Stanisław Barańczak, Roman Branstaetter, Gustaw Herling-Grudziński, Andrzej Kijowski, o. Jacek Salij, Julian Stryjkowski, ks. Józef Tischner – lista autorów, którzy w ciągu 40 lat pojawili się na łamach dominikańskiego miesięcznika „W drodze”, może przyprawić o zawrót głowy. Założone przez o. Marcina Babraja pismo przetrwało rozmaite kryzysy i dziś jest najchętniej czytanym miesięcznikiem katolickim w Polsce.
„Pierwszy numer w drodze, drugi w rowie, a trzeci się nie ukaże – słyszy ojciec Marcin Babraj od współbraci po debiucie miesięcznika…” Tak rozpoczyna się zamieszczony w najnowszym „W drodze” (nr 482/październik 2013) reportaż Stanisława Zasady „Droga, która przeszliśmy”. „Jest rok 1973. Niektórym dominikanom nie podoba się linia nowego czasopisma: że zbyt otwarte i mało katolickie. – Byli i tacy, którzy uważali pismo za żydowskie – wspominał później w wywiadzie ojciec Babraj. – Pod tym względem do dziś nic się nie zmieniło – mówi ojciec Roman Bielecki, obecny naczelny miesięcznika. – Nadal są bracia, którym stale się coś nie podoba. Ojciec Paweł Kozacki, następca Babraja i poprzednik Bieleckiego: – W polskim Kościele brak jest tradycji myślenia i wadzenia się w ważnych sprawach. To bardzo przeszkadza w robieniu katolickiego pisma”. Pierwszy numer poznańskiego miesięcznika ukazał się we wrześniu 1973 roku. O. Babraj wykorzystał „odwilż”, jaka nastąpiła po dojściu do władzy Edwarda Gierka. Razem ze współbraćmi napisał podanie do Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, argumentując, że Kraków ma „Znak”, Warszawa „Więź”, a na Ziemiach Odzyskanych nie ma podobnego pisma. „Przyłączone do Polski po wojnie ziemie zachodnie i północne to dla komunistów czuła struna – przy każdej okazji podkreślają ich polskość. Żeby wyglądało bardziej oficjalnie, dominikanie ułożyli pismo po łacinie i przyłożyli pieczęć poznańskiego klasztoru. – I, o dziwo, poskutkowało – opowiada ojciec Babraj. Zgodę na wydawanie dostali, ale bez przydziału papieru (był to ulubiony chwyt komunistów, żeby wybijać z głowy podobne pomysły). Jednak dzięki znajomościom, zakonnikom udało się załatwić papier piątej klasy – najgorszy”. Pierwszy numer otwierały teksty z błogosławieństwem arcybiskupa poznańskiego i prymasa Wyszyńskiego. „Wtedy redakcji udawało się jeszcze dobrze żyć z kościelną hierarchią – później bywało różnie”, pisze Stanisław Zasada.
Ojciec Babraj nim założył dominikański habit, skończył polonistykę, dlatego chętnie oddawał łamy pisma nie tylko teologom i filozofom, ale również pisarzom i poetom. „Publikują Julian Stryjkowski, Andrzej Kijowski i Anna Kamieńska. Kijowski to były agnostyk. I chociaż już nawrócony, odważnie protestował w 1968 roku przeciwko zdjęciu >>Dziadów<<, to wielu pamięta mu przeszłość. Kamieńska też w młodości była daleko od Kościoła, a do tego opiewała stalinizm. Nie lubi jej Brandstaetter. Mówi o niej: >>zetempówka<<. Ale ojciec Babraj ani myśli rezygnować z ich tekstów. – Właśnie ci ludzie, których drogi do Kościoła były bardzo dramatyczne, bardziej przekonująco potrafili opowiadać o spotkaniu z Bogiem – wspomina po latach.
– Ich teksty były dla nas bardzo ważne – dopowiada ojciec Jan Andrzej Kłoczowski. – Nie chcieliśmy bowiem robić pisma teologicznego. Powstawały wtedy dominikańskie duszpasterstwa akademickie i >>W drodze<< miało być zapleczem intelektualnym dla naszych studentów i absolwentów. Teksty o kulturze, teologii, wierze czy filozofii miały pomóc pogłębić wiarę i formację religijną katolickiego inteligenta oraz oswajać świat wiary i kultury”.
Z redakcją od początku, jeszcze jako kleryk, współpracował ojciec Jan Góra, dziś jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich duszpasterzy. „Nauczyłem się tam warsztatu, ale przede wszystkim spotkałem wielu znanych wówczas ludzi pióra”, wspomina. „Ta redakcja to była niewyobrażalna przestrzeń wolności w tamtym świecie”.
Ale była to wolność w określonym kontekście. Z jednej strony – było państwo komunistyczne z jego cenzurą, z drugiej – władze kościelne i czytelnicy, którym śmiałość pisma nie zawsze się podobała. Jan Grzegorczyk, wieloletni autor, a potem redaktor „W drodze”, wspomina w tekście „Ofiara zabobonu”, jak zamieścił w miesięczniku swój pierwszy tekst. Nosił on tytuł „Zrozumieć Judasza” i był zainspirowaną nauczaniem Jana Pawła II próbą wniknięcia w motywy, które kierowały nieszczęsnym apostołem. „Po publikacji do redakcji przyszedł list, w którym powiadomiono mnie, że wraz z dominikanami będę się smażył w piekle za próbę wybielenia największego w dziejach zdrajcy i mordercy Jezusa. Ksiądz Józef Tischner powiedział, że żyjemy w czasach, gdy droga do drugiego człowieka stała się bardziej odległa niż na Księżyc. Może nieprzypadkowo zacząłem mój kontakt z dominikanami od >>lądowania na Księżycu<<”.
W najlepszym okresie – latach 80. – nakład pisma sięgnął 12 tysięcy. Zwłaszcza w drugiej połowie dekady cenzura trochę złagodniała i autorzy gdzie indziej źle widziani – jak Gustaw Herling-Grudziński – tu mogli publikować. Potem przyszedł rok 1989. Wraz z wolnością zniknęły ograniczenia dotyczące treści i papieru, pojawiły się jednak nowe kłopoty: z pisma odeszli do nowych miejsc niektórzy cenieni autorzy i liczba czytelników zaczęła szybko spadać. „Tytuły katolickie przestały być jedyną alternatywą dla reżimowej prasy, bo takowej już nie było”, mówi Stanisławowi Zasadzie ojciec Paweł Kozacki. „Powstało wiele innych pism o profilu historyczno-społeczno-literackim, do których przenosili się i autorzy, i czytelnicy”. W 1995 roku o. Kozacki (też zresztą polonista z wykształcenia) został nowym naczelnym „W drodze”. „Z miesięcznika, który zajmował się prawdami ponadczasowymi, chciałem zrobić pismo, które podejmuje tematy dyskusyjne i bardzo gorące”, wspomina po latach.
„Gorących tematów nie brakuje”, pisze Zasada. „W sierpniu 1994 roku – gdy na Jasną Górę idą pielgrzymki – tygodnik >>Wprost<< drukuje na okładce obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, na którym Maryja i Dzieciątko są w maskach przeciwgazowych. – Chcieliśmy zwrócić uwagę na zatruwanie środowiska naturalnego – tłumaczy się dziwnie redakcja. Przez kraj przewala się fala protestów: biskupi i księża grzmią z ambon, wierni piszą oświadczenia, do prokuratury wpływa kilkaset wniosków, których autorzy domagają się śledztwa przeciwko redakcji o obrazę uczuć religijnych. A miesięcznik >>W drodze<< publikuje wywiad z… Markiem Królem, redaktorem naczelnym >>Wprost<<. Choć prowadzący rozmowę ojciec Paweł Kozacki i Jan Grzegorczyk wytykają Królowi antyklerykalne publikacje, od których roi się wtedy w piśmie, dominikański miesięcznika zbiera baty. – Terrorystów się zamyka, a nie gości w redakcjach – wytyka redaktorom Maciej Łętowski, ówczesny prezes Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. – Ale to nam historia przyznała rację – mówi Grzegorczyk. – Otwieraliśmy wtedy drzwi, próbowaliśmy pokazać, że kościelne pismo może rozmawiać z każdym, oprócz cyników. Dziś takie rozmowy nikogo już nie bulwersują”.
Wokół pisma robi się szum, ale z początku nie jest on na tyle wielki, żeby nakład znacząco drgnął. Są i tacy, którzy – oburzeni tym czy innym materiałem – rezygnują z prenumeraty. Dopiero pod koniec poprzedniej dekady liczba sprzedanych egzemplarzy stabilizuje się na poziomie kilku tysięcy, co jak na trudne warunki działania tego typu pism było wynikiem imponującym.
Kolejna zmiana na fotelu naczelnego następuje w 2010 roku, kiedy o. Kozacki zostaje wybrany przeorem klasztoru w Krakowie. Pismem kieruje odtąd o. Roman Bielecki. Sytuacja miesięcznika jest stabilna – sprzedaż rośnie, odkąd „W drodze” jest dostępne również na tabletach i iPadach. Obecny nakład papierowego wydania to 8500 egzemplarzy. W principiach pisma nic się nie zmieniło: nadal zaprasza do rozmowy ludzi stojących nieraz na obrzeżach Kościoła, nie zaniedbując równocześnie chrześcijańskiej formacji. Pytany przez Stanisława Zasadę o największą trudność w redagowaniu miesięcznika dzisiaj, o. Bielecki odpowiada: „To, że robimy pismo dla ludzi, którzy są w Kościele i którym chcemy pomagać w rozwoju wiary, a jednocześnie pragniemy trafiać do czytelnika, który o Ewangelii chętnie poczyta, ale do kościoła nie pójdzie”.
Najnowszy, październikowy numer miesięcznika daje się czytać od przodu i od tyłu. Od przodu mamy normalny grzbiet ze zdjęciem papieża Franciszka na okładce. Temat numeru brzmi: „Polubić Kościół”, ale można w nim też znaleźć np. rozmowę o Księdze Rodzaju z biblistą ks. Krzysztofem Bardskim czy obszerną recenzję z najnowszej powieści Wiesława Myśliwskiego pióra Marcina Cieleckiego. Z tyłu numeru są miejsca na wspomnienia – cytowane tu artykuły Grzegorczyka i Zasady, rozmowę z o. Bieleckim, felieton o. Góry czy opowieść o o. Babraju pióra o. Michała Zioło. Do numeru dołączono też na CD film poświęcony historii pisma.
Redaktorom „W drodze” – byłym i obecnym – życzymy wszystkiego najlepszego!!!
Najnowszy numer można zamówić tutaj.