„Zazwyczaj jest tak, że to, co potrafimy zrozumieć, potrafimy także wcielić w życie; ale z miłością inaczej – tutaj więcej czujemy, niż potrafimy wcielić w życie”, napisał w ostatnim opublikowanym tekście ks. Józef Tischner. Jego refleksja, spisana w 1999 roku po pielgrzymce Jana Pawła II do Polski, dotyczyła miłości i cierpienia.

 

Tekst został opublikowany pod koniec 1999 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. My jednak przypominamy go teraz – w rocznicę zamachu na papieża, ale też ze względu na szczególny czas, jaki przeżywamy, i dyskusje, jakie mu towarzyszą.

 

Podczas ostatniej pielgrzymki Ojca Świętego do Ojczyzny zostaliśmy zaproszeni do namysłu nad naturą miłości, albowiem „Bóg jest miłością”. Trzymamy więc w ręce Ewangelię i zastanawiamy się, co to znaczy, że jest miłością. Sądząc po mizernych owocach owych rozmyślań, wygląda, że to niełatwe zadanie. Raz po raz myśl nasza znajduje się na bocznicy.

Zazwyczaj jest tak, że to, co potrafimy zrozumieć, potrafimy także wcielić w życie; ale z miłością inaczej – tutaj więcej czujemy, niż potrafimy wcielić w życie. Istnieje jednak przykazanie miłości. Oznacza to, że miłość może być przedmiotem nakazu lub zakazu. Błądzi, kto twierdzi, że miłość jest jego prywatnym absolutem, ponad który wznieść się już nie można. Miłość poddaje się perswazji, a to znaczy, że ulega siłom, które leżą głębiej niż ona. W każdym razie wydaje się, że są takie siły – leżące gdzieś głębiej niż ona.

Czy jednak nie jest prawdą również coś przeciwnego: miłości nie da się wyperswadować? Kogo raz do pługa zaprzęgła, ten ją pociągnie przez całe życie. Ale oto jeszcze jeden paradoks miłości: miłość daje się mierzyć. Kochaj Boga nade wszystko, a bliźniego jak siebie samego. Czy tak? Czyżby w miłości kryła się miara sprawiedliwości? Czy jednak w przypuszczeniach naszych nie idziemy za daleko? Czy przyrównana do sprawiedliwości miłość nie staje się wartością przeliczalną, mniej lub bardziej opłacalną?

Tak czy owak, na podstawie tego, co powiedzieliśmy, jedno wydaje się pewne: miłości możemy się uczyć. Z tą nadzieją otwarliśmy Ewangelię. Właściwością istotną miłości jest jej zwrotność, czyli refleksyjność. We wnętrzu konkretnej, tu i teraz przeżywanej miłości żyje miłość do miłości – do tej miłości, którą miłość ta właśnie jest. Miłość chce być miłością coraz bardziej i bardziej. Miłość sama nosi w sobie swoją miarę. Istotą miłości jest to, że chce być coraz bardziej miłością. Miłość wciąż polepsza samą siebie.

Kiedy miłość polepsza samą siebie? Czy wtedy gdy potrafi ponieść coraz więcej ofiar dla siebie? Wytrzymać większy krzyż? Stać się miłością Hioba? Modlitwą na gnoju istnienia?

To wielkie nieporozumienie. Już Norwid przed nim przestrzegał, gdy mówił o prawdziwym postępie miłości. Postęp prawdziwy miłości nie polega na tym, żeby było więcej krzyża, ale na tym, żeby było więcej mądrości. „Cała tajemnica postępu ludzkości zależy na tym, aby coraz więcej stanowczo, przez wcielanie dobra i rozjaśnianie prawd, broń największa, jedyna, ostateczna, to jest męczeństwo, uniepotrzebniało się na ziemi” (C. Norwid, „Promethidion. Epilog, VII”).

Do prawdy dochodzi się rozmaitymi drogami. Przyznajmy, że są takie prawdy, do których dochodzi się również poprzez męczeństwo. Jedną z takich prawd jest prawda, że cierpiąc, cierpimy z Chrystusem. Nie żyjemy dla siebie i nie umieramy dla siebie. Czy żyjemy, czy umieramy, należymy do Boga (święty Paweł). Dzięki temu odkryciu możemy mieć udział w Boskiej godności cierpienia. Niemniej nie cierpienie jest tutaj ważne. Nie ono dźwiga. Wręcz przeciwnie, cierpienie zawsze niszczy. Tym, co dźwiga, podnosi i wznosi ku górze, jest miłość.

Boże Narodzenie to narodzenie nowego początku. Pewnie, że była wtedy samotność, była stajenka i zapowiedź jeszcze większego krzyża. Tym, co jednak zostało wtedy zapoczątkowane, było uwolnienie od krzyża – było wielkie zwycięstwo życia nad śmiercią. Patrząc w betlejemską stajenkę, stajemy wobec pytania: co począć, by także nasz czas stał się czasem wolnym od potrzeby męczeństwa? Zginamy kolana przed ofiarą męczenników, ale zrobimy wszystko, by nowe tysiąclecie nie było już tysiącem lat nowych męczeństw, lecz stało się tysiącleciem wcielających dobro i rozjaśniających prawdę wyznawców.

 

Tekst został przedrukowany w książkach „Miłość nas rozumie” oraz „Idąc przez puste Błonia”.

 

Autorem zdjęcia jest Adam Walanus.