„Człowiek wie, że nie jest równy Bogu, ale wie też, że ta nierówność nie oznacza poddaństwa. Człowiek jest wolny, a jednocześnie – związany wiarą niczym umową, w której należy dotrzymywać słowa”. Publikujemy pierwszą część artykułu poświęconego religijności góralskiej w ujęciu ks. Józefa Tischnera.

 

Artykuł zatytułowany „>>Świat bez nas by sie zastoł…<<. Ks. Józef Tischner o wierze góralskiej” ukazał się przed laty na łamach miesięcznika „Znak”. Jego autorem jest Wojciech Bonowicz. W wakacyjnych miesiącach, kiedy Podhale wypełnia się turystami, a tłumy ludzi odwiedzają podhalańskie sanktuaria czy wędrują do kaplicy na Turbaczu, przypominamy, na jakie cechy góralskiej religijności wskazywał w swoich pismach ks. Tischner. Dziś pierwsza część artykułu.

 

Kazimierz Przerwa-Tetmajer w tomie „Na Skalnym Podhalu” opowiada historię górala, Józefa Smasia z Olczy, który pojechał się wyspowiadać do ludźmierskiego sanktuarium. Smaś był zbójnikiem, „nie z potrzeby, ale z ochoty”, ponieważ jednak rabował po drugiej stronie Tatr, a zdobyte pieniądze rozdawał, był przez ludzi szanowany. Kłuło ich w oczy tylko jedno: że „tak mu się wiedło, jakby mu Pan Bóg umyślnie błogosławił, a on nigdy może nawet w kościele nie był, chyba wtedy, kie go kścili”. Na to jednak Smaś miał swoje wytłumaczenie. „Ja ta nie widzem – mówił – coby sie Pan Bóg do mnie wrazoł, cos ja sie Mu ta bedem popod ręce plątał? (…) Ja ta ku temu, co ku mnie nie idzie, nie wartki”.

Zdarzyło się jednak, że zmogła Smasia choroba. A że ani sadło niedźwiedzie, ani okadzanie i zaczynianie nic mu nie pomogły, baby namówiły go, żeby pojechał się „wysłuchać”. W oznaczonym dniu przed chałupę zajechał wóz… z muzykantami. Smaś pięknie się ubrał, masłem włosy wysmarował, za pas wsunął dwa noże i dwa pistolety, wziął do ręki ciupagę – i pojechał. Zdziwonym babom tłumaczył, że skoro ma stanąć przed największym panem, musi godnie wyglądać. „A ze to sie mamy jednać, to muzyke bierem, coby wiedział, ze nie załujem na te zgode i zapłacem. A niegze i to wie, ze kie On gazda na niebie, to ja ta tés niezgorsy na swoim, w Olcy”.

Spowiedź Smasia była krótka i konkretna. Grzechów nie było wiele, co rusz zresztą okazywało się, że kolejny grzech obraca się penitentowi w cnotę: „Kraść-ek krad, alejek wse hudobnym dał z rabunku. (…) Bić-ek bił, alek sie nigda na słabego nie zruwał. (…) Pić-ek pił, ale to s tego skody nijakiej nie bywało, ba jesce karcmarz zarobiéł. Zabić cłowieka, to jek zabił, ale przez potrzeby nié, ba końcem trza béło, bo sie to do bitki brało, a tu, sami dobrze wiécie, zbójnik ni ma wielo casu przy rabunku”. Po tym wyznaniu, wysłuchawszy księżowskiej nauki, Józef Smaś otrzymał rozgrzeszenie. Obiecał, że jeśli Bóg wróci mu zdrowie, on porzuci zbójowanie.

***

Ks. Józef Tischner uważał, że w opowiadaniu o spowiedzi Józefa Smasia udało się Tetmajerowi genialnie uchwycić kilka istotnych cech góralskiej pobożności. Zobrazowane w nim zostało przede wszystkim silne poczucie godności, które budzi się w duszy górala, kiedy ten staje wobec Boga. To przebudzenie ma swoje konsekwencje. Po pierwsze, Boga nie prosi się o to, co człowiek może sam zrobić, nie zaprząta Mu się głowy powszednimi sprawami. Po drugie, jeśli miało się odwagę grzeszyć, trzeba mieć odwagę do grzechu się przyznać. Odwaga ta objawia się jednak nie tylko w wyznaniu win i nieukrywaniu niczego, ale też w pokazaniu, co jest miarą grzechu. A jest nią – dobra wola człowieka. Po trzecie, istotną rolę w całej sprawie odgrywa strój: ubranie – eleganckie, nawet z pewną przesadą – a z nim wszystkie inne zewnętrzne formy wyrażają wewnętrzne „nastrojenie” człowieka. Wiadomo, kto jest kim w takim spotkaniu: człowiek ani siebie nie wywyższa, ani też nie poniża. Wobec Boga jest sobą, a zewnętrzne formy mają mu pomóc to ujawnić. I wreszcie, po czwarte, relacjami człowieka z Bogiem rządzi zasada sprawiedliwości. Człowiek wie, że nie jest równy Bogu, ale wie też, że ta nierówność nie oznacza poddaństwa. Człowiek jest wolny, a jednocześnie – związany wiarą niczym umową, w której należy dotrzymywać słowa.

Tischner nie lekceważył bynajmniej przebłagalnego wymiaru wiary góralskiej. Interpretował go jednak nie jako przejaw bezrozumnego strachu, ale jako wyraz zaufania i rozumnego zadośćuczynienia. „Wiara w bliskość Boga jest tu bardzo silna”, mówił o Podhalu w wywiadzie udzielonym w 1998 roku redaktorom miesięcznika „Znak” . „I jest to wiara zakorzeniona w dosłownym rozumieniu Biblii. Gniew Boga nie jest metaforą. Tego gniewu trzeba się bać. Z drugiej strony włos z głowy nie spada bez woli Bożej, dlatego zbójnicy, gdy uciekali z łupem, a pościg się zbliżał, śpiewali: >>Boze nas, Boze nas, nie opuscaj-ze nas, bo jak nas opuścis, to już będzie po nas<<… W tej pieśni jest jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla religijności podhalańskiej: poczucie godności, świadomość jakiejś wyjątkowości; no, jesteśmy dranie, ale świat bez nas by się zastoł…”

Refleksja nad religijnością ludzi Podhala – więc i poniekąd nad własną religijnością, nad tym, co ją uformowało – pojawiła się w twórczości Tischnera bardzo wcześnie. W 1966 roku, w grudniowym numerze miesięcznika „Znak”, ukazał się napisany przez niego i jego przyjaciela Stanisława Grygiela „Szkic o religijności wsi współczesnej”. Tekst ten pojawił się w momencie szczególnym, kiedy w środowiskach katolickiej inteligencji dyskutowało się na ogół o niedostatkach pobożności ludowej, na którą w swym programie duszpasterskim stawiał prymas Wyszyński. Młodzi autorzy (Grygiel miał wtedy 32, Tischner 35 lat) patrzyli na ten problem z nieco innej perspektywy. Obaj pochodzili ze wsi, mimo zdobytego wykształcenia nigdy swoich związków z nią nie zerwali, przeciwnie: mieli świadomość, że zawdzięczają jej bardzo wiele, także – a może nawet przede wszystkim – w  dziedzinie wiary. Dostrzegając ogromną wartość teologicznej i filozoficznej refleksji nad religią, cenili sobie równocześnie świat mocnych i głębokich doświadczeń, w którym ukształtowała się ich własna religijność. Po latach Tischner powie: czytając Heideggera, „myślałem sobie, że przecież mam te doświadczenia, o których on pisze, na wyciągnięcie ręki. Nie muszę się ich właściwie uczyć od Heideggera, bo noszę je w sobie w stanie o wiele czystszym” . „Religijność wsi uformowała cały świat moich doświadczeń”, doda w innym miejscu .

„Szkic…” był też w pewnym stopniu reakcją na prowadzone w latach sześćdziesiątych badania socjologiczne nad religijnością Polaków, w tym zwłaszcza mieszkańców wsi. Wyłaniał się z nich obraz rzeczywiście niepokojący: wiary płytkiej, nieświadomej tego, co jest jej treścią, w dodatku luźno powiązanej z moralnością. Grygiel i Tischner uważali, że badania socjologiczne wychwytują tylko niektóre aspekty wiejskiej religijności – głównie te „policzalne” – pomijają natomiast to, co modeluje życie wewnętrzne chłopa. W rezultacie powstaje obraz co najmniej skrzywiony: żarliwa i szczera pobożność zostaje przesłonięta przez brak rozeznania w katechizmowych formułach, a jej wymiar „mądrościowy” i głęboki związek z życiem codziennym w ogóle umyka uwadze badaczy. Owszem, mówili autorzy artykułu, na wsi zachodzą procesy „wypłukiwania” tradycyjnej pobożności, ale aby im przeciwdziałać, trzeba najpierw zapytać, jak chłop (góral) rozumie samego siebie i miejsce wiary w swoim życiu.

Grygiel z Tischnerem zwracali uwagę, że chłop zasadniczo widzi siebie takim, jakim mu go odsłania religia. „Od dziecka uczy się patrzeć na siebie oczyma przypowieści ewangelicznych oraz rachunków sumienia”. To religia jest dlań podstawowym źródłem refleksji nad sobą, nad otaczającym światem, nad moralnością. Z niej też czerpie przekonanie o swej niepowtarzalnej wartości. „To prawda, że uczy go ona jego własnej nędzy, co nie jest przyjemne. Ale to prawda też, że uczy go ona jego wielkości. Wpaja mu, że ktoś tak wielki jak Bóg słucha jego modlitwy, że przychodzi pod postacią Chleba w jego duszę, że troszczy się o to samo, o co on się troszczy. Jako ślad pozostaje w jego świadomości poczucie  w ł a s n e j  g o d n o ś c i, a także poczucie  b e z p i e c z e ń s t w a  w świecie”.

Według autorów artykułu „głównym czynnikiem i motywem wiary religijnej chłopa jest argument pragmatyczny”. Chłop wierzy, bo widzi owoce wiary. Nawet jeżeli nieraz nie jest mu z nią wygodnie, jeżeli krępuje ona jego poczynania, nie porzuca jej, bo świadom jest roli, jaką wiara odgrywa w jego życiu. Argumentację pragmatyczną wzmacniają dwa inne elementy: kult tradycji oraz chłopska „filozofia”. Religia jest czymś, co dziedziczy się po przodkach, a zobowiązania wobec nich są silniejsze niż wobec żywych. „Czasowa wspólnota religijna”, piszą autorzy, „jest bardziej doniosła niż przestrzenna: nie mówi się >>wierzę, bo wszyscy obok mnie wierzą<< (…), lecz mówi się: >>wierzę, bo moi przodkowie też wierzyli<<”. Z kolei chłopską „filozofię” przenika silne „wyczucie tajemnicy świata”. Wiara religijna traktowana jest więc jako okazja do otwarcia i poszerzenia własnej świadomości. Z tego samego powodu zjawisko niewiary jest dla chłopa niezrozumiałe „i bardzo często kojarzy się z jakąś postacią zacieśnienia”.

 

Autorem zdjęcia jest Jan Młynarczyk.