„Pytanie: »jak naprawdę jest?« to ogromne ryzyko, bo w sztuce można znaleźć pociechę, można znaleźć pociechę w religii; natomiast jeżeli się powie »prawda mimo wszystko«, wtedy człowiek ryzykuje, że żadnej pociechy nie znajdzie”, mówił na wykładach ks. Józef Tischner.

 

Poniżej publikujemy trzy fragmenty z jego pism. Pierwszy pochodzi w wykładu wygłoszonego do studentek i studentów Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie 16 maja 1983 r., drugi z wywiadu udzielonego młodym pracownikom KUL-u dla potrzeb książki „Rozmowy o filozofii”, a trzeci z pogadanki radiowej z cyklu „Wędrówki w krainę filozofów”.

 

Wyobraźmy sobie sytuację jaskini platońskiej (…). Żyjemy w świecie takim, jakim on jest, i wydaje się nam, że jest to świat prawdziwy, ale Platon pokazuje, iż jest to tylko złudzenie, bo prawdziwe są jedynie kajdany, kajdany nie są złudzeniem – i mamy trzy możliwości wedle tych trzech idei: możemy się skupić na pięknie cieni, które się wokół nas pojawiają; można oglądać świat tak, jak się ogląda film i widzieć jego piękno. Wtedy nie troszczymy się o to, czy to jest prawda, czy nie; przeżywamy dramat zafascynowani tym, co nas otacza. Możemy postąpić inaczej i w tej sytuacji pomyśleć sobie tak: piękno i prawda nie są najważniejsze, bo najważniejsze jest to, co jest napisane u jezuitów: „ratuj duszę swoją”. Innymi słowy, „ratuj” znaczy tyle, co „wejdź w religię” i nie pytaj o to, czy prawdziwa, czy nieprawdziwa; rób zakład pascalowski i idź w religię, która może cię uratować. Nic nie daje gwarancji, że religia uratuje człowieka, ale ostatecznie innej drogi nie ma, więc należy się ratować. (…)

Nagle przychodzi ktoś i pyta: jak to naprawdę jest? I w ten sposób rodzi się filozof. Przynajmniej tak zrodził się Platon i cała grecka filozofia. Pytanie „jak to naprawdę jest?” jest pytaniem obrazoburczym, bo ono „uderza w policzek” nie tylko artystę, ale uderza także tego, który chciał iść drogą religijnego zbawienia. Ja chcę wiedzieć jak naprawdę jest, czyli inaczej mówiąc, ja ryzykuję coś takiego, że pozbędę się pięknych złudzeń, nie zyskując nic za to. Jest to ogromne ryzyko, bo w sztuce można znaleźć pociechę, można znaleźć pociechę w religii; natomiast jeżeli się powie „prawda mimo wszystko”, wtedy człowiek ryzykuje, że żadnej pociechy nie znajdzie.

Powstaje pytanie: jakie racje przemawiają za takim wyborem? Jakie racje przemawiają za tym, żeby w życiu postawić na prawdę? Może ja upraszczam sprawę, ale przecież na początku europejskiej i greckiej cywilizacji właśnie w ten sposób pewna nieliczna garstka ludzi postawiła sprawę i stąd się wzięła filozofia wraz z nauką. Nietzsche także miał ten problem i pytał: dlaczego szukamy prawdy, a nie raczej nieprawdy? Dlaczego wolimy prawdę od nieprawdy? Pierwszym, który dał odpowiedź na to pytanie – według mnie – był Lévinas. Napisał on zaledwie kilka zdań na ten temat, ale te zdania dowodzą, że czuł dramat. Jego odpowiedź polega na tym, że nie daje żadnej odpowiedzi, to znaczy że nie ma odpowiedzi na pytanie: „dlaczego?”.

W tym wyborze jest zarazem racja tego wyboru i akt tego wyboru; ten wybór prawdy jest wyborem wedle pragnienia nieskończonego. Poszukiwanie prawdy nie zaspokaja w nas żadnej potrzeby, nie ma w nas potrzeby prawdy. Jest w nas pragnienie prawdy, ale prawda nie jest jedną z naszych potrzeb. Lévinas umieszcza pragnienie prawdy (…) na płaszczyźnie skierowania ku temu, co nieskończone. Gdyby nie było w nas pragnienia nieskończonego, w ogóle nie bylibyśmy nastawieni na szukanie prawdy („Współczesna filozofia ludzkiego dramatu”, Kraków 2012, s. 251-252).

 

Można – według mnie – rozważać problem prawdy jakby z dwóch perspektyw. W jednej z nich prawda jawi się jako właściwość sądu – i najczęściej o nią właśnie chodzi. W drugiej jednak przeciwieństwem prawdy jest nie fałsz, lecz kłamstwo. Punktem wyjścia staje się tu zatem złośliwy geniusz Kartezjusza – zakładamy, że jesteśmy okłamywani, że żyjemy w świecie kłamstwa. Cały proces osiągania prawdy polega tu na walce z kłamstwem. Kłamstwo jest przecież źródłem wielu iluzji. Wyobraźmy sobie epokę, w której żył Kartezjusz, epokę podziału chrześcijaństwa, wojen religijnych, lub też zwróćmy się ku naszym czasom, ku epoce propagandy i ideologii. Przychodząc na ten świat, wkraczamy od razu w iluzję, w kłamstwo. Aby uwolnić się z sytuacji kłamstwa, nie wystarczy powiedzieć: 2 + 3 = 5. Potrzeba zupełnie innej metody, należy mianowicie znaleźć jakąś wysepkę, na której kłamstwo nie ma nade mną władzy. Dla Kartezjusza taką wysepką jest „cogito ergo sum”. Według mnie zatem, problem prawdy (…) to problem sposobu bycia, sposobu życia („Uprawiam filozofię dobra”, w: „Rozmowy o filozofii”, Lublin 1996).

 

Zwróćmy uwagę na różnicę między dwoma przypadkami: mówimy „chcę” i mówimy „chce mi się”. Człowiekowi często „czegoś się chce”. Chce mi się spać, chce mi się jeść, chce mi się wyjść na spacer. Poprzez sytuację, w której „coś mi się chce”, widzę głębiej tajemnicę mej uczuciowości, a nawet wręcz pożądliwości. Na tym polega strumień życia, w który jestem zanurzony, że ciągle „coś mi się chce”. Nie „człowiek chce”, ale właśnie „się chce”. Zauważmy jednak, że to „się” ma pewne granice. Są pewne wartości, których trzeba chcieć radykalnie (…). Na przykład – prawdomówność. Nie mówimy: chce mi się być prawdomównym, lecz mówimy: chcę być prawdomówny. Podobnie ze sprawiedliwością, z wiernością, z odpowiedzialnością. I tak też jest w przypadku wiary w Boga. Nie można powiedzieć: chce mi się Boga, tak jak można powiedzieć: chce mi się spać czy jeść. Nie ma w człowieku żadnego takiego pragnienia czy takiej potrzeby, której „chciałoby się” Boga. Boga można albo chcieć, albo nie chcieć. J a  chcę albo  j a  nie chcę. Bezosobowe „się” nie wchodzi tu w rachubę („Wędrówki w krainę filozofów”, Kraków 2008, s. 89-90).

 

Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.