„Ks. Józef Tischner był człowiekiem pięknego słowa. Życzę nam wszystkim, żebyśmy z tej sesji wyszli piękniejsi”, powiedział rektor UJ, prof. Karol Musioł, rozpoczynając drugi dzień XI Dni Tischnerowskich. Czwartkowe przedpołudnie (28 kwietnia) wypełniła pierwsza część sesji naukowej poświęconej patriotyzmowi, a po południu była okazja, by spotkać się ze słowem Tischnera na scenie Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.
Kiedy o g. 10 rozpoczynała się sesja „Twarze i maski patriotyzmu”, główna aula Collegium Novum UJ była wypełniona słuchaczami niemal do ostatniego miejsca – mimo pięknej pogody za oknami i wiosennej przerwy w zajęciach akademickich. Świadczy to o tym, że temat patriotyzmu nie jest tematem „zgranym”, przeciwnie – że wciąż wielu ludzi stara się zrozumieć, czym patriotyzm jest, czym jest ojczyzna, jakie mamy powinności wobec niej, a jakie prawa nam powinna gwarantować, i tak dalej.
„Mamy dziś desant warszawski”, oświadczył na wstępie sesji dyrektor Instytutu Myśli Józefa Tischnera prof. Zbigniew Stawrowski. Istotnie, wszyscy wykładowcy – łącznie z dyrektorem – przyjechali na Dni Tischnerowskie ze stolicy. Pierwszy wykład wygłosił prof. Jerzy Szacki. „Pojęcie patriotyzmu należy do kategorii pojęć z natury spornych”, oświadczył na wstępie. „W sprawie patriotyzmu zawsze istniały dwa przeciwstawne stanowiska: jedno uznające go za >>błąd<< i drugie, które widziało w nim >>cnotę<<”. Wyrazicielem pierwszego stanowiska był np. Lew Tołstoj, który mawiał, że patriotyzm to błąd moralny i grzech ciężki. Wedle niego, patriotyzm jest sprzeczny z zasadami chrześcijańskiego uniwersalizmu, który w każdym – a nie tylko w członkach własnej społeczności – każe widzieć brata, bliźniego. Na drugim biegunie umieścić można np. Alasdaira MacIntyre`a, który odwoływał się do intuicji moralnej wiążącej ojczyznę z rodziną. „Nie ma tu żadnej oczywistości moralnej”, podkreślił prof. Szacki. „Na pytanie: błąd czy cnota? – nie można udzielić rozstrzygającej odpowiedzi”. Oba stanowiska w ciągu dziejów istniały obok siebie, a samo pojęcie patriotyzmu zmieniało swoje znaczenie.
Jednocześnie, zwrócił uwagę prof. Szacki, „nie ma konsekwentnych wrogów patriotyzmu. Gdy przychodzi co do czego, górę bierze niekonsekwencja”. Dziś nawet ludzie uznawani za piewców kosmopolityzmu przestrzegają przed zagubieniem się we współczesnym „neverlandzie”. „Patriotyzm ma różne artykulacje, a to, czy ktoś jest dobrym patriotą, czy nie, okazuje się często dopiero po latach”. Czasem buntownicy i kontestatorzy okazują się lepszymi patriotami niż chwalcy własnej ojczyzny. „Trzeba pamiętać, że ojczyzna jest terenem nieustannego sporu, ścierania się różnych sił – i tak będzie zawsze”.
Kolejny wykład szedł w nieco innym kierunku. Dr Marek A. Cichocki mówił o tym, czy istnieje metafizyka państwa, a ściślej: jak chrześcijaństwo przyczyniło się do ukształtowania naszego pojęcia suwerenności państwowej, a w konsekwencji – także patriotyzmu. Wykład był wyprawą w głąb historii idei; kluczowe dla odpowiedzi na wyjściowe pytanie okazały się wczesnośredniowieczne rozważania nad… czasem. To z rozważań o „czasie pośrednim”, o przemijaniu i trwaniu, skończoności i wieczności zrodziło się pytanie o sens rozmaitych ziemskich instytucji, a w końcu refleksja, że choć wspólnoty, państwa, organizacje są dziełem ludzkim, mogą być traktowane jako posiadające autonomiczną zdolność trwania. Metafizyczne zakotwiczenie państwa, stwierdził dr Cichocki, „daje mu ontologiczną pewność, choć nie daje nieśmiertelności”. Przyszłość jest otwarta.
Z kolei dr Tadeusz Szawiel zaproponował refleksję nad egzystencjalnymi źródłami patriotyzmu. Podkreślił, że patriotyzm to przede wszystkim więź, z której wynikają określone zobowiązania. Wskazał na trzy rodzaje źródeł czy warunków, które sprawiają, że taka więź się pojawia. Są to kolejno: warunki antropologiczne, warunki faktyczne (to, co zastajemy, co z konieczności ma miejsce, na co – jako jednostki – nie mamy wpływu) oraz warunki związane z tym, co jest treścią życia. Omawiając pierwsze z nich, mówca zwrócił uwagę na szeroko zakrojone i bardzo interesujące badania przeprowadzone przez Putnama, z których wynikało, że mieszkańcy społeczności bardzo zróżnicowanych etnicznie przejawiają tendencję do wycofywania się ze sfery wspólnej (wspólne projekty, dobre stosunki sąsiedzkie, przyjaźnie itp.). „Różnorodność, przynajmniej w krótkim wymiarze, zdaje się budzić żółwia w każdym z nas”, stwierdził Putnam. To pokazuje, mówiąc w uproszczeniu, że więź etniczna jest więzią naturalną, w jakimś sensie zdeterminowaną. Podobny charakter mają również dwa pozostałe obszary warunkujące patriotyzm. W przypadku ostatniego z nich dr Szawiel odwołał się do sformułowań Nietzschego, który twierdził, że życie, aby się rozwijać, potrzebuje „ograniczającego horyzontu”, „atmosferycznej otoczki”. „Można by tę otoczkę nazwać etosem”, stwierdził mówca: etos ogranicza, ale też stwarza warunki do rozwoju.
Ostatnim mówcą tego dnia był prof. Zbigniew Stawrowski, który przypomniał kilka intuicji Tischnera związanych z tematem sesji. Nie znajdziemy u autora „Filozofii dramatu” zbyt wielu odpowiedzi, znajdziemy raczej pytania, poszukiwania, czasem niekonsekwencje, stwierdził Stawrowski. „Józef Tischner nigdzie nie przedstawił systematycznego tekstu, w którym by tę problematykę uporządkował”, powiedział, „ale stale wokół niej krążył”. Stawrowski przywołał kolejno następujące teksty: „Jaskinia bez cieni”, rozdział „Ojczyzna” z „Etyki solidarności”, artykuły z lat 80. Zebrane m.in. w książce „Polska jest ojczyzną”, obszerny esej „Naród i jego prawa” z połowy lat 90. („najbardziej systematyczny tekst Tischnera na ten temat”), wreszcie jeden z późnych szkiców zatytułowany „Znicestwienie Polski”. Przypomniał, że na myślenie Tischnera o narodzie, ojczyźnie i patriotyzmie znaczący wpływ wywarli polscy romantycy (od Libelta do Norwida), ale przede wszystkim Hegel jako autor „Fenomenologii ducha”. Przejmująco zabrzmiał zwłaszcza fragment „Znicestwienia Polski”, w którym Tischner wraca raz jeszcze do swoich spostrzeżeń z lat 80.: „To nie obcy są największym zagrożeniem narodu, lecz swoi, a są nim wtedy, gdy świadomie i starannie współdziałają z wrogami, niszcząc >>etyczną substancję<< ojczyzny. Bywa, że >>swoi<< wprowadzają w zawartość pojęcia >>ojczyzna<< treści, które usuwają w cień jego właściwy sens. Słowo wciąż jest w obiegu, wciąż się je wykrzykuje, wciąż strzela się nim do innych, ale im głośniej brzmi, tym jest mniej >>substancjalne<<. Po jakimś czasie każdy widzi: po dokonanych obróbkach >>Polska nie jest polska<< – >>polska moralność<< jest faryzejskim przekrętem moralności, >>myśl polska<< jest pospolitą bezmyślnością, >>polska wiara<< – polską dewocją, a >>polski katolicyzm<< – sektą, którą z nicości do bytu powołała >>schorowana wyobraźnia<<”.
Pierwszą część sesji zamknęła dyskusja, która poprowadził o. prof. Jan A. Kłoczowski. Nie był to jednak koniec wydarzeń tego dnia. O g. 18 na Scenie im. Stanisława Wyspiańskiego PWST najpierw zabrzmiał głos Tischnera, a potem pojawił się aktor Roman Gancarczyk. W niemal zupełnie wyciemnionej przestrzeni, przy małym stoliku oświetlonym skromną stołową lampką czytał esej „Chochoł sarmackiej melancholii”. „W dramacie Wyspiańskiego chochoł pojawia się jako znak i zapowiedź ogarniającej weselnych gości apatii. Zmęczeni weselem ludzie popadają w sen, a gdy się obudzą, wszystko wróci do codziennej prozy. Jest chwila zatrzymanego czasu. Barwny korowód postaci wypełnia scenę, przez okno widać jakieś przestrzenie pól. Ale czas stanął i przestrzeń, zarówno ta w izbie, jak ta poza nią, nie jest niczym do pokonania i do kroczenia naprzód, lecz jest przestrzenią zamykającą, osaczającą człowieka”.
W tle pojawiały się chwilami„Chochoły” Wyspiańskiego i kołyszące się w szarej mgle gałęzie wierzby. Z głośników dobiegało wtedy rytmiczne, lecz smętne „Jacy tacy, jacy tacy” – fragment melodii napisanej do „Wesela” przez Stanisława Radwana. Przygotowana oszczędnymi środkami przez Ewę Kutryś inscenizacja dobrze współbrzmiała z tekstem i z głosem aktora, który czytał esej Tischnera tak, jakby dopiero nad nim pracował.