To jedna z najważniejszych książek religijnych ostatnich miesięcy, może lat. Dzięki niej ks. Józef Tischner znów do nas przemówił.
Dobrze się stało, że „Znak” wydał tę książkę w okresie wielkanocnym. Bo to trochę tak, jakby sam ks. Józef Tischner powrócił na chwilę do nas z zaświatów i stanął na ambonie. Jego słowa ocalone zostały dzięki ludzkiej zapobiegliwości, wdzięczności i magnetofonowej taśmie. „Wiara ze słuchania” to zbiór niepublikowanych 73 kazań, które ks. Tischner wygłosił w kościele sióstr klarysek w Starym Sączu w latach 1980–1992. Od 1970 roku w tym mieście mieszkali jego rodzice. Kiedy ich odwiedzał, odprawiał Msze u klarysek, stał się przyjacielem klasztoru. Najwięcej zachowało się kazań świątecznych: bożonarodzeniowych i wielkanocnych.
Zwyczajne homilie
Jak pisze w posłowiu Wojciech Bonowicz, ks. Tischner głosi homilie „zwykłym językiem do zwykłych ludzi”. To prawda, na ambonie nie grzmi, nie nudzi, ale wyjaśnia, zaprasza, pomaga zrozumieć Boże prawdy. Zatrzymuje się często przy jednym słowie czy zdaniu, które rozważa od różnych stron. Ewangelię tłumaczy na życie prosto i głęboko. Znane fragmenty zaczynają nagle przemawiać z nową siłą. Nad tymi kazaniami unosi się franciszkański duch. Odkrywamy mniej znaną twarz ks. Tischnera – poznajemy go jako duszpasterza. Jedno z kazań poświęcone jest np. udziałowi wiernych w liturgii. Kaznodzieja przestrzega przed spóźnianiem się, tłumaczy znaczenie postaw.
Zauważa, że ludzie chętniej stoją w kościele bliżej wyjścia niż ołtarza. „Sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy to jest zdrowy odruch. Czy to jest odruch naszej wiary. Czy w tym odruchu ucieczki od ołtarza jest jakaś chęć głębszej modlitwy, czy może jest coś, czego sami nie rozumiemy?” – pyta ks. Tischner. Zwraca uwagę, jednak w taki sposób, by nikogo nie obrazić, ale zachęcić, by pobudzić do współodpowiedzialności za sposób przeżywania Eucharystii. Katoliccy intelektualiści mają czasem tendencję do spojrzenia na polską ludową religijność z poczuciem lekceważenia, graniczącą z pogardą. Nie znajdziemy u Tischnera śladu tej charakterystycznej nuty „pouczenia z wysokości”. Oczywiście starosądecki kaznodzieja dąży do pogłębienia religijności swoich słuchaczy, ale czyni to ze znakomitym duszpasterskim wyczuciem, z ogromnym szacunkiem dla prostych ludzi.
W kazaniach Tischnera pojawiają się odniesienia do bieżących wydarzeń z życia politycznego i społecznego (stan wojenny, okrągły stół). Delikatnie, ale wyraźnie zaznacza się w tych homiliach wątek patriotyczny. Czuje się troskę Tischnera o kształt polskich przemian. Dlatego na ambonie przekonuje, że posłannictwem Kościoła jest służbą dla dobra człowieka, także dla dobra Polski. W prosty, przekonujący sposób pokazuje, że nauczanie Kościoła pomaga ludziom „poszerzyć serce” i „poszerzyć rozum”. W jednym z kazań nawiązuje do popularnego hasła „Kościół miesza się do polityki”. Tak odpowiada: „Kościół nie ma władzy nad ludźmi, którzy się nie chcą Kościołowi poddać… Do wiary nie można nikogo zmusić. Kościół ma zatem władzę, ale władza ta nie opiera się na przemocy. Narzędziem tej władzy jest nauczanie. Kościół naucza. Ale wiadomo przecież , jak to jest: nauczyć można tylko tego, kto się chce nauczyć”.
Przyszliśmy tutaj z chorymi duszami
Prawdą jest, że każdy ksiądz całe życie głosi jedno kazanie. W tych tekstach przewijają się tematy bliskie Tischnerowi – filozofowi: wolność i dobro. Głosi to, co nosi w swoim sercu. Nigdy jednak nie myli ambony z katedrą uniwersytecką. To świadectwo pokornego mędrca, dla którego najważniejszą filozofią życia jest Dobra Nowina o Chrystusie. Czytając te homilie, doznawałem momentami zachwytu. W homilii na święto Podwyższenia Krzyża Tischner spogląda na trzy krzyże, które stały na Golgocie: krzyż buntownika, krzyż człowieka, który prosi o przebaczenie, i krzyż Chrystusa, z którego płynie nadzieja. A potem przekonuje, że „każdy z nas ma w swojej duszy te trzy krzyże”. I puenta: „Niesiesz krzyż. Zapytaj, z kim go niesiesz? Z łotrem zbuntowanym? Ze złoczyńcą nawróconym? Czy z Jezusem Chrystusem?”.
W kazaniu na Pasterkę z 1984 r. Tischner powiada: „Przyszliśmy tutaj z chorymi duszami. Z duszami postrzępionymi podejrzliwością, wzajemnym oskarżeniem, postawą odwetu. Przyszliśmy tutaj z polskiej bez-nadziei. Ale nie powinniśmy tacy wyjść. Trzeba, żebyśmy wyszli inni, odrodzeni, ze zdrowymi duszami. Z duszami odnowionymi, ze światłem Bożym w sercu, z Bożą potęgą w duszy. Trzeba, abyśmy w ten polski kraj wnieśli Tego, który chce być między nami. A będzie o tyle, o ile Go wybierzemy. A jeśli Go nie wybierzemy, nie będzie”. Słowo Boże głoszone przez ks. Tischnera pomaga w leczeniu polskiej beznadziei. Żal, że nie ma już wśród nas Księdza Profesora, co gadał po ludzku o Bożych sprawach. Dobrze, że zostały jego słowa.
Ks. Tomasz Jaklewicz
Źródło: „Gość Niedzielny” nr 19/2009. Tytuł oryginalny: Starosądecki kaznodzieja.