„Nie ma niepodległego narodu bez niepodległych ludzi”, mówił w latach 80. ub. wieku ks. Józef Tischner, komentując prozę Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Publikujemy fragment książki „Mądrość człowieka gór”, która niebawem trafi do księgarń w całym kraju.

Pisarstwo podhalańskie Tetmajera znajduje się na pograniczu literatury ludowej i literatury ogólnonarodowej. Z literaturą ludową łączy je nie tylko język, ale również świadectwo dawane bezpośrednim doświadczeniom życia, które są przywilejem ludu; żywioł życia ludzi gór jest tu obecny bez pośrednictwa wyuczonych abstrakcji. Z literaturą ogólnonarodową łączy je zdolność do zewnętrznego spojrzenia na lud i związanej z takim spojrzeniem refleksji nad wartościami, które lud ucieleśnia. Tym sposobem dzieło Tetmajera spełnia podwójną funkcję: ludowi przyswaja refleksyjną prawdę o nim samym, a narodowi ukazuje prawdę o ludowym żywiole. Opowieści Tetmajera są przede wszystkim opowieściami o ludziach. Prawdziwym bogactwem podhalańskiej ziemi są bowiem ludzie. I ludzie też są bogactwem tego pisarstwa z pogranicza.

Kim są ci ludzie? Są – powtórzmy to raz jeszcze – bezpośrednim wyrazem nigdy do końca nieokiełznanego żywiołu życia. Są tacy, jakimi czyni ich pasja życia. Zanurzeni po uszy w strumieniu życia, przeżywają do skrajności swą przygodę z życiem. A przecież nie są niewolnikami tego strumienia. Raz po raz przychodzi na nich niezwykła chwila, w której czują się wolni od życiowych konieczności, gotowi na śmierć, skierowani ku jednemu głównemu celowi – ku przeznaczonemu dla nich i im tylko właściwemu honorowi. W tym wykraczaniu ponad konieczne potrzeby życia trzech rzeczy są świadomi: wolności, śmierci, honoru. Dzięki temu ludzie ci osiągają duchową niepodległość.
Czytają podhalańskie opowieści Kazimierza Tetmajera, można podglądnąć, jak człowiek dojrzewa do niepodległości. Człowiek musi pokonać lęk przed śmiercią: kto boi się śmierci, zostanie niewolnikiem. Człowiek musi zrozumieć, czym jest wolność; człowiek tego jednak nie zrozumie, nie ocierając się o pokusę swawoli. Człowiek musi mieć odwagę sięgania po godność, a godność w języku ludzi oznacza – honor. Innej drogi nie ma. Wszystko zaś zaczyna się od tego, że człowiek nagle staje w sytuacji „albo–albo”: albo życie, albo śmierć; albo wolność, albo niewola; albo honor, albo hańba. Jakie stąd wyjście? Odpowiedzią są bohaterowie „Skalnego Podhala” od Jaśka Mosiężnego, Zośki Mocarnej, Wojtka Chrońca, Bronisława Luptowskiego, Pudrasowego Kuby, Zwyrtały muzykanta aż po Szymka Krzysia, o którym wspomnienie zamyka cykl opowieści. Każdy odpowiadał po swojemu na swoje „albo–albo”, ustanawiając tą odpowiedzią swą osobistą niepodległość. (…)

W „Notatce o polskim chłopie” śmierć przychodzi od strony surowej przyrody. Pamiętamy to opowiadanie. Tomek Gadeja z Polan idzie szukać rudy, o której wie, że jest w szczelinie skalnej. Jeden nieopatrzny ruch i lawina piargu sypie się na głowę. Czytamy: „Trza béło zginonć. Boby mie béło zasuło wysy i zapucyło. Wziónek deptać piorg nogami, depcem, depcem, on sie suje wereda, a jo śniego nogi wydźwigujem tak, jakie-byk po śniegu miękim seł, i wsejek go mioł jyno po kolana. Depcem, depcem, jo sie hań nie pytoł, wtoro godzina? Bo śmierzć za mnom stała i coroz to ręcyskiem sięgała ku mnie. Cułek jom za plecami, kościsko brzićkie, włosy jek mioł długawe, to sie mi widziało, jeze mnie za nie hyce ze zadku. Je, meślem se, wzienabyś mie! Mozek ci sie i zwidzioł, młody cłowiek. Śmierzć w złym miejscu, w niescenściu, pilnij młodego cłeka weźnie jako starego”.

A więc jest śmierć, ale nie zwykła, ze starości, lecz śmierć sprowokowana samym zamiłowaniem do ryzyka. Od ryzyka można uciec. Nikt człowieka nie zmusza do podejmowania ryzyka. Ale czymże byłoby życie, gdyby z niego wykluczyć urok ryzyka?

Tomka uratowali towarzysze. Ale Tomek nie daje za wygraną. Idzie w nieszczęsną dziurę drugi raz. Tym razem szczęście mu sprzyja i dosięga w końcu tej rudy. Opowiadanie kończy się filozoficzną refleksją: „S cłowieke by nié miało być nika źle, kieby umioł duha utrzimać. Jak cie duk odstompi, to jus nogorse. Jo se to nieroz przibacujem i tagek se uwazował, bok i nieroz ze Sieckom z Maćke o tem radziéł, zeby trza duha w narodzie utrzimować. Coby nie béł bojący. Wygramodlas sie z bodejscego, ale sie nie bój! Kiebyk béł zginon, no to nic, a kiebyk béł po ten rude nie poseł, toby béła przepadła”.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym wyznaniu: „Kiebyk béł zginon, no to nic…”. Kiedyś przed laty, jeden z wielkich myślicieli Georg Wilhelm Friedrich Hegel postawił pytanie, skąd bierze się zniewolenie człowieka przez człowieka. Odkrył, że jego początkiem jest strach przed śmiercią, panią absolutną. Kto na widok śmierci drży do szpiku kości, ten niesie w sobie duszę niewolnika. Ale w ludziach Skalnego Podhala nie mamy ani śladu takiego drżenia. Śmierć jest groźną panią, z która prowadzi się ryzykowną grę. Wyraźnie prowokuje się śmierć. Niech się zbliży i… zobaczymy. To ciekawe, ale żaden z bohaterów Tetmajera nie umiera zwyczajnie, lecz każdy ma swój osobisty stosunek do śmierci. Każdy chciałby uczynić z niej swe osobiste dzieło sztuki: umiera własną śmiercią. Tomek Gadeja idzie po kawałek rudy w szczelinę skalną. Po co? Czy naprawdę chodzi tylko o ten kawałek kamienia? Chodzi o coś więcej: o potwierdzenie siebie, własnej swobody, własnego wyboru.

Jest w tym zresztą głębsze znaczenie. Tomek mówi: „trza duha w narodzie utrzimować. Coby nie béł bojący”. To jędrne zdanie jest wskazówką, która ukazuje nam drogę dojrzewania narodu. Nie ma niepodległego narodu bez niepodległych ludzi. Tylko ci ludzie, którzy w spotkaniu ze śmiercią nie tracą ducha i bronią własnego honoru, są w stanie wybić się na niepodległość. Jeśli nie uda się jednego dnia, to spróbuję następnego – jak Tomek, który rzekł: „Ale mozecie wiedzieć, co jo hań nie straciéł duha, kie jo sie w drugi dzień w samo to miejsce wrócieł”. (…)

To zdumiewające: mimo legendy i baśni, mimo licznych przerostów fantazji i wpływów młodopolskiej melancholii, obcując z tym dziełem, mamy świadomość wtajemniczenia w jakąś prawdę. Nawet najbardziej legendarne postacie, uwikłane w legendarne przygody, walczą w końcu o to, co nie jest legendą, lecz żywą rzeczywistością ludzką. Śmierć, z którą prowadzą swą grę, jest prawdziwą śmiercią, prawdziwa jest ich wolność, prawdziwy honor. Ale nie tylko to: jest prawda w ich mowie, w ich krajobrazie. Chciałoby się rzec: ta literatura nie opisuje świata, ona jest jego częścią.
Ale tam, gdzie jest mowa o prawdzie, jest też mowa o myśleniu. Myślenie – oto szczególny wymiar tego dzieła i tego świata. Nad losem ludzi „Skalnego Podhala” unosi się zaduma: mądrość, która patrzy i słucha, która mówi, która jest solą tej ziemi. Bez tej zadumanej mądrości nie byłoby ani tego świata, ani tej literatury.

Bo to wszystko jest w końcu – głęboko mądre. Mądre jest to, że „trza duha w narodzie utrzimować. Coby nie béł bojący”. Prawda jest to, że „co nie fcem, to sie mi w garzcie pcha, co byk fciał, to nie moje”. Prawdziwe, choć smutne, jest to, że: „co mie zmogło? To dwoje: dziewka i las…”. Wielkie i prawdziwe jest: „Ale mi nie zol – co jek cuł wte, kiejek w izbe hipnón, to mi do końca zycia zapłaciło za sytko”.

I tak urzeczywistnia się „zaśpiew na sztukę narodową”. Ludzie „Skalnego Podhala”, którzy weszli na scenę sztuki narodowej i stanęli na niej obok Skrzetuskiego, Kmicica, Wołodyjowskiego, Wokulskiego, Ślimaka, Cezarego Baryki, Boryny i wielu innych, wnieśli na nią nie tylko swój strój i swą muzykę, ale przede wszystkim swą duchową niepodległość. Bez tej niepodległości naród nie byłby tym narodem, którym jest. Zasługa Kazimierza Przerwy-Tetmajera jest to, że właśnie on otworzył im drzwi na tę scenę.

Książka „Mądrość człowieka gór”, będąca zbiorem mało znanych i trudno dostępnych wystąpień i artykułów ks. Józefa Tischnera, będzie miała swoją premierę 25 listopada. Zamówienia można już jednak składać; najlepiej zrobić to tutaj.