Giusi Nicolini, burmistrzyni włoskiej gminy Lampedusa i Linosa, oraz Karol Modzelewski, historyk i zasłużony działacz opozycji, laureat Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera z roku 2014, odebrali honorową nagrodę „Tygodnika Powszechnego”, przyznawaną za „zmagania ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym”.

Pełną relację z uroczystej gali, która odbyła się w sobotni wieczór 17 grudnia w Małopolskim Ogrodzie Sztuki w Krakowie, można znaleźć na stronie internetowej „Tygodnika Powszechnego”. Poniżej zamieszczamy jej skrót.

Laudację na cześć pierwszej laureatki Medalu wygłosił Marcin Żyła, który jako reporter obserwował pracę służb i wolontariuszy na Lampedusie. Swoje wystąpienie rozpoczął od przytoczenia fragmentów przewodnika dla migrantów, rozdawanego na północy Afryki wybrzeżu Libii i Tunezji. Mówił o tym, że choć ostatnia media informują o tym mniej, na Morzu Śródziemnym ginie coraz więcej ludzi. „Od stycznia – 4 813 osób. To jest o jedną czwartą więcej niż rok wcześniej. Tylko w ciągu miesiąca – od połowy października do połowy listopada – utonęły 703 osoby. To są zaniżone liczby, bo wielu wypadków statystyki po prostu nie rejestrują”. Podkreślał, że nikt w Europie nie jest bliżej tych tragedii od mieszkańców gminy Lampedusa i Linosa.
„Pani Burmistrz, przez stulecia wydawało się nam, wierzyliśmy sami, że Europę reprezentują metropolie – Londyn, Paryż, Rzym. Ale to między innymi dzięki Pani wiemy teraz, że w ostatnich miesiącach znacznie lepiej w tej roli sprawdziły się inne miejsca: może skromniejsze, mniej reprezentacyjne, nienawykłe do niezwykłej roli. To oczywiście Lampedusa, ale też Pozallo, Gewgelija, Kos, Dobova, Ásotthalom. To małe miejscowości, do których trafiali uchodźcy, w których oprócz problemów z władzami po raz pierwszy stykali się oni z gestami solidarnością Europejczyków. Ich historia, historia Lampedusy i jej burmistrz, to również opowieść o dziesiątkach tysięcy ludzi, którzy zostali dzięki jej gminie ocaleni”, mówił Marcin Żyła.
„Pani Burmistrz, słowo >>solidarność<< Pani często wymawia po polsku. To przedziwne uczucie – witać Panią w Polsce. Radość to wielka i zaszczyt, ale też, dla wielu z nas, okazja do wstydu za decyzje i za postawę, którą w stosunku do uchodźców i migrantów zajęły władze naszego kraju. Kraju, który jeszcze kilka lat temu właśnie ze słowa >>solidarność<< chciał uczynić swoją markę eksportową. Wierzymy, że wciąż może, że ciągle to jest możliwe. Że potencjał ludzi i instytucji, którzy pomagają uchodźcom, jest tu jeszcze daleki od wykorzystania. Że za Pani, burmistrzyni jednej z gmin europejskich, przykładem pójdą polskie samorządy. Że Kościół katolicki i inne kościoły będą pomagać jeszcze bardziej. A polscy reporterzy będą informować nie tylko o dramacie kolejnego umęczonego miasta, jak w tym tygodniu Aleppo, ale też o miejscach i problemach, które symbolami cierpienia dopiero się staną. Ale nawet gdyby tak się nie stało, nawet gdyby ta cała nasza Europa wartości, ten cały dobry świat, miały się na jakiś czas skurczyć do rozmiarów tej małej Lampedusy – on, ten świat, ciągle będzie istniał. On przetrwa. Dzięki takim jak Pani”, zakończył redaktor „Tygodnika Powszechnego”.
Laudację na cześć drugiego z laureatów – Karola Modzelewskiego – wygłosił ks. Adam Boniecki. „Kilkakrotnie miałem okazję wygłaszać laudację laureatów”, zaczął, „ale przyznam, że ta dzisiejsza sprawiła mi największy kłopot, największe trudności. Zwykle laureata można było wpisać jakoś w opowieść o walce św. Jerzego ze smokiem, a laureat walczył z jakimś konkretnym smokiem. W tym roku zgoda kapituły co do laureata była jednoznaczna, ale tego smoka nie udało nam się precyzyjnie sformułować. Skąd ta trudność? Stąd, że Karol Modzelewski nie walczy z jakimś jednym smokiem, ale jest postrachem wszystkich smoków razem wziętych. Sama jego obecność ma moc egzorcyzmu, odstrasza smoki od osiedli ludzkich. I dlatego miał rację Józef Pinior, który stwierdził, że >>Karol Modzelewski po roku 1989 powinien być prezydentem Polski<<”, mówił redaktor senior „Tygodnika Powszechnego”.
„Medal za to, że sam widok dzisiejszego laureata osłabia, a nawet pokonuje smoki, wszelkie formy zła. I taką ma w sobie siłę. I tu można byłoby skończyć, ale nie mogę się powstrzymać, by nie wskazać kilku rysów, składających się na jego siłę”, kontynuował ks. Adam Boniecki. I wyliczał: odwaga, mądrość w postrzeganiu i rozumieniu wydarzeń, dystans do siebie i samokrytycyzm, „który sprawia, że prof. Modzelewski, wspaniały historyk, jednak wciąż się uczy”.
Po laudacji ks. Bonieckiego nastąpiło wręczenie Medali św. Jerzego. Jako pierwsza z laureatów przemówiła Giusi Nicolini: „Wszystkim dziennikarzom na pytanie, jak się czuje, będąc laureatką Medalu św. Jerzego, powiedziałam, że to wielka radość ale i ogromna odpowiedzialność: dla mnie i Lampedusy, bo to wymaga od nas pewnych działań w przyszłości. Mam ogromną nadzieję, że przyszłość będzie bardziej pogodna od tego, czym żyliśmy ostatnio i czym żyjemy teraz. Mam wrażenie, że nasz kontynent zapomniał o wartościach, które były u podstaw Unii Europejskiej. Ja ciągle powtarzam: gdyby cały kontynent, cała Unia działy razem, nie byłyby potrzebne przykładu heroizmu jak Lampedusa, jak Lesbos. Musimy działać razem”, apelowała.
„Nigdy nie zapomnę twarzy tych ludzi, ich dramatów. Pamiętam historię 14-letniego chłopca, który był świadkiem, jak na łodzi zabijają jego ojca. Ci ludzie przeżywają tragedie nie tylko na statkach, pontonach. Przybywają po doświadczeniu odebrania godności ludzkiej, po torturach, więzieniach, gwałtach.
Myślę że nikt z nas nie może czekać, aż rządy europejskie przekonają się, że polityka zamykania się na potrzebujących nie prowadzi do rozwiązania sprawy, a do zwiększenia bólu. Nie możemy czekać, aż rządzący Europą przekonają się, że stosowana przez nich polityka strachu, żeby tylko przedstawić się jako wybawcy w oczach mieszkańców swoich państw, nie rozwiązuje problemu. Nie możemy czekać aż kolejne statki zatoną. Śmierć innych nie rozwiąże naszych problemów. Ja powiedziałam sobie, że nie po to zostałam burmistrzem, żeby tylko powiększać cmentarz na mojej wyspie. Zostałam burmistrzem, by realizować projekt życia. Zdaje sobie sprawę, że te osoby, które pomogliśmy ocalić, dostały nowe życie. Chcę nieść nadzieję na życie i na przyszłość. Podczas gdy inni budują mury, ja sądzę i powtarzam, że wszystkie władze – lokalne i państwowe – powinny przyjmować ludzi potrzebujących, by budować pokój. Chcę przypomnieć tu słowo >>solidarność<<, które powinno nam towarzyszyć w budowaniu przyszłości, a jest używane coraz rzadziej. Mówił o nim ostatnio także papież Franciszek, który dziś obchodzi urodziny.
Dziękuję bardzo jeszcze raz i mam nadzieję, że będę Państwa mogła gościć kiedyś na mojej wyspie”, powiedziała na koniec burmistrzyni Lampedusy.
Następnie głos zabrał Karol Modzelewski. „Rzeczywiście byłem kimś rodzaju ojca chrzestnego związku Solidarność, kiedy on powstawał”, powiedział. „W tamtych czasach Solidarność oznaczała też wielką rewolucję – braterstwo między inteligencją i robotnikami, to było nasze największe osiągnięcie, zagubione potem i niestety nie odzyskane. Pamiętaliśmy o wolności, zagospodarowaliśmy ją dosyć skutecznie, choć nie całkiem, bo zapomnieliśmy o równości i zagubiliśmy braterstwo. To się na nas zemściło. Myślę, że aby odzyskać tę utraconą szansę, powinniśmy odzyskać braterstwo”, zwracał się do zebranych na sali.
„Dzisiejszy dramat życia społecznego i politycznego polega na tym, że jesteśmy społeczeństwem rozbitym i podzielonym murem, przez który ani w jedną, ani w drugą stronę nie przenikają argumenty, wartości. Trzeba przypomnieć sobie o tamtej solidarności, bo myślę, że to jest jedyna droga wyjścia z dramatycznego impasu, w którym my jako społeczeństwo, my jako naród, się znaleźliśmy.
Dziękuję za nagrodę, jestem bardzo wdzięczny. To znaczy, że dalej muszę wojować. Ja już trochę jestem stary, żeby dźgać włócznią, ale rozumiem, że to wyróżnienie zobowiązuje. I będę się starał”, dodał na koniec.

Giusi Nicolini jest burmistrzynią włoskiej gminy Lampedusa i Linosa. Jej wybór w 2012 r. zbiegł się w czasie z masowym napływem uchodźców i innych migrantów, którzy drewnianymi, rybackimi kutrami zaczęli przybywać na Lampedusę ze znajdującego się zaledwie 113 km stąd wybrzeża Afryki. Niewielka, zamieszkana przez 6 tys. osób wyspa stała się dla nich „ambasadą” Europy, a sama Nicolini – która wobec braku zaangażowania władz centralnych zorganizowała na wyspie ośrodek recepcyjny i długo pracowała nad zmianą nastawienia mieszkańców do uchodźców – zaczęła być rozpoznawalna na całym kontynencie.

Karol Modzelewski jest człowiekiem solidarności. Tej pisanej z małej i tej pisanej z dużej litery. To on zaproponował nazwę Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego, który w 1980 r. zmienił bieg historii Polski i świata. Został też wówczas jego rzecznikiem prasowym. Brał aktywny udział we wszystkich polskich rewolucjach i przełomach w czasach komunizmu: w 1956, 1968, 1980 i 1989 roku. Działacz opozycji demokratycznej został w wolnej Polsce senatorem, lojalnym wobec wolnościowych przemian, ale proroczo krytycznym wobec zaniedbań klasowych i wspólnotowych. Nigdy nie szukał wrogów, gotów współdziałać z tymi, którzy służą wspólnocie, i w tym sensie pozostał uosobieniem ducha pierwszej Solidarności – jakże rzadkim jej dzisiaj przykładem i wiarygodnym orędownikiem. I za wierność tej postawie przyznajemy mu Medal św. Jerzego. Jego przyjaciel, Jacek Kuroń, żartował jednak, że „Karol zajmuje się polityką tylko od święta”. Drugą, nie mniej ważną, aktywnością laureata była praca naukowa. Jest profesorem mediewistyki, autorem wybitnych prac o „barbarzyńskiej Europie”. W 2014 r. otrzymał Nagrody Znaku i Hestii im. ks. J. Tischnera za książkę „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”.

Na Medalu św. Jerzego, przyznawanym od 1993 roku, wyryty jest fragment Psalmu 37. w tłumaczeniu Marka Skwarnickiego: „Powierz Panu swą drogę, zaufaj Mu, a On sam będzie działał. On sprawi, że Twa sprawiedliwość zabłyśnie jak światło, a prawość Twoja jak blask południa”.