„Tischner stawiał przed oczyma pewien ideał i z tym ideałem nas, słuchaczy i czytelników, zostawiał. Ale zostawiał w taki sposób, że wiadomo było, o co chodzi: trzeba się do tego ideału przymierzyć”, pisze w świątecznym „Tygodniku Powszechnym” Wojciech Bonowicz.
Jego felieton nosi tytuł „Dziennikarze i zbójnicy” i nawiązuje do wydanej niedawno książki „Mądrość ludzi gór”. Poniżej publikujemy go w całości. Zachęcamy jednocześnie do sięgnięcia po cały numer „Tygodnika” (nr 51-52/2019), w którym można znaleźć m.in. interesującą polemikę Jana Woleńskiego („Co by było, gdyby Bóg istniał”) z ks. Adamem Bonieckim („Co by było, gdyby nie istniał?”), relację z wigilii u rodziny Trebuniów-Tutków, a także opowieści wigilijne Marka Bieńczyka i Pawła Sołtysa.
„Kiedy widzę głupotę w Krakowie – uznaję to za normalne, ale kiedy widzę głupotę na Podhalu – to jest to dla mnie anormalne. I to mnie bardzo mierzi!”
To nie są moje słowa. To są słowa ks. Józefa Tischnera, wiele lat temu wypowiedziane w wywiadzie udzielonym „Tygodnikowi Podhalańskiemu”. Słowa dość, powiedzmy, zastanawiające, no bo jak to – w Krakowie nie mierzi, a wśród górali mierzi? Żeby je dobrze zrozumieć, trzeba sobie przypomnieć, jak wyglądała pedagogika wedle Tischnera. Mianowicie: tych najbliższych, najważniejszych krytykowało się przez… chwalenie. Tischner stawiał przed oczyma pewien ideał – czy to górala, czy członka „Solidarności”, czy jakiś inny – i z tym ideałem nas, słuchaczy i czytelników, zostawiał. Ale zostawiał w taki sposób, że wiadomo było, o co chodzi: trzeba się do tego ideału przymierzyć. Ideał nie był po to, aby wbijać w dumę, tylko przeciwnie: był po to, żeby się człowiek zastanowił, gdzie właściwie jest. Czy to, do czego dąży, mieści się w obrębie ideału? Czy ten ideał jeszcze go określa, czy może znalazł sobie inny, mniej „idealny”, a bardziej praktyczny, na miarę interesów, jakie ma do załatwienia na tym świecie?
Układałem kilka miesięcy temu antologię podhalańskich tekstów Tischnera; ukazała się niedawno pod tytułem „Mądrość człowieka gór”. Jest tam między innymi sławne w naszym środowisku kazanie, wygłoszone w kościółku w Łopusznej do redaktorów „Tygodnika Powszechnego”. Był styczeń 1994 roku i redaktorzy potrzebowali na chwilę oderwać się od bieżącej pracy i spojrzeć na siebie z dystansu. Któż zresztą tego nie potrzebuje? Mówią, że w tym celu Kościół wymyślił rekolekcje, a specjaliści od zarządzania wymyślili wyjazdy integracyjne. W każdym razie wtedy, w Łopusznej, usiłowano połączyć jedno z drugim. Spróbujmy to sobie wyobrazić: stary, drewniany kościółek nad Dunajcem, z pięknym, średniowiecznym tryptykiem w ołtarzu, wypełnia się dziennikarkami i dziennikarzami „Tygodnika”. Czyli ludźmi z zasady niespokojnymi, co to siedzą tylko wtedy, kiedy piszą lub czytają. Dziennikarze także potrzebują jakiegoś ideału. Jaki ideał podsuwa im Tischner?
Kazanie, zatytułowane „Idzie o honor”, jest z pozoru żartobliwe. Tischner czyta i komentuje fragmenty prozy Tetmajera. Tłumaczy, że zaprosił przyjaciół z „Tygodnika” do Łopusznej, aby zainteresować ich losem kościółka, który wymaga remontu. „Wy nóm nazganiocie trochę dutków, a my Wóm przysporzymy honoru”, mówi. Między tymi żartami snuje się jednak pytanie: kim właściwie ma być dziennikarz w świecie wolności? Tischner podsuwa analogię: dziennikarz dzisiejszy jest jak zbójnik. A zbójnik, owszem, rabuje, ale ma też pewne zasady. Nie porywa się na słabszego, przeciwnie – powinien stanąć w jego obronie. Jest lojalny wobec swoich „towarzisów”, nie opuści ich ani nie ukrzywdzi przy podziale tego, co zdobyte. Zbójnikowi chodzi o zysk, ale też o to, żeby w pogoni za zyskiem nie przestać być człowiekiem. Wreszcie – zbójnik ma swoją dumę, zna swą wartość. Najlepiej widać to wtedy, gdy przychodzi do żalu za grzechy. Zbójnik spowiada się uczciwie: „Zabić to jek zabił, ale bez potrzeby nie…” Dziennikarka czy dziennikarz też niejednemu dopieką, niejednego nawet pogrążą, ale przecież nie dla własnej satysfakcji.
Tak powinno być, taki jest ideał. Teraz trzeba by się do niego przymierzyć. Czy zawsze po stronie słabszego? Czy zawsze lojalnie wobec „towarzisów”? Czy w pogoni za takim czy innym zyskiem, czy raczej za prawdą?
Każde zebranie redakcyjne jest jak narada przed wyruszeniem „na zbój”, zawsze jednak ze świadomością, że nie chodzi o łupy dla samych łupów. W każdym razie tak to zabrzmiało w drewnianym kościółku ćwierć wieku temu. Przy okazji: ciekawy-m, jak też kościelny Mieciu grzeje w tym roku w Łopusznej? Wiadomo, jaka jest zasada: nikt tak nie ogrzeje kościoła, jak sami wierni. No ale czasem przydałoby się nieco podkręcić…
Wesołych Świąt wszystkim życzę! I ciepłych! I zdrowych!
Książkę „Mądrość człowieka gór” można zamówić tutaj.