„Wypalanie traw”, najnowsza książka Wojciecha Jagielskiego, dowodzi, że jej autor to mistrz opowieści, reporter-pisarz, którego interesuje nie tylko opisywanie rzeczywistości, ale też przenikanie różnymi sposobami w jej głąb. Wojciech Jagielski był jednym z pierwszych laureatów Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera, w tym roku gościł też na Dniach Tischnerowskich. „Wypalanie traw” ukazało się nakładem Wydawnictwa Znak.
Punktem wyjścia najnowszej opowieści Jagielskiego jest śmierć białego farmera, Eugène’a Terre’Blanche’a, samozwańczego przywódcy w walce o utrzymanie segregacji rasowej w Republice Południowej Afryki. Czarnoskórzy zabójcy nie uciekają przed policją, przeciwnie – sami powiadamiają ją o tym, co się stało. Są pewni, że nie zrobili niczego złego, że tylko wymierzali mężczyźnie karę, na którą zasługiwał…
„Wypalanie traw”, pisze w najnowszym miesięczniku „Znak” Krystyna Strączek, „stanowi makroanalizę zjawiska apartheidu przeprowadzoną na podstawie obserwacji mikroorganizmu, jakim jest południowoafrykańskie miasto Ventersdorp”, w którym działał Terre’Blanche. Wskutek jego działalności miejsce to stało się symbolem rasizmu; Terre’Blanche głosił, że wszystkie rozporządzenia rządu dotyczące likwidacji apartheidu są nieważne, ponieważ są rezultatem umów zawartych przez zdrajców. Jagielski poznał go osobiście. „Do Ventersdorpu”, pisze w książce, „przyjeżdżało się dla Terre’Blanche`a, ale podróże tam były też swoistą wędrówką do jądra ciemności, by w mieszkańcach miasteczka, jak w zwierciadle, przyjrzeć się samemu sobie, własnym lękom, uprzedzeniom, obsesjom i przesądom, głęboko i wstydliwie skrywanym pod pancerzem dobrych manier, wpojonych granic między dobrem a złem, tym, co wypada, a co nie, co jest dozwolone, a co nie uchodzi”.
„Wypalanie traw” to świetna opowieść, która nie traktuje o świecie egzotycznym, ale o naszym własnym problemie z „innymi”. Krystyna Strączek porównuje ją z „Jądrem ciemności” Josepha Conrada. O ile jednak, pisze, Conrad jako pisarz fiction potrzebował Afryki, żeby symbol zakotwiczyć w konkrecie, o tyle Jagielski, pisarz non-fiction musi pokonac drogę w odwrotnym kierunku, udowadniając czytelnikowi, że konkretna rzeczywistość jest z natury symboliczna. Cel jednak w obu przypadkach okazuje się podobny: zminimalizować dystans między czytelnikiem a opowieścią. Innymi słowy: dotknąć ciebie i mnie bezpośrednio”.
Książkę można nabyć tutaj. A recenzję Krystyny Strączek przeczytać w najnowszym „Znaku” (nr 7-8/2012).