Dziś do księgarń w całym kraju trafia książka „Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe” – tom rozmów, które z wybitnym gitarzystą, wokalistą i kompozytorem Wojciechem Waglewskim przeprowadził Wojciech Bonowicz. W książce jest także fragment poświęcony ks. Józefowi Tischnerowi.

W 1985 roku Waglewski założył zespół Voo Voo, grający muzykę z pogranicza rocka i innych gatunków (w tym jazzu i muzyki etnicznej). Jako lider zespołu, kompozytor i jednocześnie wykonawca stworzył własny styl muzyczny, nieustannie przy tym eksperymentując. W ramach tych eksperymentów dochodziło do spotkań z wykonawcami reprezentującymi bardzo różne tradycje muzyczne. M.in. w 2007 roku Voo Voo spotkało się z zespołem Trebuni-Tutków, żeby wspólnie nagrać płytę „Tischner”.
Pytany przez Wojciecha Bonowicza o tamto doświadczenie Waglewski mówi m.in.: „Praca z kimś takim jak Władek Trebunia była doświadczeniem niemal mistycznym. To był artysta międzyświatowy, a przy tym nietoperz totalny – ciągle w ruchu, ciągle niespokojny. (…) A jednocześnie dbający o czystość formy i bardzo przywiązany do tradycji. Myśmy nawet ponagrywali trochę tych kłótni wszczynanych przez Władka, myśląc, że może wykorzystamy je jako tło. On się strasznie fajnie wpieniał: >>Tak nie moze być, jak ześ to zagroł?!<<. Bywało, że uczepił się jednego słowa – wszystko już było nagrane, i podkłady, i wokale, on słucha i nagle: >>No jak zeście to zaśpiewali? Przecie to nie po góralsku!<<. I awantura, ale taka, że całe studio chodzi: >>Ja wom na to nie pozwolym!<<.
>>Matełko<< nagrał telefonem komórkowym dwa momenty, kiedy pan Władysław podczas nagrań wstał i zaczął tańczyć. On był taki jak Mamadou [muzyk pochodzący z Senegalu, który występował razem z Voo Voo – przyp. red.]: jak grają, to nie wolno siedzieć. Dziesięć minut później idę do kibla, a on tam stoi oparty o ścianę, czerwony, spocony: >>Panie Waglewski, ja już nie wytrzymam…<<. Dusza się rwała, a ciało już nie dawało rady. To było niesamowite: spotkać człowieka, który był tak kompletnie bezradny wobec siły muzyki.
Długo trwało, zanim wymyśliliśmy, jak tę płytę podpisać. Szukaliśmy sposobu, żeby te wszystkie elementy – Tischnera, Trebuniów i Voo Voo – zapleść w jakąś zgrabną formułę. W końcu stanęło na: >>Trebunie-Tutki i Voo Voo notki<<”. A płyta została zatytułowana po prostu „Tischner”.
Wojciech Waglewski miał okazję osobiście poznać ks. Tischnera. „Byliśmy całą rodziną w Zębie na ślubie Bartka Kudasika. Tischner wygłaszał wtedy kazanie, bardzo piękne: nowożeńców porównał do instrumentów, które muszą się dostroić, żeby powstała harmonia. Byłem przyzwyczajony w kościele raczej do drętwej mowy, a tu nagle ktoś mówił obrazowo, piękną polszczyzną, w dodatku z elementami gwary. Zrobiło to na mnie duże wrażenie”.

„Wagiel” to niesłychanie wciągająca opowieść o podróży muzycznej i podróży życiowej. Jej bohater urodził się i wychowywał w Nowym Sączu. Grać na gitarze nauczył się sam – najpierw z podręcznika, a potem podpatrując innych gitarzystów. Występował w klubach studenckich i jako muzyk akompaniujący, by wreszcie związać się z legendarną grupą Osjan, a następnie założyć własny zespół. Od kilkudziesięciu lat jest wiernym mężem, dochował się dwóch synów, także muzyków, z którymi po latach stworzył formację Waglewski Fisz Emade. W książce opowiada m.in. o swojej wierze, o tym, że muzyk musi być zawsze gotowy, jak wojownik, o Polsce jako pięknym kraju niszczonym przez ludzi pozbawionych smaku i o tym, czym jest wolność i jak połączyć ją z miłością i odpowiedzialnością („Małżeństwo jest gwarantem mojej wolności. Miejscem, gdzie się tej wolności uczę, gdzie ją wypracowuję”).

Książkę „Wagiel. Jeszcze wszystko będzie możliwe” można zamówić tutaj.
Fragment znajdziecie tutaj