„Nad jego biurkiem paliła się lampka wewnętrznej prawości”. W 20. rocznicę śmierci Jerzego Turowicza publikujemy krótki tekst ks. Józefa Tischnera, którym żegnał wieloletniego redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”.

 

Widzę dzieło Jerzego Turowicza jako owocowanie trzech kluczowych wyborów, podejmowanych w sytuacjach pełnych niepewności i napięć. Wybory te oznaczały zamknięcie czasu wahań, ale nie koniec czasu poszukiwań. Były wyrazem doświadczenia jakiejś prawdy – prawdy, która wyzwala, i wolności, która potwierdza. Tak było i tak pozostanie: Jerzy Turowicz – wolność w prawdzie.

Wybór pierwszy zapadł tuż po wojnie. Wiązał się z powstaniem „Tygodnika Powszechnego”. Dużo o tym pisano i dużo pisać trzeba. Z punktu widzenia polskiej religijności wybór ten oznaczał związanie wiary z kulturą. Otwarcie religii na kulturę – to niby było zawsze, a jednak nie zawsze. Zawsze było aktualne pytanie, czy kultura ma być częścią religii, czy religia częścią kultury. Myślę, że w polskiej religijności przeważała tendencja, iż kultura – owszem, tak, ale jako część religii, niejako w jej ramach. Wybór „Tygodnika” poszedł dalej: gdziekolwiek żyje kultura, tam żyje również religia. Ów wybór miał wiele następstw. Najpierw przyczynił się do pewnego „odpolitycznienia” postaw religijnych, które po wojnie były szczególnie wyraźne. Po wtóre, otwarł łamy katolickiego pisma dla ludzi polskiej kultury, często niezależnie od deklarowanej konfesji. Niemal wszyscy „wielcy” polskiej kultury, literatury, sztuki, nauki przechodzili przez łamy tego pisma. Gdy po wielu latach Jan Paweł II, goszcząc w UNESCO, mówił, że jest „synem narodu”, który zachował swą tożsamość dzięki kulturze, to Turowicz i jego dzieło już wówczas mogli służyć jako ilustracja tej prawdy.

Wybór drugi łączył się z Soborem. Idea reformy Kościoła nie spadła z nieba. Kiełkowała również w polskim Kościele. Można by długo wymieniać jej zwiastunów. W „Tygodniku” trafiła na szczególnie podatny grunt. Wydawałoby się, że sprawa jest oczywista. Czy można być przeciw Soborowi? Wiemy jednak, że oczywista nie była. Najpierw należało zrozumieć Sobór. Co właściwie się stało? Większość z nas, młodych wówczas duchownych, miała o tym zaledwie blade pojęcie. Następnie trzeba było aplikować Sobór. Chodziliśmy jak we mgle. Jedynie liturgiści mieli jakie takie pole do popisu. Jerzy Turowicz wiedział, czym jest Sobór. On stał się jego życiowym wyzwaniem. Wybór Soboru był najważniejszym wyborem, który określił sens Turowiczowej wiary i wolności.

I wreszcie wybór trzeci, wokół którego wciąż istnieje wiele nieporozumień. Miał on rzekomo sprawić, że „Tygodnik” przestał być pismem „wszystkich katolików”, a stał się „organem” jednego ugrupowania. Nieporozumień jest rzeczywiście wiele. „Nieszczęsny dar wolności” otwarł przed polskimi katolikami drogę do władzy. W czasie wyścigów ludzie potracili poczucie zdrowego rozsądku. Tymczasem sens tego wyboru był prosty: oznaczał zdecydowane postawienie na nurt reform (Mazowiecki – Balcerowicz) oraz odejście od idei chrześcijańskiej demokracji. Wielu oczekiwało, że „Tygodnik” stanie się ośrodkiem tworzenia polskiej chadecji. Wielu oczekiwało mocnych deklaracji antyliberalnych i „socjalistycznej” krytyki Balcerowicza. Nie doczekali się. Jestem głęboko przekonany, że także wtedy Turowicz miał rację: takie poparcie dla reform było konieczne i nie oznaczało zdrady wspólnoty wierzących. Oznaczało otwarcie horyzontu zaangażowania i określenie jeszcze głębszej odpowiedzialności.

Podziwiam Turowicza. Miał w sobie jakiś przedziwny „zmysł nieomylności”. Może czasem Turowicz nie miał racji, ale przeważnie to ją jednak miał. Doprawdy, nie umiem dziś wskazać przypadku, by Turowicz nie miał racji… A przecież każda z kluczowych decyzji uwikłana była w sieć tysięcznych zależności. Były sprawy, byli ludzie, były ciemne noce i mgliste poranki. Tym jednak, co było zawsze i było niezmienne, to – prawość. Nad biurkiem Jerzego paliła się lampka wewnętrznej prawości. Była i pozostanie znakiem wolności w prawdzie.

 

Powyższy tekst, zatytułowany „Wolność w prawdzie”, ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” (nr 6/1999), a następnie został przedrukowany w „Alfabecie Tischnera” w haśle „Turowicz”.