„Pismo Święte na określenie tej wewnętrznej siły zniewalającej człowieka używa słowa >>grzech<<. Jest to bardzo tajemnicze słowo. Nie jesteśmy w stanie przeniknąć jego treści do głębi (…). Wiemy jedynie tyle, że grzech to jest ta cząstka zła, która zagnieździła się we mnie, w mojej duszy”. Publikujemy fragment „Rekolekcji paryskich” ks. Józefa Tischnera, będący wprowadzeniem do rachunku sumienia i sakramentu spowiedzi.
Fragment pochodzi z cyklu rekolekcji wygłoszonych w Paryżu w marcu 1991 roku. Cały cykl można znaleźć w tomie „Rekolekcje paryskie”, który ukazał się nakładem Wydawnictwa Znak. Książkę – z 45-procentowym rabatem! – można zamówić tutaj.
Pismo Święte na określenie tej wewnętrznej siły zniewalającej człowieka używa słowa „grzech”. Jest to bardzo tajemnicze słowo. Nie jesteśmy w stanie przeniknąć jego treści do głębi, bo aby zrozumieć je do końca, musielibyśmy zrozumieć do końca tajemnicę zła. A tego nie rozumiemy. Wiemy jedynie tyle, że grzech to jest ta cząstka zła, która zagnieździła się we mnie, w mojej duszy. Zapewne zło istnieje także poza mną, ale „grzechem” jest tylko to, co jest we mnie. Święty Paweł nazywał to „obcym prawem”. Święty Paweł mówiąc „obce prawo” miał na myśli coś niezwykle prostego. Nie mówił, że człowiek może albo rzeczywiście popełnia wiele rozmaitych grzechów. Raczej był skłonny powiedzieć, że każdy człowiek ma właściwie tylko jeden grzech: tym grzechem jest w jakimś stopniu on sam. Ten grzech nosi jego imię, jego nazwisko. Owszem, możemy stosować do tego grzechu rozmaite nazwy, ale nazwy zależą od okoliczności; człowiek znajduje się w rozmaitych sytuacjach, więc rozmaicie reaguje. Ale zawsze w tych rozmaitych reakcjach powtarza się jedno i to samo – obce prawo. Prawo to mieszka we mnie, a skoro mieszka we mnie, nie jest całkiem obce. A z drugiej strony jest tak, że ja nie jestem tym prawem – ono tylko we mnie mieszka jako obcy mieszkaniec.
Wydaje mi się, że w doświadczeniu grzechu – tego niezwykle prostego zła, określonego moim imieniem i nazwiskiem – są obecne jakby trzy momenty. Pierwszy moment to moment pewnej ślepoty, jakiejś niewiedzy. Bardzo często Pismo Święte mówi tutaj o błądzeniu. Błądzi ten, który dokładnie nie wie. Ale jednak trochę wie, czasem nawet wie, że błądzi. Chrystus mówi: „Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Ale jednak trochę wiedzą. Zabijając – wiedzą. A z drugiej strony – nie wiedzą. I grzech ma w sobie coś z tego momentu wiedzy i niewiedzy. Dlatego bardzo często w życiu człowieka tak jest, że rozumie swój grzech dopiero z pewnej odległości czasu. Wtedy, kiedy go popełnia, nie rozumie do końca – wie, ale i nie wie. Stąd ta refleksja z perspektywy czasu, która uzmysławia człowiekowi jakby głębię jego grzechu.
Można powiedzieć, że grzech jest słabością rozumu ludzkiego. Ale jest to słabość szczególna. Jeśli istnieje coś takiego jak lenistwo rozumu, to chyba bylibyśmy blisko tej słabości. Człowiek rzuca kamieniem przez dom, nie jest pewny, czy kogoś tam z drugiej strony nie ma, ale rzuca – a więc jego wiedza jest wiedzą i niewiedzą zarazem. Człowiek nie wie, ale wie, że nie wie, i nie bardzo ma ochotę wiedzieć – i dlatego mówi się, że grzech to jest jakaś ciemność, która mieszka w środku człowieka.
A drugi moment, niezwykle ważny w Ewangelii, w chrześcijaństwie – w zasadzie wszystkie grzechy, które obserwujemy zwłaszcza na kartach Ewangelii dają się sprowadzić do jednego: do niewierności. W chrześcijaństwie niewierność jest jakby syntezą wszelkiego zła. Nie ma większej winy niż zdrada – zdrada Boga, zdrada człowieka. To jest logiczne, dlatego że religia znaczy „więź”. Chodzi o więź wierności. A więc zdrada jest zerwaniem religii, zerwaniem więzi. Dlatego istnieje w Ewangelii ten ogromny problem Judasza. Piotr zaparł się, ale nie zdradził. Judasz zdradził, dlatego jest tak tragiczną postacią w Ewangelii. I znowu w przypadku zdrady pojawia się subtelny problem: czy człowiek zdradził ze słabości, czy z dobrej woli? Ale bywa czasem słabość wybrana. Więc tak jak jest mrok w tej sprawie wiedzy i niewiedzy, tak samo jest jakiś mrok w sprawie wierności i niewierności.
I trzeci moment bardzo ważny w doświadczeniu grzechu – moment jakiejś niewoli. Grzech zniewala. Grzech oznacza utratę wolności. Grzech oznacza jakąś niewolę – jakieś przywiązanie do miejsca, przywiązanie do czasu, często przywiązanie do samego siebie, jakieś spętanie siebie lękiem, strachem, nawet niewielkim, ale takim jakimś bolesnym, w takim czułym miejscu, że nie pozwala człowiekowi rozprostować skrzydeł. Bo to nie jest prawda, że człowieka krępują grube, mocne więzy, łańcuchy i liny. Nie. Człowiek jest najczęściej skrępowany pajęczymi nićmi, przywiązany do własnej klatki, własnej niewoli.
I to jest to zło, które zamieszkuje we mnie – jako obce prawo. I ja wiem, że ja do końca życia będę miał problem z tym złem. Raz on będzie wyglądał tak, raz inaczej; kiedy byłem dzieckiem, wyglądało to inaczej, kiedy byłem młodzieńcem – inaczej. I w pewnym sensie uczynki, przez które to obce prawo się przejawia, są tutaj drugorzędne. Dlatego bardzo często w spowiedzi jest taki banalny problem: że człowiek zamienia wyrzut swojego sumienia w słowo i wtedy to słowo wydaje mu się banalne, niewiele znaczące, puste. A w środku był ból, niepokój, nawet może krwawienie jakieś. A wyrażone na zewnątrz, przekazane drugiemu człowiekowi – okazuje się banałem. Kto wie zresztą, czy nie ma w tym jakiejś prawdy? Kto wie, czy prawdziwe oblicze zła nie na tym właśnie polega, że jest banalne i że my w jakimś wewnętrznym pogmatwaniu niepotrzebnie komplikujemy sprawę? Nie wiem. Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Ale to doświadczenie jest bardzo częste: że kiedy zaczynamy mówić, brakuje nam słów, a słowa których używamy stają się jakieś nieadekwatne.