, zmęczeniem po długiej wędrówce, bólem mięśni po ciężkiej pracy. O Hiobie mówi Biblia, że „umarł syty dni”. W Ewangelii czytamy, że „człowiek żyje słowem, które pochodzi z ust Boga”. Dotyczy to również doświadczenia innego przez innego. Nie ma czystego doświadczenia innego jako takiego. Ono również jest abstrakcją wywiedzioną z doświadczenia jego i mojej troski, jego i mojego niepokoju, jego i mojego zmęczenia i tęsknoty, nadziei i rozczarowania.
Wszystkie te i tym podobne przeżycia i doświadczenia przenikają nasze dusze, sycą je i zmuszają nas do „przetrawienia”. Ale nie wszystko możemy „przetrawić”. Część przeżyć z góry wykluczamy, spychamy poniżej progu świadomości, inne wyolbrzymiamy, przeinaczamy, by uczynić je bardziej „strawnymi” dla siebie. W tym przejawia się indywidualność innego, że ma on własny „sposób trawienia” świata. Sposób ten nazwijmy indywidualnym skrętem świadomości. Świadomość jest nie tylko ogniem, który wysyła promienie na wszystkie strony, lecz także ogniem, który – aby świecić – musi coś spalać. Ogień świeci i trawi. Nie wszystko jednak można strawić. Konkretna świadomość jest konkretnym skrętem, który tak „przekręca” świat, by stał się „strawny” dla człowieka, i tak wybiera „potrawy”, że ich część pozostaje niespożyta.
Inny wzywa najpierw do pojednania. Fundamentem pojednania jest wzajemne uznanie, które może mieć charakter estetyczny, etyczny, religijny. (…) Dalszym warunkiem pojednania jest porozumienie. Aby się porozumieć, trzeba się zrozumieć. Z kolei, aby się zrozumieć, trzeba uzyskać odpowiedni „materiał porozumienia”. Materiał przychodzi wraz z doświadczeniem. Doświadczenie ma charakter „analogizujący”, jest doświadczeniem podobieństwa w niepodobieństwie. Jak przedstawia się intencja wyzwania do pojednania – wyzwania, które promieniuje z innego?
Wyzwanie zawiera najpierw pewną negację: wzywa, abym stał się innym dla siebie samego. Jeśli pozostanę taki-sam, nie będę rozumiał i nie pojednam się. Moje oczy, które patrzą, a nie dostrzegają, muszą się stać innymi oczami, podobnie moje uszy, mój rozum. Negacja przenika głęboko i atakuje mój indywidualny skręt, którym „trawię świat”. Ja nie mogę już być Ja-w-sobie-i-dla-siebie, lecz muszę się stać Ja-z-innym, a nawet Ja-dla-innego. Muszę się „otworzyć” na samą inność innego, „znosząc” własną inność. Muszę się w tej inności „zanurzyć”, „zatopić”, „obumrzeć dla siebie”. Zmiana taka nie jest niczym więcej, jak konsekwentną zmianą punktu widzenia – z mojego na jego. Konsekwencja owocuje tym, że Ja nie jest już Ja, lecz Ty – jestem Ty dla innego.
Ruch jednania może jednak skierować się w przeciwną stronę. Nie tylko ja jestem kwestionowany przez innego, lecz również inny przeze mnie. Wtedy jego Ty zanurza się i zatapia w moim Ja, kwestionując swój skręt przeżywania świata, swą indywidualność. Kwestionowania biegną w obydwie strony – raz Ty staje się mną, raz Ja staje się nim. Nie ma tutaj stałej reguły. Granice dzielące Ja od Ty zamazują się. Jeśli można mówić o wzajemnym uznaniu, to tylko w sensie możliwości: uznaję cię, ponieważ możesz stać się mną; jestem uznany przez ciebie, ponieważ mogę stać się tobą. Naprawdę nie ma mnie i ciebie w naszej utrwalonej na zawsze tożsamości, przechodzimy w siebie, tracimy siebie i pozyskujemy siebie.
Książkę ks. Tischnera „Inny. Eseje o spotkaniu” można zamówić tutaj.