„Z półki nad biurkiem patrzą na mnie grzbiety pięćdziesięciu książek Tischnera. Ich widok zachęca do podjęcia jakiejś odpowiedzialności” Publikujemy krótką refleksję Jana Klimeckiego nadesłaną na konkurs ogłoszony przez Wydawnictwo Znak z okazji ukazania się „Rekolekcji paryskich”.
Moi dziadkowie pochodzili ze Starego Sącza. Ojciec wychował się na tej samej ulicy, przy której urodził się Józef Tischner. Na postać Księdza Profesora zwrócono moją uwagę, gdy „Tygodnik Powszechny” drukował kolejne, oczekiwane rozdziały „Etyki solidarności”. Po latach, gdy ojciec zmarł, stwierdziłem, że nie zostawił mi wiele, ale z dorobku Józefa Tischnera mogę czerpać do woli. Zacząłem kupować i czytać [kolejne] jego książki. Z roku na rok ich zasób się powiększał. Zacząłem jeździć do Starego Sącza. Znalazłem tam przyjaciół. W trudnych momentach najchętniej wracałem do małej książeczki wydanej we Wrocławiu pod tytułem „Jak żyć?”. Ostatnio uzupełniam jej treści o hasła z „Alfabetu Tischnera”, świetnej kompilacji mniej znanych tekstów, a gdy przeglądałem „Rekolekcje paryskie”, moją uwagę przykuł rozdział zatytułowany „Myśląca nadzieja”.
W dobrej wierze, zmierzając do „stawania się sobą”, wyrobiłem sobie pogląd na całe dzieło księdza profesora Józefa Tischnera. Nie jest to wiedza, lecz wyobrażenie – własne przecież – a własność zobowiązuje. Jak spożytkować to dobro, które wciąż na nowo „daje do myślenia”? Czy to inspiracja do samodzielnej twórczości, czy tylko do myślenia o pisaniu, które też jest jakoś pisaniem, a ono nie istnieje bez czytania?
Z półki nad biurkiem patrzą na mnie grzbiety pięćdziesięciu książek Tischnera. Ich widok zachęca do podjęcia jakiejś odpowiedzialności. Zastanowienie podsyca nadzieję, że jednak…
Wiem, jak odnajdywać swoją duchową ojczyznę.