„Święto Zmartwychwstania jest dla nas propozycją, abyśmy spojrzeli na nasze życie zupełnie inaczej, niż patrzymy na co dzień – jakby od zewnątrz, obejmując je jednym spojrzeniem”, mówił ks. Józef Tischner w Wielkanoc 1991 roku.

 

Kiedy święty Paweł pisze o zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, dodaje, że powstał z martwych „jako pierwszy z ludzi”. Oznacza to, że za Chrystusem pójdą również inni. Dzisiejsze święto Zmartwychwstania jest dla nas wszystkich ważną propozycją. Proponuje ono, abyśmy spojrzeli na nasze życie zupełnie inaczej, niż patrzymy na co dzień. Mamy stanąć jakby poza tym życiem. Mamy popatrzeć na własne życie jakby od zewnątrz, objąć je jednym spojrzeniem. Mamy popatrzeć na siebie jak na pielgrzymów na tej ziemi. Jesteśmy pielgrzymami. W pewnym momencie pielgrzymka nasza się skończy i trzeba będzie z tej pielgrzymki zdać sprawę. Ewangelia mówi, że zakończeniem życia ludzkiego będzie sąd, że w tym dniu sądu ludzie zdadzą rachunek ze swoich uczynków, że rozliczą się z posiadanych talentów, z posiadanych możliwości. Życie ludzkie kończy się sądem, na którym sędzią będzie Chrystus – sumienie całej ludzkości. I to jest bardzo ważne spojrzenie. Bo na ogół wśród codziennych utrapień nie patrzymy na siebie w ten sposób. Jesteśmy pochłonięci troskami, krzątaniną. Mamy ciągle zbyt mało czasu i zbyt wiele spraw do załatwienia.

Zmartwychwstanie, życie wieczne jest rozważane przez rozmaitych ludzi. Ludzie wierzący po prostu wierzą, że tak jest – bo Chrystus objawił. Ale o zmartwychwstaniu mówią także ludzie niewierzący w Chrystusa. I mówią, że ono jest potrzebne. Po co jest potrzebne? Po to, żeby wymierzyć całej ludzkości sprawiedliwość. Żeby źli otrzymali zasłużoną karę, a dobrzy zasłużoną nagrodę. Samo sumienie człowieka domaga się takiego sądu. Kiedy się bowiem popatrzy na świat, na ludzi, widzi się bardzo wiele przypadków życia jakby niedokończonego, przedwcześnie podciętego – i to przez ludzi, z winy ludzi. Na naszej ziemi jest Oświęcim. W Oświęcimiu – miliony ofiar, nie tylko dorosłych, ale i młodych, nawet dzieci. Ci ludzie nie dokończyli swojego życia. Mieli jakieś bogactwa wewnętrzne, mieli swoje sprawy, swoje miłości. Odebrano im życie przedwcześnie. Są liczni męczennicy, więźniowie obozów pracy, umierający podczas wojen, podczas powstań, umierający na zesłaniu. Ile tysięcy ofiar pochłonęła chociażby ostatnia wojna w Iraku! Dzieje się na świecie ogromna niesprawiedliwość. Niesprawiedliwość ta nie przychodzi z nieba. Ona przychodzi od ludzi. To ludzie ludziom zgotowali taki los.

Kiedy myślimy na przykład o powstaniu warszawskim, możemy sobie przypomnieć postać słynnego polskiego poety, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Jeden z największych talentów poetyckich, jakie wydała polska ziemia. Zginął, mając trochę ponad dwadzieścia lat, w pierwszych dniach powstania. Niczego w życiu nie dokończył. Miał narzeczoną, która go kochała, którą on kochał. Tej miłości nie dokończyli. Miał swoje poetyckie natchnienia. Tego także nie dokończył. Chciał odbudować wolną Polskę, Ojczyznę. Tego też nie dokończył. Odszedł jako znakomicie zapowiadający się człowiek, ale niczego w życiu nie mógł dokończyć. A ilu takich było podczas wojen rozmaitych, podczas prześladowań? Ilu takich jest dziś? Nie mogą dokończyć swojego dzieła. Z czyjej winy? Nie z własnej winy, z winy ludzi. Z winy tych, którzy się nienawidzą, którzy budują świat obozów, więzień, prześladowań, czy nawet mały świat domowego piekła. Bo czasem w domu niejednego człowieka można stworzyć piekło – przez pijaństwo, przez złośliwość, przez mściwość, przez zazdrość, nienawiść.

W ten sposób jakby sumienie świata domaga się zmartwychwstania. I chodzi o to, żeby ci wszyscy powstali z martwych i żeby dane im było raz jeszcze dokończyć tego dzieła, które zostało im przerwane. I dlatego nie tylko ci, którzy wierzą w Chrystusa, ale także ci, którzy mają moralne poczucie prawa, którzy wierzą, że światem rządzi jakieś sumienie – także ci ludzie wierzą i uznają zmartwychwstanie. I mówią o tym, że nasze doczesne życie jest tylko wstępem, że ono jest tylko zapowiedzią, że to, co naprawdę ważne, dopiero przyjdzie. Że śmierć to nie jest śmierć, to jest nowe narodzenie. Że tylko widziana z tej strony świata śmierć wygląda tak, jakby była śmiercią. Mówią ci ludzie, że gdyby niemowlęciu przed urodzeniem dano [wybór, czy chce przyjść na ten świat, być może wolałoby się nie urodzić. Dziecko, rodząc się], opuszcza swój świat, swoje ciepło, miejsce, gdzie dziecko ma pokarm, gdzie może bezpiecznie przebywać, przychodzi na świat, nie wie, na jaki, gdzie. Dziecku wydawałoby się zapewne, że umiera, ale naprawdę ono się rodzi. I coś podobnego, twierdzą oni, jest ze śmiercią człowieka. Człowiek myśli, że odchodzi, gdy tymczasem przychodzi do prawdziwego świata. Świata, gdzie nie ma śmierci, nie ma cierpień, gdzie sprawiedliwość jest sprawiedliwością, gdzie nie ma kłamstwa, nie ma prześladowań człowieka przez człowieka.

Dzień Zmartwychwstania, moi drodzy, jest takim dniem, w którym człowiek powinien popatrzeć na swoje życie zupełnie inaczej, niż patrzy na co dzień. Powinien popatrzeć jakby z zewnątrz – jakby stanął obok siebie – i powinien zapytać: po co to wszystko? Po co ta krzątanina, po co te troski, po co te ludzkie krzywdy? Powinien zdać sobie sprawę z tego, że nadejdzie taka chwila, w której będzie sąd i każdy dobry uczynek, dobre słowo – uzyska nagrodę, a każda krzywda będzie sprawiedliwie ukarana. Amen.

 

Kazanie powyższe zostało wygłoszone 31 marca 1991 roku w kościele sióstr klarysek w Starym Sączu i włączone do książki „Wiara ze słuchania. Kazania starosądeckie 1980-1992” (Znak. Kraków 2009).