„Polskość jest dla jednych przywilejem, dla innych garbem. Nasze dusze żyją w środku takich napięć”, napisał pod koniec życia ks. Józef Tischner. Publikujemy fragment książki „Nadzieja mimo wszystko”.

 

W 1999 r. ks. Józef Tischner został poproszony o napisanie wstępu do albumu Mirosława Wiśniewskiego Polska – dziedzictwo wieków. Tischner przysłał tekst, który jest refleksją o pojęciu „ojczyzny” i o tym, jakie treści i emocje gromadzą się wokół tego pojęcia. Oprócz autora „Etyki solidarności” artykuły do wspomnianego albumu nadesłali pisarz Kazimierz Orłoś i historyk Henryk Samsonowicz. Album ukazał się w 2000 r. nakładem Oficyny Wydawniczej Youmar.

Obszerny fragment wstępu napisanego przez ks. Tischnera został przedrukowany w najnowszym zbiorze jego tekstów – książce „Nadzieja mimo wszystko”, która właśnie trafiła do księgarń. Zachęcamy, by w Święto Niepodległości pochylić się nad słowami Tischnera.

 

W przestrzeni, którą zakreśla swym znaczeniem słowo „Polska-ojczyzna”, nic nie jest dogmatem, lecz wszystko ruchomym zestawem wartości, które mogą się zmieniać, a nawet zupełnie znikać. Ale też nie ma konieczności Polski-ojczyzny. Był czas, kiedy Polski nie było. Można sobie doskonale wyobrazić czas, kiedy Polski nie będzie. Polska nie otrzymała obietnicy, że „bramy piekielne jej nie zwyciężą”. Skoro tak, to znaczy, że ojczyzna-Polska nie jest wytworem jakiejś dziejowej konieczności, lecz dziełem wolności. Wyczuwali to i wyczuwają ci wszyscy, którzy mówią o „wynarodowieniu”. Tak, wynarodowienie nie jest niemożliwe. Może się zdarzyć, że nikt nie zechce wybrać polskości. Póki co jednak wciąż wybiera się polskość, wciąż się ją uznaje za swoją własność, wciąż znajdują się tacy, którzy się do niej przyznają. Dzięki takim wyborom Polska trwa. Wyczuwalna, choć trudna do nazywania, staje się również oś, wokół której obracają się wartości kolorowane polskością. Jak się to dzieje, że ludzie wybierają coś, czego wybrać nie muszą? Do czego się przyznają, gdy przyznają się do Polski? Dlaczego umierają za Polskę?

Trzeba przypomnieć: najpierw jest jakaś przestrzeń, jakiś krajobraz, w którym czujemy się u siebie. Kępa kwitnących w zbożu maków… Dworek bielejący wśród zieleni… Stare malowidła na ścianach drewnianego kościółka… Kobiety ze świętymi obrazami na procesji… Tatrzański szczyt, a w dole milczące stawy… Łódź rybacka nad brzegiem morza… Królewski zamek….. Drewniana chata wśród zieleni, zdobiona kwiatami malw… Oto nasze „u siebie”. Każdy ma swoje własne, każde jest trochę inne, ale w końcu jakoś podobne. To „nasza ziemia”, to „swojska ziemia”. W tę ziemię wsiąka nasz pot, nasza krew. Pod drzewami drzemią polskie anioły, na rozstajach dróg straszą polskie diabły. Ziemia nam darowana, ziemia przez nas tracona, ziemia odzyskiwana. Jej tajemnicza siła potrafi budzić tęsknotę i wiązać wolność. Ale nie zniewala. Zawsze można porzucić, wyrzec się… Ziemia ta zdaje się mówić: „Jesteś ze mnie jestem dla ciebie, ale nie muszę być twoja”.

Oprócz przestrzeni jest czas, który jest „naszym czasem”. Czas to przeszłość, teraźniejszość, przyszłość. Wciąż dokonujemy wyborów w czasie. Na tym polega znaczenie teraźniejszości, że w niej wybieramy przeszłość – zawsze tak jakoś pod kątem nadziei na mniej lub bardziej określoną przyszłość. Jedne dzieła kontynuujemy, o innych zapominamy. Jesteśmy wierni i niewierni zarazem. Dokonujemy tego we wspólnocie z innymi, przede wszystkim we wspólnocie mowy i dzięki wspólnocie mowy. A przez „mowę” należy rozumieć nie tylko zapisane lub wypowiedziane słowo, lecz to wszystko, co dzięki „znaczeniu” ma moc „przemawiania” do nas – od przydrożnego krzyża, ruin zamku, pomnika po zeszyt w kratkę i bibliotekę. Mowa ta jest pełna napięć. Opowiada o wielkości i nędzy mieszkańców tej ziemi. Głosi pochwałę bohaterów i potępienie zdrajców. Ale czy zawsze potrafi przeprowadzić wyraźną granicę między jednym a drugim? Czy nieomylnie wskaże, co było mądre, a co głupie? Nic w tej mowie nie jest dogmatem. Nad każdym osądem wisi znak zapytania. Mowa polska jest pełna napięć między dwiema skrajnościami: obsesją polskości i wyrzeczeniem się polskości. Polskość jako geniusz, jako świętość… Polskość jako głupota, jako podłość… Polskość jako przerost patriotyzmu i jako skarlenie człowieczeństwa… Polskość – dla jednych przywilejem, dla innych garbem. Nasze dusze żyją w środku takich napięć. Wybieramy między starymi znakami zapytania. Stawiamy nowe znaki. I to także jest pole wolności. Wybierać i być wybieranym wśród napięć, które wyczuwa się nawet bez słów. Historia mówi: „Jesteś ze mnie, ja jestem dla ciebie, ale nie muszę być twoja”.

Romantycy znaleźli słowo, które stało się dla nich wskazówką Polski-ojczyzny: „moralne zjednoczenie”. Norwid powiada: „Bo ojczyzna, ziomkowie, to jest moralne zjednoczenie”. To bardzo mocne sformułowanie. Jeśli „moralne zjednoczenie”, to znaczy, że u podłoża ojczyzny znajduje się wybór, a u podłoża wyboru wolność. Zaś owocem wolności i wyboru – wierność. Ziemia, po której stąpamy, czas, który jest naszym czasem, nawet naród, z którego się wywodzimy – to wszystko jest darem natury i nie stanowi jeszcze ojczyzny. To dopiero materiał na ojczyznę. Ojczyzna powstaje z wyboru. Dzięki wyborowi to, co „moje”, staje się „naprawdę moje”. To, co naprawdę moje, jest moją wiernością. Wierność buduje się z pamięci o przeszłości i z wiary w przyszłość. Jest przekonaniem, że wartości, które przeszły już próbę czasu, mają prawo być. Wartością taką jest Polska-ojczyzna.

Ojczyzna jest wewnętrznym wymiarem ducha. Wyłania się z wolności, z codziennych nieprzymuszonych wyborów. Wybory ojczyzny dokonują się jakby w ukryciu, w tle konkretnych decyzji życiowych, bez rozgłosu. Dają o sobie znać świadomością „moralnego zjednoczenia”. Czujemy ból, gdy widzimy podłość rodaków… Czujemy radość i rozpiera nas duma, gdy widzimy ich wielkość… Oto nasze „my”.

 

Pełny tekst rozdziału zatytułowanego „Wybór ojczyzny” można przeczytać w książce ks. Józefa Tischnera „Nadzieja mimo wszystko”. Książkę można zamówić tutaj. Po wpisaniu kodu „nadziejamimowszystko” można tam obecnie otrzymać 37-procentowy rabat.